Zimy na ziemi strzeleckiej dały się ludziom we znaki

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Niewiele jest archiwalnych zdjęć przedstawiających Strzelce i okolicę w zimowej scenerii. Ta fotografia, przedstawiająca ratusz od strony ul. Krakowskiej, pochodzi z lat 60. ubiegłego stulecia.
Niewiele jest archiwalnych zdjęć przedstawiających Strzelce i okolicę w zimowej scenerii. Ta fotografia, przedstawiająca ratusz od strony ul. Krakowskiej, pochodzi z lat 60. ubiegłego stulecia. Kopia: DIM, ze zbiorów P. Smykały
Blisko minus 40 stopni to nieoficjalny rekord mrozu, jaki odnotowali strzelczanie. Równie trudno było przetrwać przed laty zimy, w czasie których występowały obfite opady śniegu.

Szczególnie trudny dla mieszkańców Strzelec i okolicy okazał się 1903 rok. Anomalie pogodowe zaczęły się 14 kwietnia. Nad Kielczą, Żędowicami, Jemielnicą i Staniszczami rozpętała się potężna burza śnieżna, która utrzymywała się przez dwa kolejne dni i miała dla mieszkańców dotkliwe skutki.

Z relacji ludzi oraz archiwalnych zapisów wynika, że zaspy śniegowe, które powstały na skutek opadów, sięgały dwóch metrów. Słupy telegraficzne i drzewa pod naporem śniegu łamały się jak zapałki, a ruch na ziemi został niemal całkowicie sparaliżowany. W pierwszej kolejności stanęły pociągi - kolejarze nie byli w stanie odśnieżyć torów, więc zdecydowali, że składy w ogóle nie będą wyjeżdżać. O odśnieżaniu lokalnych dróg nikt nawet nie myślał, w efekcie czego mieszkańcy wsi zostali odcięci od świata.

Skutki pogodowych anomalii odnotowali także strażacy w swoich kronikach. Mundurowi z Żędowic pisali, że przez okiść śniegową powalonych zostało tysiące drzew, a w Staniszczach Małych odwołano w szkołach lekcje. Szkody były na tyle duże, że lokalne władze zdecydowały się sprowadzić tutaj robotników z Galicji i Węgier, którzy pomogliby w usuwaniu połamanych drzew.

Gdy mieszkańcom wydawało się, że najgorsze mają już za sobą, nastąpiła gwałtowna odwilż. Śnieg topił się tak szybko, że Mała Panew, do której spływała woda z okolicznych łąk i lasów, wystąpiła z brzegów. Woda zalała nie tylko pola uprawne, ale także domy. Nurt porwał część drewnianych budynków gospodarczych, które nie były podmurowane. Woda wdarła się także na teren huty, która działała w Żędowicach, niszcząc koło wodne, które napędzało tamtejsze urządzenia.

- Dla mieszkańców musiały to być trudne chwile - mówi Piotr Smykała, znawca lokalnej historii. - Przedwiośnie to czas, w którym w wielu domach kończyły się już zapasy zgromadzone na zimę, a domownicy szykowali się do pracy na polach. Ale ziemi nie dało się uprawiać, bo w wielu miejscach zalegała woda.

Jakby tego było mało, na przełomie lipca i sierpnia 1903 roku nad wsiami przeszła ulewa, która ponownie podtopiła pola i gospodarstwa. Mała Panew wylała po raz kolejny, niszcząc drogi, mosty i przepusty.

Równie trudny dla mieszkańców ziemi strzeleckiej okazał się rok 1929. W styczniu i lutym odnotowano rekordowe mrozy, które w powiecie strzeleckim sięgnęły blisko -40 stopni Celsjusza (strażacy z Kielczy odnotowali w kronice temperaturę -42 stopni, ale ten pomiar wydaje się nieco przesadzony).

Jak wyglądało wtedy życie w domach?
- Ludzie przede wszystkim nie wygaszali pieców, a za dnia gromadzili się w jednej izbie, najczęściej w kuchni, gdzie było najcieplej - tłumaczy Smykała. - Nieco łatwiej ogrzewali dom gospodarze, których część mieszkalna połączona była z oborą. Tam, gdzie były zwierzęta, było po prostu cieplej.

Potężne mrozy wystąpiły wtedy także w Polsce. Klimatolog Romuald Gumiński pisał w "Przeglądzie Geograficznym": "Najbardziej mroźnemi były dni: od 6-go do 12-go (lutego - przp. red), a zwłaszcza dzień 10-ty miesiąca. Temperatury najniższe spadły poniżej -40 stopni Celsjusza (Olszkusz -40,4, Żywiec -40,6). (...) Psuły się parowozy, centralizacje zwrotnic, pękały szyny kolejowe. Wskutek mrozu pękały przewodniki telefoniczne i telegraficzne, powodując przerwy w połączeniach. W dniu 11-ym lutego komunikacja telefoniczna między Warszawą i miastami prowincjonalnemi została niemal całkowicie przerwana. (....) Zamarzł port w Gdańsku i Gdyni, przerywając eksport naszego węgla. Po miastach pękały rury wodociągowe i gazowe".

Na ziemi strzeleckiej sytuacja wyglądała podobnie. Mróz dotknął wtedy najbardziej mieszkańców, którzy musieli pokonywać długie odległości pieszo do pracy - odnotowano liczne odmrożenia uszu, nosów i kończyn. W Strzelcach Opolskich doszło wtedy do słynnego pożaru Dyrekcji Dóbr Hrabiowskich. Ogień pojawił się w budynku 13 stycznia 1929 r., ale strażacy nie mogli go ugasić, bo w wężach zamarzła woda. Mundurowi mogli tylko patrzeć, jak płonie jeden z najbardziej okazałych budynków w okolicy. Tego dnia temperatura na dworze wynosiła -29 stopni Celsjusza.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii. W artykule wykorzystano fragmenty publikacji autorstwa Joachima Szulca: "Żędowice, ziemia i ludzie 1300-2000", "Z biegiem Małej Panwi, z biegiem lat", "Zarys dziejów terytorium gminy Zawadzkie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska