Zespół An-Kara z Nysy - droga do wielkiej kariery

Redakcja
Andrzej i Karina jako Ankara nagrali ostatnio teledysk w Kopicach.
Andrzej i Karina jako Ankara nagrali ostatnio teledysk w Kopicach. fot. Archiwum
- Gościliśmy w kilkudziesięciu stacjach radiowych, wspięliśmy się dość wysoko na listy przebojów. A Nysa nas nie zna - uśmiecha się gorzko Andrzej.

Niewysoki, ale przystojny blondyn. Charakterystyczny pieprzyk, diabelsko niebieskie oczy, ciepły głos. Niejedna mogłaby stracić głowę. Zwłaszcza widząc go na scenie. No i słuchając, jak śpiewa.

- Dzisiaj nagrać płytę to żaden problem. Chodzi o to, żeby ktoś ją usłyszał, a najlepiej, żeby zapadła w sercu tak głęboko, by następnego dnia o niej nie zapomniał - wtrąca ona.

Razem z Andrzejem od wielu lat tworzą śpiewający duet, ale dopiero niedawno urodziło im się ich własne wspólne dziecko - projekt AN-KARA i płyta "Ona i Ja".

- Od początku do końca płyta jest taka, jaką chcieliśmy nagrać - cieszy się Karina.
- Długo do niej dojrzewaliśmy, ale widocznie tego nam było trzeba. Czasu..

Karina jest filigranową śliczną brunetką. Zadowolona z życia, szczęśliwa, energiczna i fajnie ubrana. Trudno uwierzyć, jaką siłą głosu dysponuje ta drobna istota: "I nawet jeśli znikam w obłokach innych miast odnajdziesz mnie..."
Najpierw słychać Karinę, później włącza się Andrzej. Ona nisko, on wysoko, gitary, klawisze. Muzyka rozlewa się po całym ciele. Niby zwykły, wpadający w ucho pop z elementami rocka i r'n'b. Ale jest coś więcej - są prawdziwi!

To ich najnowszy singel "Więcej nas", który jest zapowiedzią tego, o czym od dawna marzyli. Debiutanckiego albumu, zrobionego całkowicie na swoją modłę. Tak, jak chcieli. Pracowali nad krążkiem od stycznia do końca lipca. Prawdopodobnie ukaże się na początku przyszłego roku.

Przy okazji nakręcili klip na kopickim zamku. Mają nadzieję, że uda się tam zagrać koncert promujący płytę. Dla mieszkańców Opolszczyzny, z której w końcu przecież pochodzą. I nigdy o tym nie zapominają. O Nysie przede wszystkim.

- To miasto było, jest i będzie zawsze dla nas punktem wyjściowym. Tu ciągle wracamy. Tu jest nasza rodzina, znajomi, przyjaciele i sąsiedzi, którzy prawdopodobnie mają ubaw po pachy, jak widzą nas maszerujących z tobołkami tam i z powrotem. Bo my tak ciągle w biegu - śmieje się Karina. - Ale póki starcza nam sił, to świetnie się przy tym bawimy i w miejscu usiedzieć byłoby ciężko. Nawet jeśli jest to okupione ciężką pracą.

Tak jak te kilka ostatnich miesięcy wyjętych z życiorysu, ale mówią, że było warto.
- Współpracowaliśmy z ludźmi z najwyższej półki. To ważne, bo skoro chcieli z nami coś zrobić, to znaczy, że prawdopodobnie jesteśmy coś warci - uśmiecha się Andrzej i zaczyna sypać nazwiskami w ścisłej konfiguracji z dziwnie brzmiącymi nazwami.

Mastering, Kindla, Gawłowski, Grupa 13. Zwykłemu zjadaczowi chleba niewiele to mówi, ale faktem jest, że to ludzie, którzy na co dzień współpracują z gwiazdami polskiej sceny muzycznej takimi jak Feel, Kombi.

"Więcej nas tylko ty dajesz mi siłę..."

Karina poprawia włosy, bawi się filiżanką od espresso. Andrzej strzepuje jej z ramion niewidoczny pył. Nie obnoszą się z tym, że są parą, ale na pierwszy rzut oka widać, jak wiele dla siebie znaczą. Są małżeństwem z 9-letnim stażem.

Poznali się jakieś 14 lat temu na festiwalu piosenki żołnierskiej. Wspólnie wyśpiewywali "Czerwone słoneczko" i "Chabry z poligonu". Tamten klimat bliższy był Karinie - w końcu pochodzi z wojskowej, muzykującej rodziny.

Ani się obejrzeli, gdy narodził się ich pierwszy wspólny projekt An Dreo&Karina, w niczym nie przypominający dzisiejszej AN-KARY. Śpiewali włoskie piosenki Ala Bano i Rominy Power, z którymi występują jako jedyni w Europie.

Na początku kariery namawiano ich, żeby się nie ograniczali do jednego wykonawcy, żeby urozmaicili repertuar. Mieli też propozycje występowania osobno, Andrzej nawet dwie poważne - w Mafii i z Kasą. Odmówili. Uparli się, że będą śpiewać razem i konsekwentnie - tylko po włosku.

Tak jest do dzisiaj. Dołożyli jeszcze od siebie własne aranżacje utworów, kilka nawet sami napisali.

- Wszystkim naraz trudno dogodzić, ale zawsze najdzie się odbiorca, do którego trafimy - twierdzi Karina. - Włoska piosenka to nasz sposób na życie, to nasz chleb, pieniądze, dzięki którym mogliśmy sobie pozwolić na własny projekt.

On macha ręką z rezygnacją i uśmiecha się.
- A niech sobie ludzie mówią, co chcą. Może to zawiść, może małostkowość. Zresztą wiem, że gros naszych znajomych po wielu latach dorosła już do tego, żeby zaakceptować tę naszą inną muzykę. No bo wiadomo, że gdy mieliśmy po 20 lat, to zdrada rockowych brzmień na rzecz włoskiego popu była haniebna i niedopuszczalna. Wtedy litości nie było i koledzy potrafili mi nieźle dopiec. Sam zresztą z siebie się śmiałem!

- Jak oglądamy te nasze stare klipy, to mamy ubaw po pachy - śmieje się Karina.
- Tak bardzo chcieliśmy się upodobnić do Ala Bano i Rominy, że wyglądaliśmy z dziesięć lat starzej.

Teledyski z tamtych lat można było zobaczyć w ówczesnym "Disco relaks", gdzie nysanie lądowali tuż obok "Mydełka Fa" i "Majteczek w kropeczki". Trochę błędnie ich zaszufladkowano, ale oni i tak nie mają żalu. W końcu dzięki An Dreo &Karina wypłynęli na szerokie wody. Z włoskimi piosenkami do dziś jeżdżą po całej Polsce, byli nawet w Stanach na zaproszenie Polonii.

To dało im przygotowanie, doświadczenie, kilka kopniaków na starcie w muzyczny świat, no i pieniądze. A inna sprawa, że w końcu każdy zespół od coverów zaczyna.

Przejrzeli na oczy i zobaczyli, na czym tak naprawdę polega show-biznes. Jak łatwo jest się wylansować, jak trudno utrzymać na scenie i szybko z niej spaść. Dziś z tego doświadczenia i wiedzy korzystają, pracując przy swojej płycie. Pokornie biorą to, co im los przyniesie. Z każdego sukcesu, dobrego słowa cieszą się jak dzieci.

Andrzejowi i Karinie jest trochę przykro, że nikt o nich w rodzinnym mieście nie pamięta. Grają po całej Polsce, zapraszani są na festiwale, a w Nysie cisza. Czasem mają wrażenie, że nikt nie wie o ich istnieniu.

- Nikt nam nigdy tak naprawdę nie pomógł. Do wszystkiego doszliśmy sami. Z jednej strony może to i dobrze, no, ale z drugiej - trochę żal - mówi Andrzej.

Na Dniach Nysy, gdzie zapraszane są zespoły z całego kraju, a nawet z zagranicy, Andrzej i Karina stoją przeważnie wśród tłumu. Nigdy jeszcze nie wyszli tu na scenę.
- Zawsze staramy się pamiętać i gdzie tylko się da, podkreślamy, skąd jesteśmy. To taka mała promocja z naszej strony - dodaje Karina. - Nie wiem, czemu tak jest, ale w rodzinnych miastach artyści zawsze mają pod górkę.

Mimo wszystko z podziwem patrzą, jak Nysa się rozwija. Podoba im się, że coraz więcej się dzieje, że jest gdzie pójść, zatrzymać się, odpocząć. Karina nawet zapisała się na nowo otwarty kierunek w PWSZ - jazz i muzyka estradowa.

"Wierzę w jasne niebo choć czasem zimny deszcz zabija mnie"

W Warszawie ciężko pracują, w czasie koncertów śpią po 2 godziny dziennie. W Nysie ładują akumulatory - spotykają się z przyjaciółmi, mają czas dla rodziny, znajomych.

Wychodzą z założenia, że co ich nie zabije, to wzmocni. Tak jak Kariny choroba. Ma za sobą ciężkie przejścia z HCV, było naprawdę nieciekawie. Lekarze zabronili śpiewać, chodzić, jeździć. Tylko leżeć i wypoczywać!

- Ja w łóżku? Nigdy w życiu! - marszczy brwi na wspomnienie tamtych ciężkich chwil. - Na nic były zalecenia lekarzy. Przecież ja bez muzyki nie potrafię żyć. Ani na chwilę nie odpoczęłam, nie zrezygnowałam z koncertów. Myślę, że dzięki temu właśnie przetrwałam. Bo gdybym zajęła się tylko własną chorobą, to mogłabym się poddać.

"Więcej nas" nawiązuje właśnie do tamtego okresu. Wbrew pozorom nie jest to utwór tylko o miłości. Jest w nim lęk, ale też siła i wiara Andrzeja.

Karina dopija espresso, Andrzej spogląda na zegarek. Czas się zbierać, bo w drogę im trzeba. Znów się spakują (po raz setny chyba w tym roku), znów przewędrują z tobołkami pod oknami zdziwionych sąsiadów. Nie wiadomo kiedy wrócą, nie wiadomo kiedy ponownie wyjadą. Gdzieś po drodze kupią bułki z kiełbasą, zaśpiewają "Felicita", wydadzą płytę. Ale i tak najważniejsze, że będą razem.

"Może znajdziemy gdzieś domniech tam nie zabraknie twych rąk..."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska