Złomiarze demolują Opolszczyznę

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
W nocy z wtorku na środę złomiarze wycięli miedzianą rurkę doprowadzającą gaz w kilku kamienicach w Głuchołazach - pokazuje Andrzej Gębala z Głuchołaskiego TBS-u.
W nocy z wtorku na środę złomiarze wycięli miedzianą rurkę doprowadzającą gaz w kilku kamienicach w Głuchołazach - pokazuje Andrzej Gębala z Głuchołaskiego TBS-u. Krzysztof Strauchmann
Robi się niebezpiecznie, bo złodzieje kradną już nie tylko linie telefoniczne, ale nawet rury doprowadzające gaz. Może więc trzeba zamknąć punkty skupu?

- Mąż chciał rano wziąć prysznic, ale gazowy piecyk na ciepłą wodę nie zadziałał. Wyszedł na korytarz sprawdzić, a tu na klatce schodowej brakuje rury z gazem - opowiada mieszkanka kamienicy w Rynku w Głuchołazach.

Miejscowi złodzieje metali znaleźli nową, bardzo niebezpieczną metodę zdobywania miedzi. Od początku marca już siedem razy na terenie miasta skradziono rury z czynnej instalacji gazowej. Ostatnio złodziej nawiedził cztery budynki.

- Dobrze, że przynajmniej wcześniej zakręcił zawór przed gazomierzem - mówi Andrzej Gębala z Głuchołaskiego TBS, administrującego miejskimi kamienicami. - Gdyby jednak zawór był nieszczelny albo gdyby spłoszony złodziej nie dokręcił kurka, mogło dojść do wybuchu i pożaru. Apelujemy do mieszkańców, żeby uważali na takie wypadki.

Rzecznik policji w Nysie Katarzyna Janas potwierdza, że policja intensywnie szuka podejrzanych. Kiedy ich złapie, zostaną oskarżeni nie o zwykłą kradzież, ale niszczenie infrastruktury technicznej, za co grozi do 8 lat więzienia.

Policja ostatnio prawie codziennie informuje o nowych pomysłach złodziei złomu. W Krapkowicach na terenie byłych zakładów obuwniczych 44-letni Marcin P. przez miesiąc demontował potężną suwnicę kolejową.

Piętnaście razy zanosił jej fragmenty do punktu skupu, zanim właściciel suwnicy zorientował się, że stracił majątek wart 6 tys. zł.
Tydzień temu Straż Ochrony Kolei zatrzymała trzech złodziei kabla telekomunikacyjnego, zdemontowanego na torowisku czynnej linii kolejowej Nysa - Brzeg.

Oni też część towaru upłynnili w skupie. W tej sytuacji coraz częściej słychać głosy, że tylko prawne zakazanie skupu złomu od osób indywidualnych może zatrzymać tę plagę kradzieży.

Złodzieje metalu biją kolejne rekordy bezczelności i bezmyślności. Dla kilkudziesięciu czy kilkuset złotych potrafią narazić setki ludzi na kolosalne straty. Jesienią ubiegłego roku wyspecjalizowana szajka trzy razy w miesiącu kradła linię telefoniczną do wsi Olbrachcice koło Prudnika. Nie pomógł elektroniczny dozór sieci prowadzony przez operatora.

Złodzieje doskonale wiedzieli, ile mają czasu do przyjazdu radiowozu. Do dziś nie udało się ich namierzyć. We wrześniu mniej profesjonalni złomiarze trzy razy pomylili światłowód z przewodem miedzianym.

Na moście kolejowym w Kędzierzynie-Koźlu kradli światłowodową sieć łączności
internetowej, której nie da się sprzedać. Kilka tysięcy ludzi w dwóch powiatach odcięli od internetu, telefonu internetowego, telewizji.

Dla złomiarzy nie liczą się żadne świętości. Ukradli 6 metrów rynny z nyskiej bazyliki. Zatrzymana niedawno grupa okradała cmentarze w Nysie i Korfantowie z wazonów i lampionów z miedzianymi elementami. W Rogowie Opolskim przyjechali samochodem pod wały przeciwpowodziowe na Odrze. Ukradli metalowy przepust na śluzie wodnej, narażając okolicę na zalanie w razie powodzi.

- W takich sytuacjach sprawdzamy punkty skupu, czasem nawet wiele kilometrów dalej - mówi Jarosław Waligóra, rzecznik policji w Krapkowicach. - Ich właściciele mają obowiązek spisać z dowodu dane osób przynoszących złom do skupu. Większość to robi, choć nie wszyscy w sposób rzetelny.

Sądy każdy przypadek złomiarzy traktują indywidualnie. Bywa, że recydywiści trafiają do więzienia. Ostatnio do tymczasowego aresztu sąd wysłał 30-latka z Opola, który od lipca ub. roku 28 razy kradł kable telefoniczne. Spowodował 150 tys. zł strat.

Kilogram miedzi kosztuje obecnie w skupie ok. 18 zł. Ołowiu - 5 zł. Stali - 1 zł. Złomiarze potrafią w skupie ukryć kradzione "fanty", wypalić izolację kabli, pociąć rury na kawałki, zaklepać młotkiem. Jeśli jednak policja znajdzie dowody, że pracownik skupu świadomie przyjął kradzione rzeczy, może mu postawić zarzut paserstwa. Tak bywa, choć niezbyt często. Dodatkową karą może być utrata pozwolenia na działalność.

- Od kilku lat wyrywkowo razem z policją kontrolujemy takie skupy. Mieliśmy uwagi, ale nikomu nie zamknęliśmy działalności - mówi Jacek Tarnowski, naczelnik wydziału ochrony środowiska w powiecie nyskim, gdzie działa ok. 30 takich punktów.

- Być może rozwiązaniem jest zakaz skupu metali od indywidualnych dostawców - zastanawia się Manfred Grabelus, dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim. - Niech to przejmą gminy. Zarobią dodatkowo na odzyskiwaniu surowców i może opłaty za śmieci będą niższe.

- To by oznaczało koniec dla mojej firmy - przyznaje Wojciech Kozioł, właściciel punktu skupu w Skoroszycach. - Rzetelnie spisuję dane wszystkich dostawców. Mam na placu monitoring. Jestem w stanie pomóc policji, gdy szuka złodzieja. U mnie najwyżej raz czy dwa razy w roku zdarza się, że nie wyłapię czegoś skradzionego na działkach. Ostatnio jeden człowiek przyniósł mi do skupu znak drogowy. Przegoniłem go, pewnie sprzedał gdzieś indziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska