Zostaliśmy ubezwłasnowolnieni

Beata Cichecka
W środę po południu komitet protestacyjny Zakładu Montażu Samochodów Nysy Motor spotkał się w Nysie z przedstawicielami rządu.

Od blisko roku fabryka niczego nie produkuje. Od grudnia pracownicy nie dostają pieniędzy. Od 27 dni w zakładzie trwa strajk, a od niedzieli głodówka, którą podjęło 6 osób. Chęć przyłączenia się do nich deklaruje kilkanaście kolejnych. Zdesperowana załoga oczekuje od rządu pomocy.
- Goszcząca w Nysie z roboczą wizytą Małgorzata Ostrowska, wiceminister skarbu, Jerzy Pilarczyk, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a także towarzyszący im Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD i Elżbieta Rutkowska, wicewojewoda opolski, chcieli tymczasem zapoznać się na miejscu z sytuacją panującą w tym zakładzie oraz receptami władz lokalnych i pracowników Nysy Motor na rozwiązanie jego problemów. Interesowało ich również, co robił zarząd fabryki, by obniżyć koszty jej utrzymania i zdobyć rynki zbytu.

- W 1999 r. na bazie Zakładu Montażu Samochodów w Nysie i warszawskiego Żerania zawiązano spółkę Nysa Motor - poinformował Krzysztof Dorożyński, były dyrektor finansów i administracji, a obecnie rzecznik komitetu protestacyjnego. - Oba zakłady były już wtedy w fatalnej sytuacji. Spółki nie wyposażono w żaden majątek, nie mogła ona zaciągać kredytów, bo nie miała nic do zaoferowania dla ich zabezpieczenia. Zabroniono nam również sprzedaży i eksportu naszych produktów. Nie mogliśmy wpływać na kształtowanie swoich dochodów ani na rynek zbytu. Do 1998 r. mieliśmy dodatni bilans. Potem zaczął się marazm. Żeby ratować zakład, przeprowadzono w nim restrukturyzację. W 2000 roku zwolniono 360 osób, w ubiegłym roku kolejne 100. Jej koszt, na który wpłynęły odprawy dla pracowników w Nysie i nie istniejącym już zakładzie w Opolu sięgnął prawie 10 milionów. W 1999 r. Nysa i Opole miały 33 mln złotych strat. W 2001 roku uruchomiliśmy linię montażową silników citroena, dzięki której zaoszczędziliśmy na kosztach ich dotychczasowego po 500 złotych na sztuce. Rentowne auta C-15 i berlingo podtrzymywały nas przy życiu, niestety, przy jednoczesnym zadłużaniu się u Citroena, które wynosi obecnie 19 mln złotych. Właściciel, który nas ubezwłasnowolnił, tymczasem nic nie robił, a od trzech lat w ogóle się nami nie interesuje.

Małgorzata Ostrowska stwierdziła, iż przy obecnym poziomie zatrudnienia zakład nie może dalej funkcjonować. A jeśli na jego bazie powstanie nowe przedsiębiorstwo, co jest jedynym rozwiązaniem, będzie mogło ono dać zatrudnienie najwyżej 250 osobom. - Rozważamy, jaką spółkę należałoby powołać i kogo zachęcić do zainwestowania pieniędzy w Nysie - poinformowała. - Musimy poczekać do 3 czerwca, kiedy to sąd rozpatrzy wniosek o upadłość Nysy Motor. Jej ogłoszenie byłoby korzystne dla załogi, bowiem pozwoliłoby sięgnąć po pieniądze z Funduszu świadczeń Gwarantowanych. W przeciwnym razie sytuacja będzie patowa i w dalszym ciągu uzależniona od centrali i koreańskiego właściciela, który zawiesił rozmowy. Trzeba jak najszybciej rozstrzygnąć sytuację prawną zakładu.
Komitet protestacyjny zaproponował produkcję w Nysie poloneza trucka z silnikiem citroena i zadeklarował gotowość podjęcia rozmów z francuskim koncernem.
Jerzy Pilarczyk ocenił, iż taki plan ma szansę realizacji, o ile na trucki znajdzie się zbyt, a w Nysie rozwinie się produkcja części zamiennych do nich. - Nie rozwiąże to jednak problemu wszystkich pracowników - powiedział. - Szansą dla części załogi będzie strefa ekonomiczna. Jeśli znajdą się chętni do zainwestowania w tym mieście, do czego nie można przecież nikogo zmusić, to sytuacja i tak nie poprawi się z tygodnia na tydzień.
Z konkretną, aczkolwiek jednorazową pomocą przyjechała do Nysy Elżbieta Rutkowska. Wojewoda opolski przeznaczył 300 tys. złotych na zasiłki dla rodzin strajkujących pracowników Nysy Motor. - Pieniądze zostały przekazane gminom, w których mieszkają zatrudnieni w tym zakładzie - wyjaśniła pani wicewojewoda. - Zostaną one rozdysponowane za ich pośrednictwem.

Wiceminister skarbu zaapelowała o cierpliwość i rezygnację z tak drastycznej formy protestu, jaką jest głodówka. - Ludzie narażają swoje zdrowie i życie w zbędnym celu - tłumaczyła. - I rząd, i władze lokalne, które dobrze znają sytuację w Nysie, nie są jej winne. Wszyscy chcemy pomóc. Razem szukamy narzędzi prawnych i pieniędzy, by jak najszybciej rozwiązać ten problem. Rozumiem pracowników nyskiego zakładu, bo sama byłam kiedyś przez 8 miesięcy bez wypłaty.
- Oficjalnie głoduje 6 osób, a nieoficjalnie 900 - skwitował Józef Pałys, przewodniczący komitetu protestacyjnego. - Nie mam wpływu na determinację pracowników, którzy są w skrajnej nędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska