Zginął od ciosów siekierą. Rodzina: to on był oprawcą

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Mama Aleksandra, Halina, chce opowiedzieć synowi o całej tragedii, zanim ten pójdzie do przedszkola. - Wolę, żeby o wszystkim dowiedział się ode mnie niż od kolegów. Chcę być z nim szczera - mówi.
Mama Aleksandra, Halina, chce opowiedzieć synowi o całej tragedii, zanim ten pójdzie do przedszkola. - Wolę, żeby o wszystkim dowiedział się ode mnie niż od kolegów. Chcę być z nim szczera - mówi. Radosław Dimitrow
W tej historii nie ma podziału na dobrych i złych bohaterów. Zdaniem prokuratury ofiarą jest 28-letni Rafał B., który zginął od ciosów siekierą. Zdaniem rodziny to on był oprawcą. Nękał i groził, że wszystkich wypali.

22-letni Rafał, jego szwagier, wziął siekierę i zaczął bić Rafała B. obuchem po głowie. Przestał dopiero, gdy mąż siostry upadł na ziemię i przestał się ruszać. Zdaniem prokuratury Rafał jest zabójcą. Zdaniem rodziny - uratował domownikom życie.

Niespokojne małżeństwo

Halina i Rafał B. poznali się w Holandii kilka lat temu. Wysoki brunet wydawał jej się całkiem sympatycznym chłopakiem. Rafał był zawsze pewny siebie i tym jej imponował. Gdy Halina zaszła z nim w ciążę, podjęli szybką decyzję - pakujemy rzeczy i zamieszkamy razem w Dąbrowie Górniczej, w mieszkaniu, które pomogli urządzić rodzice Rafała.

- Ten potwór, zamiast dbać o moją córkę, ściągnął nieszczęście na nią i całą naszą rodzinę - mówi pani Łucja, mama Haliny, zadumana na ławce przed domem. - Gdyby nie pojawił się w naszym życiu, dalej żylibyśmy jak normalna rodzina. A tak musimy żyć z tym wszystkim. Wytykani palcami przez ludzi: "O! To są ci, którzy zabili siekierą" - mówią o nas na ulicy.

Halina nie tak wyobrażała sobie wspólne życie. Szybko wyszło na jaw, że Rafał lubi wypić, a gdy wypije, to bije. Na początku najbardziej bała się dni wypłaty. Były pieniądze, to była wódka.
- Rafał pierwszy raz pobił mnie już po tygodniu jak z nim zamieszkałam - pamięta Halina. - Po tym, jak urodziłam Aleksandra, bił mnie już regularnie.

Rafał twierdził zawsze, że to ona prowokowała go do użycia siły, bo zachowywała się "jak szmata". Załamana Halina nie mogła tego dłużej znieść. Pewnego dnia, gdy Rafał był w pracy, zabrała syna i uciekła do swojej mamy w Dobrej.

Wtedy wszystko się zaczęło

Rafał nigdy nie pogodził się z tym, że Halina odeszła. Wydzwaniał do niej po kilka razy dziennie. - Wracaj! Ty jeb*** szmato, kur***! - zachęcał przez telefon. I groził, że jak nie, to wypali całą jej rodzinę żywcem.

Gdy nie udało mu się przekonać Haliny do powrotu, zaczął regularnie nachodzić rodzinę. W drzwiach zawsze stawał pijany, a brat Haliny, Rafał, próbował go uspokajać i wzywał policję.

Rafał tłumaczył mundurowym, że chciał tylko zobaczyć swojego syna. Ale gdy raz dostał do rąk małego Aleksandra, zagroził: - Teraz się pakuj i wyjeżdżamy do Dąbrowy albo rzucę dzieckiem o ziemię!
Rodzinie udało się wtedy udobruchać tatę, by oddał dziecko. Za to w złości powybijał im w domu wszystkie szyby.

- Największy żal mamy do policji z Krapkowic - przyznaje siostra Agnieszka, która mieszka w Dobrej pod jednym dachem z Haliną. - Zawsze gdy dzwoniliśmy na 997, oni przyjeżdżali radiowozem i tylko spisywali notatki, a kilka godzin później Rafał wracał się awanturować jeszcze bardziej pijany.
Raz uciekł im z radiowozu, zanim mundurowi dowieźli go na komendę.

- Potem szukali go po wsi i pytali ludzi, czy go nie widzieli - wspomina Agnieszka.
Z powodu Rafała rodzina urządzała w domu warty. - Dzisiaj pod oknem czuwasz ty, a jutro ja. Tak wyglądało nasze życie - dodaje pani Łucja. - A w nocy zrywaliśmy się na nogi przy najmniejszym szmerze.

Sąd: policja działała nieudolnie

W marcu 2011 rodzina znalazła w szopie podpałkę. To był znak, że Rafał z podpaleniem domu nie żartował. Wtedy 22-letni brat Haliny nie wytrzymał.

Gdy Rafał wrócił do stodoły zabrać rzeczy, wziął siekierę i z całej siły uderzył go obuchem w głowę. Zadał w sumie kilka ciosów, aż Rafał bez życia osunął się na ziemię. Mąż Agnieszki, widząc, co się stało, wziął szpadel i pomógł mu zakopać ciało w szopie.

Sędzia Zbigniew Harupa z Sądu Okręgowego w Opolu, który prowadził rozprawę, nie pozostawił suchej nitki na funkcjonariuszach z Krapkowic interweniujących w sprawie 28-letniego furiata. "Wzywana na pomoc policja była wobec niego w zasadzie bezradna, gdyż ograniczała się do pouczeń, o ile oskarżonego w ogóle spotkała (...)" - stwierdza sędzia Harupa.

Sąd uznał, że brat Haliny, czując się gospodarzem domu, bał się o całej życie rodziny. Dlatego feralnego dnia, zamiast wzywać policję po raz kolejny, zabrał ze sobą siekierę - "ze strachu" i "na wszelki wypadek" - uzasadniał sędzia Harupa.

Rafał B. usłyszał wyrok: 4 lata więzienia. Niewiele jak za zabicie człowieka, bardzo dużo jak za zabicie w obronie własnej. Musi też wypłacić 10 tys. złotych zadośćuczynienia matce zabitego 28-latka. Mąż Agnieszki, który pomagał zacierać ślady zabójstwa, dostał karę 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata.

Policja: zrobiliśmy wszystko, co było możliwe

Jarosław Waligóra, rzecznik policji w Krapkowicach, uważa, że stwierdzenia sądu o bezradności funkcjonariuszy są krzywdzące.

- Policjanci zrobili wszystko, co było możliwe - mówi Waligóra. - W czasie interwencji domowych karali mężczyznę mandatami i zatrzymywali do wytrzeźwienia.

Nie mogli natomiast przewidzieć i nic na to nie wskazywało, że "głowa rodziny", nie skarżąc się wcześniej na działania policji, dopuści się samosądu.
W dniu ogłoszenia wyroku w opolskim sądzie na rozprawę przyszła matka zabitego Rafała - pani Krystyna. Gdy wyszła z sali, krzyczała do rodziny z Dobrej, że to oni są potworami.

Pani Krystyna nazywa wyrok opolskiego sądu kpiną. - Za zabicie psa ludzie dostają wyższe kary. Wyrok nie jest prawomocny, będę się odwoływać do skutku, aż zabójców spotka właściwa kara.

Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś

Sąd zdecydował, że 22-letni Rafał nie musi czekać na kolejną rozprawę w areszcie. Po ogłoszeniu ostatniego wyroku zwolnił go do domu. To oznacza, że za swój czyn może odpowiadać z wolnej stopy.

- Gdy syn przyjechał do domu po roku aresztu, łzy lały się nam strumieniami - przyznaje mama Łucja. - Ale on od czasu tego pobytu w więzieniu bardzo się zmienił. Zamknął się w sobie i przestał z nami rozmawiać. Z domu nie wychodzi prawie wcale. Godzinami przesiaduje w swoim pokoju.

Po tym, jak Rafał trafił do aresztu, szef z Krapkowic od razu zwolnił go z pracy. Teraz rodzina głowi się, skąd wziąć pieniądze, żeby wypłacić zadośćuczynienie.

A co z małym Aleksandrem, który ma dziś niecałe dwa latka? Zanim pójdzie do przedszkola, na pewno zapyta się mamy, gdzie jest jego tato.

- Wtedy nie będę ukrywać przed nim tego, co się stało - przyznaje mama Halina. - Lepiej, żeby o tej całej tragedii dowiedział się ode mnie niż od kolegów. To nie będzie łatwe. Ale chcę, żeby znał prawdę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska