Zdrowie za kratkami

fot. Krzysztof Strauchmann
Andrzej Bieniek złożył wniosek o przerwę w odbywaniu kary, bo chce się leczyć na własną rękę.
Andrzej Bieniek złożył wniosek o przerwę w odbywaniu kary, bo chce się leczyć na własną rękę. fot. Krzysztof Strauchmann
Jaki standard leczenia obowiązuje w zakładach karnych? Więźniowie i służba więzienna o to się spierają.

- Tylko proszę nie fotografować krat ani urządzeń zabezpieczających - zastrzega rzecznik Zakładu Karnego w Nysie. Zamknięty za żelazną kratą w pokoju widzeń, posłusznie fotografuję skazanego Andrzeja Bieńka przy stole, jak podpiera się na inwalidzkiej kuli. - Kiedy tu trafiłem, mogłem chodzić bez kuli - opowiada. W styczniu 2005 roku wolny człowiek Andrzej Bieniek złamał nogę. Dość paskudnie, bo stopa uwięzła mu w jakieś szczelinie, a on się przewrócił, doznając otwartego złamania stawu skokowego lewej nogi na wysokości kostki. Trafił na urazówkę do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Dla scalenia połamanych kości chirurdzy wstawili mu pod skórę metalowy pręt i śruby.

- Na wolności, jeszcze po tym wypadku, pracowałem w lesie jako drwal, przy wycince i zrywce drzew - mówi Andrzej Bieniek - Lubię tę pracę. Poza tym pomagałem bratu w gospodarstwie. Zauważyłem, że ruch mi dobrze robi na kontuzję. W sierpniu 2007 roku Bieniek trafił za kraty. Z artykułu 280 kodeksu karnego, czyli tzw. wymuszenie rozbójnicze, do tego doszła jeszcze jazda po pijanemu. O tym nie za bardzo chce rozmawiać. W 2008 roku zapadł wyrok - łącznie 4 lata i 4 miesiące pozbawienia wolności.

Termin odsiadki upłynie pod koniec 2011. - Godzina spaceru dziennie to nic. W więzieniu brakowało mi ruchu - opowiada. - Zaczęły mi dokuczać dolegliwości nogi. W Zakładzie Karnym w Nysie zgłosiłem się do pracy, myśląc, że dzięki większemu ruchowi moja noga wróci do normalności. Przez jakiś czas tak było. W grudniu 2008 roku lekarze więzienni zaproponowali Andrzejowi Bieńkowi operacyjne usunięcie śrub i prętów zespalających staw skokowy. Był już w trakcie przygotowań do operacji, którą mieli wykonać chirurdzy przy Areszcie Śledczym w Warszawie.

To jedyna w służbie więziennej placówka specjalizująca się w ortopedii. 12 grudnia zmienił zdanie i wycofał swoją zgodę na operację. - Akurat ból mi wtedy minął. Zresztą zrezygnowałem z transportu do Warszawy, bo zależało mi na kontakcie z dzieckiem i rodziną - tłumaczy dziś Andrzej Bieniek. - Skazani czasem kalkulują, że jeśli nie podejmą leczenia w warunkach więziennych, to uda im się uzyskać zgodę sądu na przerwę w odbywaniu kary i leczenie na wolności - komentuje kpt. Henryk Hoc, rzecznik prasowy Zakładu Karnego w Nysie. - Z naszych danych wynika, że średnio tylko co trzeci wypuszczony na przerwę w odbywaniu kary wraca dobrowolnie do więzienia. Pozostałych trzeba szukać.

Dajcie mi przerwę!
Ból nogi wrócił i był coraz bardziej dolegliwy. Po kilku miesiącach więzień zgodził się na drugą propozycję operacji i przeszedł ją w mokotowskim więzieniu w sierpniu 2009 roku. Po miesiącu wrócił do Zakładu Karnego w Nysie. - Nie wróciłem już do pracy, bo miałem przejść rehabilitację. Do dziś się jej nie doczekałem - opowiada Andrzej Bieniek. - Jestem leczony tabletkami przeciwbólowymi. Złożyłem wniosek o przerwę w karze, bo chciałem się leczyć na własną rękę. W lutym dostałem decyzję odmowną, bo uznano, że Zakład Karny ma możliwość leczenia mnie dalej.
- Rehabilitację w warunkach więziennych prowadzi ośrodek w Łodzi - mówi dr Rafał Piątek, szef służby zdrowia w ZK Nysa. - Wystąpiliśmy z wnioskiem o przyjęcie więźnia na rehabilitację, opisaliśmy jego stan zdrowia.

Ośrodek ustalił termin rehabilitacji na styczeń - luty przyszłego roku. Tamtejsi specjaliści nie wskazali, żeby wcześniej było to niezbędne. Zresztą na wolności też trzeba długo czekać na rehabilitację. Więzień Andrzej Bieniek korzysta z udogodnień dla chorego. Śpi na dolnej pryczy, dostał kulę inwalidzką, zażywa środki przeciwbólowe. Lekarzom więziennym stale zgłasza ból i trudności w zginaniu nogi. W grudniu ub. roku był na konsultacjach ortopedycznych u specjalisty w Nysie, w styczniu i kwietniu pojechał na konsultacje do ortopedów w Warszawie. W międzyczasie ponownie napisał wniosek o przerwę w karze, bo uważa, że na wolności łatwiej mu będzie przejść rehabilitację i wrócić do zdrowia.

- Ortopeda proponuje wykonanie u więźnia blokady stawu skokowego - tłumaczy dr Piątek. - Po takiej operacji ból nogi minie, ale na trwałe nie będzie mógł zginać stawu. W kwietniu lekarze z ośrodka w Warszawie polecili przeprowadzenie konsultacji w WCM w Opolu, gdzie wykonywana była pierwotna operacja zespolenia stawu. Chcą, żeby specjaliści z Opola wypowiedzieli się na temat celowości usztywnienia tego stawu i zadeklarowali, czy mogą wykonać taką operację. Wyślemy więźnia na konsultacje do Opola. Dopiero po zebraniu tych opinii będę mógł się wypowiedzieć, czy więzień może mieć robioną operację w warunkach pozbawienia wolności, czy też wymaga przerwy w odbywaniu kary.

Reperowanie zdrowia
Zakłady karne to odrębny świat reguł i prawideł, także w zakresie ochrony zdrowia. W nyskim ZK siedzi prawie 800 skazanych, część z ciężkimi wyrokami. Obsługuje ich wewnętrzny ZOZ z trzema lekarzami i 7 specjalistami. Wszyscy są na stałych etatach lub cząstce etatu w państwowym zakładzie budżetowym. Do lekarzy pierwszego kontaktu więzień może się zgłaszać choćby kilka razy w tygodniu. Za lekarzy, leki, również w przychodniach specjalistycznych przy aresztach i więzieniach, jak ta w Warszawie czy Łodzi, płaci bezpośrednio budżet państwa. Za każde badanie, konsultacje, leczenie zlecone na zewnątrz, cywilnej przychodni, dyrektor ZK musi płacić rachunek żywą gotówką.

Pozbawiając obywateli wolności, państwo bierze na siebie zobowiązanie, że będzie ich bezpłatnie leczyć, kupować medykamenty, umawiać do specjalisty, rezerwować terminy w szpitalach czy ośrodkach specjalistycznych. Na dodatek, wysyłając kogoś na leczenie w innym mieście, trzeba mu zapewnić przejazd, konwój, strażników, miejsce w tamtejszym areszcie.

- W przypadku zagrożenia życia, np. przy zawale czy wylewie, wysyłamy więźnia natychmiast do najbliższego szpitala i płacimy za leczenie. Jeśli nie ma zagrożenia życia, bazujemy na więziennej służbie zdrowia - mówi dr Piątek.

- Może Zakładu Karnego w Nysie nie stać na opłacenie mojej operacji? - zastanawia się więzień Bieniek. - Kiedyś dyrektor ZK w czasie jednej z wizytacji cel zasugerował mi wykupienie leków przeciwbólowych na własną rękę. Nie mogę spać po nocach. Ból jest bardzo uciążliwy. Przede wszystkim chcę, żeby ustąpił. Tymczasem tu karmią mnie tabletkami, jakie można sobie kupić samemu na stacji benzynowej.

- Nikt nie jest zostawiony bez leków - oponuje dr Rafał Piątek. - Z zasady korzystamy z leków generycznych, tańszych odpowiedników. Jeśli jednak więzień domaga się konkretnego leku, za zgodą lekarza może go sobie wykupić za własne pieniądze. Kilka razy dziennie trafiają do mnie podania o zgodę na posiadanie jakichś leków, w większości witamin czy suplementów diety, w które skazani bardzo wierzą.

- Mamy tu swojego stomatologa, ale zdarza się, że za zgodą dyrektora więzień może skorzystać z prywatnego dentysty i za niego zapłacić - dodaje kpt. Hoc. - W ubiegłym roku zapłaciliśmy prawie 8 tys. zł za wykonanie 8 protez i 22 par okularów. Często bywa tak, że więźniowie, którzy na wolności nie bardzo dbali o zdrowie, za kratami chcą nadrobić zaległości.

Pozbyć się problemu
Andrzej Bieniek ma wyraźnego pecha do więziennej służby zdrowia. W marcu zdarzyła mu się kolejna przygoda. Więzienny chirurg wykonał mu 31 marca prosty zabieg usunięcia kaszaka - narośli w worku mosznowym. Po zabiegu w ambulatorium więzień został odesłany do celi. - Chirurg nie zszył mu rany wielkości kurzego jajka, a tylko przykrył ją opatrunkiem. To wyglądało jak lej po bombie - skarży się Bieniek. - Już po drodze zacząłem krwawić, brudziłem krwią ubranie i ręcznik. Wieczorem przyszła pielęgniarka i przy zmianie opatrunku dostałem jeszcze większego krwotoku. Pielęgniarka nie dawała rady.

Dopiero wtedy wezwano pogotowie. Ranę zaszył natychmiast chirurg w szpitalu, pytając, czy wszystkich więźniów tak traktują. Sam sobie potem musiałem wyjąć szwy obcinaczem do paznokci. - Według informacji chirurga jama po wyjęciu kaszaka miała się sama zamknąć. Nie została zaszyta, żeby nie zbierała się w niej ropa - wyjaśnia dr Piątek. -To normalne postępowanie w takich przypadkach. Powikłania, jakie później nastąpiły, zawsze się mogą zdarzyć.

Więzień Andrzej Bieniek o swojej sprawie napisał do Rzecznika Praw Obywatelskich. Napisał do gazety list, że lekarze w ZK potraktowali go karygodnie i nieodpowiedzialnie. W ZK Nysa odpowiadają spokojnie: skarży się, bo ma do tego prawo. - Teraz pewnie poprą mój wniosek o przerwę w odbywaniu kary, bo chcą się pozbyć problemu - domyśla się skazany. - Niektórzy więźniowie mają nastawienie roszczeniowe - mówi kpt. Hoc. - Podejrzewam, że wielu ubogich na wolności nie ma takiej opieki zdrowotnej jak skazani.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska