Żeby młodzi nie zapomnieli, co się na Śląsku zdarzyło

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Pamięć o Tragedii Górnośląskiej jest też szansą na szukanie pojednania. Na zdjęciu: nabożeństwo w Folwarku z okazji  65. rocznicy zakończenia wojny.
Pamięć o Tragedii Górnośląskiej jest też szansą na szukanie pojednania. Na zdjęciu: nabożeństwo w Folwarku z okazji 65. rocznicy zakończenia wojny. Polskapresse
Na Uniwersytecie Opolskim odbyła się konferencja na temat Tragedii Górnośląskiej. W auli Wydziału Teologicznego zasiadło wielu mieszkańców gminy Prószków.

Sowiecka samowola

Właśnie gmina wraz z Wydziałem Teologicznym UO i Instytutem Historii przygotowała sympozjum "Tragedia Górnośląska 1945 w miejscowościach podopolskich". Przyciągnęło ono wiele osób starszych, jak i dużą grupę gimnazjalistów.

- Od dawna nachodziły mnie refleksje, że przypomnienie o tym, co działo się w naszych nadodrzańskich wioskach jesteśmy zwyczajnie winni młodemu pokoleniu. Zwłaszcza w roku siedemdziesiątej rocznicy Tragedii Górnośląskiej, prawdziwej apokalipsy, która dotknęła naszych mieszkańców - mówi Róża Malik, burmistrz Prószkowa. - Tak doszło, za radą ks. prof. Józefa Mikołajca, do zorganizowania konferencji z udziałem dwóch wydziałów Uniwersytetu Opolskiego oraz do wznowienia książki Bernarda Waleńskiego "Na płacz zabrakło łez" poświęconej hekatombie mieszkańców Boguszyc mordowanych przez żołnierzy Armii Czerwonej w 1945 roku.

Losy ludności cywilnej przybliżyła dr Adriana Dawid z Instytutu Historii UO. Przypomniała, że dla mieszkańców Górnego Śląska II wojna światowa rozpoczęła się często naprawdę dopiero w 1945. W czasie wojny nie doskwierał tutaj brak żywności. Głód zaczął się dopiero po wojnie.

Oczywiście mężczyźni byli wcielani do Wehrmachtu i ginęli na frontach, ale bezpieczeństwo mieszkańców przez zdecydowaną większość wojny nie było zagrożone. Ten stan trwał aż do nalotów amerykańskich latem 1944 roku w okolicach Kędzierzyna i Zdzieszowic.
- Pierwszym symptomem tragizmu mieszkańców tej ziemi była decyzja o ewakuacji - mówiła dr Dawid. - Towarzyszyły jej ostrzeżenia przed żołnierzami Armii Czerwonej jako ludźmi niecywilizowanymi i niemoralnymi. I większość mieszkańców posłusznie poddała się nakazowi ewakuacji prowadzonej w bardzo trudnych warunkach, w dużym chaosie. W pierwszej fazie dotknęła ona 1,5 mln mieszkańców naszego regionu. Wśród nich znaleźli się także przedstawiciele nazistowskiego aparatu władzy. Najmniej chętnie wyjeżdżali rolnicy, którzy nie chcieli zostawiać dobytku. Jeśli już decydowali się na opuszczenie domów, starali się wyjechać możliwie blisko, by jak najszybciej wrócić.

- Od stycznia do marca 1945 roku trwała pełna samowola sowiecka i to był jeden z najtragiczniejszych momentów w historii tej ziemi - dodała dr Dawid. - Armia Czerwona dopuszczała się aktów przemocy, rabunków, gwałtów, dewastacji zakładów przemysłowych. Masowe mordy, w których liczbę zabitych szacuje się na kilkuset mieszkańców miały miejsce m.in. w Boguszycach, w Gliwicach i Bytomiu Miechowicach. Doszło do wielu podpaleń i zniszczeń, które nie były wynikiem działań wojennych, ale efektem bezprawia będącego sposobem na zatarcie grabieży. Tak zniszczona zastała także część Opola.

"Kobiety przed Rusami musiały się chować" - cytowała wspomnienia z czasów wojny. "Ubierały jupki, mazelonki i chustki zawiązywały, by się starszymi wydawać. Mimo to zginęło wielu cywilów, w tym kobiet i dzieci. Wiele kobiet zgwałcono. Nie sposób ich dzisiaj policzyć.

Ważną część wykładu dr Adriany Dawid zajęły kwestie deportacji mieszkańców Górnego Śląska - za zgodą mocarstw zachodnich - do pracy w Związku Radzieckim. Wywózki zaczęły się od lutego 1945. Mężczyźni w liczbie kilkudziesięciu tysięcy byli wykorzystywani do demontażu śląskich zakładów, a następnie wywożeni do Donbasu, Kazachstanu, na Syberię. Wywózki do obozów pracy wstrzymano dopiero w sierpniu 1945.

Jeszcze przed Poczdamem

Do pierwszych wysiedleń na zachód ludności niemieckojęzycznej doszło jeszcze przed konferencją poczdamską - przypomniała autorka referatu. Wysiedleni trafiali najpierw do obozów przejściowych. Na Górnym Śląsku było takich obozów ponad sto. Najbardziej znany był obóz w Łambinowicach. Tylko do grudnia 1945 Śląsk Opolski opuściło przymusowo około 76 tys. Niemców.

Opolskie sympozjum było okazją do zaprezentowania nowego wydania książki Bernarda Waleńskiego "Na płacz zabrakło łez". Przed 25 laty jej autor przełamał tabu i zdołał przekonać grupę mieszkańców Boguszyc do opowiedzenia, co działo się w ich wiosce w czasie przejścia frontu. Dokonał rzeczy niezwykłej, bo ośmielił i zachęcił do wspomnień ludzi, którzy latami dusili w sobie tragiczne wspomnienia tamtych przeżyć. Jego zasługą jest i to, że "zdążył przed Panem Bogiem". Dziś zebranie takich wspomnień byłoby już niemożliwe.

- Czuję się jak przy powtórnych narodzinach swojego dziecka - mówił wzruszony Bernard Waleński.

Sowiecką ofensywę na Śląsku Opolskim i przebieg walk omówił dr Mariusz Patelski, historyk z Uniwersytetu Opolskiego. - Żołnierze sowieccy zasadniczo nie brali jeńców mówił, wymieniając miejscowości, w których doszło do rozstrzelania żołnierzy Wehrmachtu. - To była wojna na śmierć, nie na życie. Przypomniał, że "wyzwolenie" Śląska kosztowało życie 30 tysięcy żołnierzy sowieckich i 50 tysięcy żołnierzy niemieckich. Były też przypadki, w których niemieccy cywile byli po prostu rozjeżdżani przez radzieckie czołgi.
Opolski historyk omówił bardzo dokładnie przebieg walk o Opole. Zwrócił też uwagę na los mieszkańców śląskich wiosek po ich zajęciu przez Armię Czerwoną. Przypomniał, że sama liczba sowieckich żołnierzy zajmujących miejscowości i zachowujących się jakby byli u siebie i wszystko do nich należało, była dla mieszkańców prawdziwym utrapieniem. Tak było choćby w Luboszycach, gdzie znalazł się zarówno radziecki sztab, jak i duży wojskowy szpital.
Zamykająca konferencję dyskusja panelowa była także okazją do przypomnienia, dlaczego tego typu spotkania są po 70 latach, jakie upłynęły od wydarzeń 1945 roku, potrzebne.

- W okresie PRL-u to, co o tragedii Niemców mówiono w prószkowskich domach od tego, co mówiono w szkole, różniło się diametralnie. W domach mówiono o mordach dokonywanych na kobietach i dzieciach, o gwałtach, a gdy przychodziliśmy do szkoły, miała miejsce akademia ku czci wybawicieli z Armii Czerwonej - przypomniała Róża Malik.

- Nie jesteśmy zakładnikami historii - cytował kanclerz Angelę Merkel ks. prof. Józef Mikołajec. - Warto pamiętać o Tragedii Górnośląskiej, po to by się z niej uczyć, by taka tragedia już się nie powtórzyła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska