Żony żołnierzy czekają

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
Przez pół roku są same. Wszystkie domowe sprawy pozostają na ich głowach. Nie ma dnia, żeby nie tęskniły i nie zamartwiały się o swoich mężów. Żona żołnierza walczącego na wojnie wcale nie ma lepiej od niego.

Od autorki

Od autorki

A jak wygląda misja okiem żołnierzy, postanowiłam przekonać się sama. Przez najbliższy miesiąc na bieżąco będę pisać, co dzieje się w bazie Ghazni. Zapraszam do lektury.

Taką mają pracę - mówi Dagmara Wiśniewska, żona starszego plutonowego Marka Wiśniewskiego - "misjonarza", bo tak nazywani są żołnierze, którzy służą na zagranicznych misjach. Sześć miesięcy w Afganistanie to nie tylko sprawdzian dla wojskowych, ale również dla ich rodzin.

On znów jedzie

- Przed ślubem usłyszałam pytanie, czy wiem, że wychodzę za wojskowego i z czym to się wiąże - mówi Danuta Gaweł, żona chorążego Stanisława Gawła, aktualnie w bazie Ghazni w Afganistanie. - Niby zdawałam sobie sprawę, ale gdy usłyszałam, że chce jechać na misję, myślałam, że żartuje.

Kobiety wojskowych wiedzą, że w każdej chwili ich mężowie mogą dostać przydział w innej jednostce lub wyjechać na misję, jednak nie zawsze łatwo to zaakceptować.

- Bardzo nie chciałam, aby Marek leciał do Afganistanu - mówi Dagmara Wiśniewska. - No, ale co zrobić. Każde z nas pozwala drugiemu rozwijać się zawodowo. Przecież nie mogłam położyć się w drzwiach i siłą go zatrzymać.

- Powtarzam sobie, że i tak jestem w komfortowej sytuacji - uważa Edyta Sobczyk, żona chor. Macieja Sobczyka. - Gdy ktoś wyjeżdża za granicę do pracy, często się zdarza, że przedłuża pobyt, o miesiąc, dwa. A ja wiem, że mój mąż wróci za pół roku i nie ma mowy, aby się to zmieniło.
Dla wielu żołnierzy VIII zmiana w Afganistanie to nie pierwsza misja. - Marek wcześniej był w Iraku - wspomina pani Dagmara. - Na tej zmianie było bardzo niebezpiecznie, co chwila baza była ostrzeliwana. Sam mówił, że nie chce jechać na kolejną a jednak...

- Gdy mąż wyjeżdżał na I zmianę do Iraku, nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać - dodaje pani Danuta. - Dopiero kiedy został ranny pierwszy polski żołnierz, otworzyły nam się oczy... Afganistan jeszcze bardziej mnie przeraża, ale powtarzam sobie, że to zimowa zmiana, a zimą tam jest spokojniej.

Dopiąć wszystko na ostatni guzik

Od momentu podjęcia decyzji do wylotu żołnierze przez kilka miesięcy przygotowują się do misji. Szczegółowe badania lekarskie, szkolenie teoretyczne i praktyczne na poligonie. W tym czasie do sześciu miesięcy samotności szykują się także ich bliscy.

- Trzeba przejąć wszystkie obowiązki w domu - mówi pani Dagmara. - Marek to złota rączka, posprawdzał wszystkie sprzęty, zanim wyjechał. Oczywiście, zaczęły się psuć, gdy już go nie było, taka złośliwość rzeczy martwych. Bez fachowca się nie obeszło…

- Maciek przed wylotem starał się zabezpieczyć nas na każdą ewentualność - mówi pani Edyta. - Mam zeszyt, w którym ponotowane są nawet najmniejsze szczegóły: co i kiedy płacić oraz lista numerów telefonów, pod które mogę dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Opony w samochodzie mam wymienione od miesiąca.

Mimo wcześniejszych starań i rozmów dzień pożegnania okazuje się najtrudniejszy. Żołnierze wolą sami jechać do jednostki i na lotnisko. Nie chcą pokazywać emocji przed kolegami. W domu państwa Gawłów była uroczysta kolacja, u Wiśniewskich długie nocne rozmowy.

- W takim momencie nie da się powstrzymać łez - przyznaje pani Dagmara.
- Dlatego też wolałam nie wychodzić z pokoju, gdy nocą mąż jeszcze przed wyjściem poszedł ucałować naszą córkę Ewę - dodaje pani Edyta.

Długie sześć miesięcy

- Najgorsze są pierwsze dni - przyznaje pani Edyta. - Z łazienki znikają ostatnie rzeczy męża, które czekały w kolejce do prania. Nikt się nie krząta po mieszkaniu. Trzeba się przyzwyczaić, że go nie ma. To bardzo trudne.

Największym problemem jest tęsknota. Jeszcze kilka dni temu wspólnie spędzali wieczór, a dziś trzeba sobie samemu zorganizować czas.

- Kiedy dzieci były małe, pochłaniały sto procent uwagi, dni szybciej mijały - przyznaje pani Dagmara. - Teraz to nastolatki i każdy ma swoje sprawy. Nawet nie ma na kogo nakrzyczeć - dodaje z uśmiechem.

Każda informacja, że coś stało się Polakom w Afganistanie, podnosi ciśnienie, serce skacze do gardła. Na chwilę.

- Bo zasada jest taka, że gdy coś złego się stanie, zawsze najpierw powiadamiane są rodziny - mówi pani Edyta. - Jeżeli nikt nie dzwonił wcześniej, wiem, że Maciek jest cały i zdrowy.
Mimo to lepiej nie kusić losu, nie interesować się zbytnio doniesieniami. Dlatego w domach wojskowych nie ma ciśnienia na informacje z misji. - Jeżeli coś już pojawi się w telewizji, to nie zmieniam kanału, ale też nie szperam specjalnie po internecie, żeby się czegoś więcej dowiedzieć - przyznaje pani Danuta.

Żołnierze są w stałym kontakcie z rodzinami. Z Afganistanu dzwonią niemal codziennie. Jednak nie opowiadają bliskim, co się dzieje w bazie. "Po co martwić" - powtarzają wojskowi.
- Tematów do rozmów nie brakuje - mówi pani Edyta. - Ostatnio uśmialiśmy się oboje. Zepsuł mi się samochód, przynajmniej tak myślałam. I wtedy zupełnie przypadkiem zadzwonił Maciek. Gdy opisałam wszystkie "objawy", okazało się, że zwyczajnie zapomniałam zatankować.

Bo nie ma już dzielenia obowiązków na dwoje. Wszystkim muszą zająć się same. Zakupy, gotowanie, odebranie malucha z przedszkola, odrobienie pracy domowej ze starszym dzieckiem, rachunki, remonty, no i zatankowanie samochodu.

- Są dzieci, bez nich byłoby trudniej - mówi pani Danuta. - Starszy syn już studiuje i bardzo mnie odciąża w części zajęć. Zawsze mogę na niego liczyć.
Przy wigilijnym stole bardzo będzie brakowało mężów. Podobnie jak na urodzinach czy rodzinnych imprezach.

- W październiku mieliśmy okrągłą, 15. rocznicę ślubu, to dla nas bardzo ważna data - mówi łamiącym się głosem pani Dagmara. - To był bardzo ciężki wieczór, ale po powrocie na pewno sobie to odbijemy.

Kiedy wróci tata?

Rozłąka dla dziecka, niezależnie, ile ma lat, jest czymś bardzo trudnym. Pojawiają się problemy w szkole lub zerwany zostaje kontakt z ojcem. Argument - "bo tata nas zostawił".

- Nawet nie myślałam, że dzieci aż tyle rozumieją - wspomina pani Danuta. - Gdy jeden z synów był mały, nie chciał zostawać w przedszkolu. Musiał usłyszeć coś w telewizji. Powtarzał, że boi się, że jak tatę zabiją, ja po niego nie przyjdę. Wszystko się zmieniło, gdy zobaczył nas razem. Teraz są już znacznie starsi, więc nie ma takich problemów, ale i tak tęsknią.
- Razem z Julką ścigamy się do telefonu, gdy dzwoni tata - mówi z uśmiechem pani Dagmara. - Za mężem tęskni nawet Fred, nasza tchórzofretka, zresztą ulubieniec Marka, ciągle chodzi i nas zaczepia.

W trudnych sytuacjach potrzebne jest wsparcie. Można na nie liczyć w jednostce, jednak nikt nie zastąpi przyjaciół i bliskich.

- Obok nas mieszka wiele wojskowych rodzin - mówi pani Danuta. - Każda z nas wie, co czuje ta, której mąż jest na misji. W końcu każda z nas przez to przechodziła.
- Mam w Opolu rodzinę, to bardzo pomaga - dodaje pani Dagmara.
Wszystkie nie dopuszczają do siebie czarnego scenariusza.

- Pozytywne myślenie jest najważniejsze - podkreśla pani Edyta. - Nie myślę, że źle mi, bo go nie ma, ale że to miłe, jak ktoś za mną tęskni.

- Wróci, bo przecież nie ma innej możliwości - dodaje pani Danuta. - Wiem, że mąż zainteresowany jest kulturą i historią, ale najlepiej niech pracuje i siedzi na czterech literach w bazie.

Trwa odliczanie

Rozpoczęło się w momencie wyjazdu.

- Już minął ponad miesiąc, zostało tylko pięć - mówi pani Edyta.
- Już zamówiona jest ulubiona zupa męża - dodaje pani Dagmara. - Gdy wróci, na pewno będzie pomidorowa.

Nie odwożą mężów na lotnisko, jednak chętnie po nich wyjeżdżają.
- To wspaniałe uczucie, gdy zobaczyłam, jak wychodził z samolotu - wspomina pani Danuta. - Wiem, że tym razem będzie podobnie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska