Zmiana czasu z zimowego na letni. Czy to oszczędności?

Jarosław Staśkiewicz
Henryk Zimoch, zegarmistrz z Opola, do zmian czasu już się przyzwyczaił. - Tylko czemu to ma służyć, nie wie nikt.
Henryk Zimoch, zegarmistrz z Opola, do zmian czasu już się przyzwyczaił. - Tylko czemu to ma służyć, nie wie nikt.
W nocy z soboty na niedzielę przestawimy zegarki z godziny drugiej na trzecią. Czy poza tym, że stracimy godzinę snu, coś zyskamy? Po co zmieniamy czas?

Wiadomo, że pierwsi byli Niemcy. 30 kwietnia 1916 roku przeszli z czasu zimowego na letni. Potem dołączały kolejne kraje, bo ekonomiści przekonywali, że dostosowanie godzin aktywności ludzi do wschodów i zachodów Słońca oznacza oszczędności.

O godz. 18 czy 19 potrzeba więcej światła niż o 5 czy 6 rano, kiedy wielu jeszcze śpi. Dlatego taniej jest, gdy nieliczni zaświecą żarówki przed świtem, niż kiedy wszyscy muszą je zapalać o wcześnie nadchodzącym zmierzchu.

Problem w tym, że zwyczaj zmiany czasu ma prawie 100 lat, a miarodajnych badań na temat domniemanych oszczędności nie ma. Kiedy trzy lata temu poseł Wiesław Woda publicznie pytał o sens zmiany czasu, podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska przyznawała: - W Polsce przedsiębiorstwa energetyczne nie prowadzą badań, które jednoznacznie określałyby wpływ takiej zmiany na zmniejszenie zużycia energii.
Przeciwnikom przestawiania zegarków pozostają badania z amerykańskiej Indiany - wykazały, że wprowadzenie czasu letniego powoduje wręcz zwiększanie zużycia energii. Zwolennicy natomiast mogą powołać się na Wielką Brytanię, gdzie wnioski były... wręcz odwrotne.

Bardziej zgodne jest środowisko lekarskie.

Kardiolodzy wskazują, że konieczność przystosowania się do innych godzin snu w przypadku chorych na serce może prowadzić do pogorszenia się ich samopoczucia, a nawet zawałów.

- Jeszcze zmiana jesienna, kiedy zyskujemy jedną godzinę snu, jest dość łagodna dla organizmu. Ale już ta obecna powoduje zaburzenia rytmu dobowego - wyjaśnia Aleksandra Wierzbińska, neurolog z warszawskiego Ośrodka Medycyny Snu Instytutu Psychologii i Neurologii. - Cierpią z tego powodu zwłaszcza ludzie o typie "sowy" (zasypiają późną nocą, rano długo śpią - przyp. red.) i bywa, że przystosowanie się do nowego czasu zajmuje im nawet dwa tygodnie. Żeby ten proces przebiegał łagodniej, wskazana jest poranna aktywność fizyczna na świeżym powietrzu. Warto także dość wcześnie zjeść śniadanie.

Ukradzione 60 minut to nie tylko problem dla zdrowia. Dylematy mają też pracodawcy, którzy zatrudniają ludzi na nocną zmianę i płacą im za przepracowane godziny. - Jeśli komuś wypada dyżur akurat tej nocy i przepracuje tylko siedem godzin, to za ósmą przysługuje mu stawka tzw. wynagrodzenia postojowego - tłumaczy Wacław Bojnowski z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Opolu. - Liczona bez premii i dodatków, albo wyliczana w wysokości 60 procent wynagrodzenia za zwykłą godzinę.

W praktyce wiele zakładów rozlicza tę nieistniejącą godzinę na korzyść pracownika. Tak robi np. opolski "Gwarant", zatrudniający w nocy ochroniarzy. - Po prostu ci, którzy mają w tym czasie nocny dyżur, mają szczęście - śmieje się Andrzej Wienke, szef kadr w agencji.

Wiosną najwięcej problemów zmiana czasu sprawia kolejarzom. Wszystkie pociągi mają opóźnienia, choć czas przejazdu pozostaje bez zmian.

I dotyczy to nie tylko składów, które kursują między godziną 2. a 3. - Pociąg Interregio z Wrocławia do Chełma - odjazd z Brzegu 7.10 - wyjedzie w niedzielę z 6-minutowym opóźnieniem - zapowiada Ireneusz Cieślik z Opolskiego Zakładu Przewozów Regionalnych. A to dlatego, że poopóźniane będą pociągi Intercity i tej nocy rozkład stanie na głowie. W internetowym rozkładzie jazdy dane na 25 marca uwzględniają już jednak zmianę czasu.

Przestawienie zegarków odczują również zwierzęta, choć tylko te zależne od ludzi. - Krowy doimy o stałych porach, a do nowego zegarka będziemy je przyzwyczajać stopniowo, codziennie przyspieszając dojenie o kilkanaście minut - mówi Ryszard Podolski, hodowca z Kantorowic. - Może się to odbić na ilości mleka, ale minimalnie. Po kilku dniach wszystko wraca do normy.

Zmiana czasu obowiązuje nie tylko w Polsce. W Europie nie stosują jej tylko Białoruś, Islandia i Rosja. Żeby do nich dołączyć, trzeba najpierw przekonać urzędników Unii Europejskiej.

- Mam nadzieję, że w ciągu 10 lat przeciwnicy przestawiania zegarków będą w większości i Europa odejdzie od tego systemu - mówi prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej. - Nie mamy poważnych badań i opieramy się na koncepcji pochodzącej z okresu I wojny światowej, kiedy profil zużycia energii w gospodarstwach był zupełnie inny niż obecnie. Dziś nikt nie wie, czy oszczędzamy energię, czy nie. A absurdów jest wiele: jesienią pociągi stoją godzinę, cała rzesza programistów programuje raporty, które raz mają uwzględnić 25-, a raz 23-godzinną dobę. Specjaliści mają dwa razy do roku zarwany weekend, bo pilnują, czy systemy zostały dobrze przygotowane do zmiany czasu. Nie mówiąc o przestawianiu milionów zegarków w naszych domach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska