Trzy lata temu Karolina (dziś 23-letnia) uruchomiła pizzerię w Opolu.
- Akurat tak się złożyło, że tamtejszy supermarket przejęła nowa sieć, która rozbudowała lokal i szukała najemców. To był strzał w dziesiątkę - wspomina. - Do centrum nie było co się pchać, bo tu konkurencja jest duża, w innych dzielnicach miasta też są pizzerie, a tam była pod tym względem pustynia - opowiada.
Dziś ma klientów z dzielnicy, ale i okolicznych wiosek przylegających do tamtej części miasta. Zatrudnia 4 osoby. W prowadzeniu firmy pomagają jej rodzice.
To oni też wsparli ją na starcie zastrzykiem gotówki, bo 20 tys. unijnego dofinansowania starczyło na piec do pizzy, zmywarkę i jakieś drobniejsze naczynia.
Czy 100 tys. zł na start w takiej branży wystarczy? Karolina kalkuluje w głowie. - Tak, tyle by starczyło.
Trudnością w założeniu takiej firmy nie jest bynajmniej rejestracja, ale spełnienie wszystkich wymogów, z jakimi musi liczyć się przedsiębiorca z branży gastronomicznej. - Na przykład sanitarnych, bez których sanepid nie da zgody na prowadzenie lokalu. Żeby była określona liczba zlewów, toalet itd. - wymienia Karolina.
Drugi powód do stresów to pracownicy. - Przeważnie to ludzie młodzi, którym na stabilnej pracy aż tak bardzo nie zależy - komentuje opolanka. Więc Karolina jest i kasjerką, dogląda porządku w lokalu, jak trzeba, to pizzę zrobi. - Ale kiedy chcę, to robię sobie urlop i już - uśmiecha się.
Do tego pizzowego biznesu namówiła ją siostra Katarzyna, która taki lokal otworzyła przed Karoliną w Czarnowąsach. Biznes wypalił: klienci zamawiają pizzę nawet z odległych o kilkanaście kilometrów miejscowości, wiele dostaw mają do firm w Brzeziu. Tam Karolina zdobywała pierwsze szlify i poznawała, jak prowadzi się firmę. Teraz siostra spodziewa się dziecka, więc Karolina prowadzi dwie pizzerie, a pomagają jej rodzice, niegdyś właściciele sklepów w Opolu.
Żeby być sobie szefem, zdaniem opolanki, trzeba być odpornym na stres i być osobą zaradną. Z czasu starania się o pieniądze unijne pamięta, że trzeba też dużo cierpliwości. - Byliśmy chyba jednymi z pierwszych, którzy starali się o takie dotacje i ciągle musieliśmy donosić kolejne dokumenty. Czekanie na pieniądze tez trwało. W sumie to chyba kilka miesięcy.
Skończyła liceum i studiuje wychowanie wczesnoszkolne z językiem angielskim w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu, ale na razie nie myśli o zmianie zawodu. Gdyby dziś mogła się starać o unijne dotacje na start, zrobiłaby to. - Z 40 tysiącami złotych, które są teraz, to można by już coś konkretnego zrobić - kończy Karolina Stadryniak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?