Byliśmy świadkami wielu afer i dotąd nigdy, poza sprawą Rywina, nikogo nie ukarano - mówił w TVP Info Zbigniew S., pochodzący z Ozimka warszawski biznesmen.
Wczoraj gościł chyba we wszystkich stacjach TV i wyjaśniał, dlaczego ujawnił na Facebooku akta ze śledztwa w sprawie nielegalnego podsłuchiwania polityków i biznesmenów.
S. we wtorek wieczorem zostały zatrzymany i usłyszał zarzut rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego.
S. ma niemal status celebryty, od lat jest bohaterem ogólnopolskich mediów, tymczasem po raz pierwszy napisała o nim nto. W związku z najbardziej bezczelnym przekrętem w historii polskiej bankowości.
W lutym 1996 r. Zbigniew S. pojawił się w oleskim oddziale Banku Śląskiego i zwrócił się o pożyczkę 2 mld starych złotych (dziś 200 tys. zł). Pod zastaw zaproponował mszał gregoriański z X wieku, wyceniony na 25 mld starych złotych. Tak przynajmniej wynikało z ekspertyzy Muzeum Narodowego, którą przedstawił bankowcom.
Ci uwierzyli, mszał powędrował do bankowego sejfu, a Zbigniew S. bez problemu dostał kredyt. Oddał pieniądze przed terminem, więc kiedy znów wystąpił o pożyczkę pod ten sam zastaw - tym razem w wysokości 8 miliardów - bank nie widział żadnych przeszkód.
Nie zaniepokoił się też zbytnio, gdy Zbigniew S. nie spłacał kredytu, bo liczył, że z naddatkiem pokryje to mszał gregoriański.
Tyle że wtedy szybko się okazało, iż to nie unikalny zabytek, tylko nic niewart drukowany ewangeliarz ruski z... 1815 roku.
A biegły, który rzekomo sporządził jego ekspertyzę, nie istnieje. Zresztą żaden ekspert nie wydałby opinii o autentyczności drukowanego mszału z X wieku, bo druk Gutenberg wynalazł prawie 500 lat później.
Zbigniew S. nigdy nie przyznał się do winy, bronił się, że sam jest ofiarą i ktoś w banku musiał podmienić cenny oryginalny mszał na bezwartościowy ewangeliarz. Prokuratura nie uwierzyła mu, został zatrzymany, a potem stanął przed sądem.
Kilka lat później podawał się za doradcę Andrzeja Leppera i twierdził, że ma cenne informacje na temat afery Rywina.
Natomiast w 2006 r. zgłosił się do prokuratury, mówiąc, że posiada ważne dowody w tzw. aferze PZU. Ale nigdy ich nie przekazał.
"Nie miałem czasu na zaciemnianie danych. Prokuratura warszawska nadaje się do zwalczania łupieżu"
[x-news/TVP}
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?