ZUP przeszedł do historii

Michał Lewandowski
Wczoraj z mapy gospodarczej Opolszczyzny zniknęły nyskie Zakłady Urządzeń Przemysłowych, zatrudniające w latach świetności ponad 4,5 tysiąca pracowników, ostatnio zaledwie 489 osób.

FABRYKA FABRYK
Obecne Zakłady Urządzeń Przemysłowych utworzono po wojnie na bazie niemieckich zakładów metalurgicznych Weigla, fabryki Straucha i Smidta oraz zakładów Nema. W czasie wojny produkcja tych nyskich fabryk, podobnie jak w całych Niemczech, ukierunkowana była na potrzeby wojska. Od 1945 r. ZUP produkował maszyny i urządzenia dla przemysłu chemicznego, petrochemicznego, energetyki i ochrony środowiska. Przez ponad 50 lat fabryka wytwarzała do 35 tys. ton urządzeń rocznie, z czego w szczytowym okresie ponad 70 proc. znajdowało nabywców za granicą. Jako generalny dostawca kompletnych obiektów wysyłała instalacje do produkcji kwasu siarkowego do Rosji, Niemiec, Czech, Maroka i Turcji. W okresie największej prosperity Zakłady Urządzeń Przemysłowych zatrudniały 4580 osób. W latach 70. miały własną szkołę zawodową i liceum, kształcące łącznie 500 uczniów. W epoce propagandy sukcesu zrodził się pomysł rozbudowania ZUP w największą w historii Europy fabrykę fabryk. W myśl umowy zawartej w 1972 r. pomiędzy Kosyginem a Jaroszewiczem kolos, któremu nadano imię ZUP-II, miał dostarczyć do ZSRR 45 tys. ton aparatury chemicznej. Nie bacząc na koszty, sięgające wówczas 2,5 mld złotych (ZSRR w nich nie partycypował), zaczęto wznosić za zabagnionym terenie gigantyczne stalowe kolumny. Pieczę nad pracami trzymał ZUP, a pieniądze płynęły z budżetu centralnego. W sierpniu 1980 r. Rada Ministrów najpierw wstrzymała inwestycję, a potem całkowicie jej zaniechała. Na placu budowy pozostał wysoki na 12 pięter, długi na pół kilometra i szeroki na 120 metrów rdzewiejący zabytek epoki. W 1990 r. władze Nysy przejęły go wraz z gruntem od przedsiębiorstwa i sprzedały na złom. W tym samym czasie, gdy w kraju rozpoczęła się gospodarka rynkowa, rynek radziecki całkowicie zniknął z mapy eksportowej ZUP. W 1991 r. fabryka rozpoczęła proces prywatyzacji, a w 1996 r. weszła w skład 12. Narodowego Funduszu Inwestycyjnego "Piast".

Pracownicy jeszcze nie wiedzą, co upadłość oznacza dla nich i ich rodzin. Niepewni jutra, nie chcą głośno mówić, co myślą o całej sytuacji: - Opiszecie nas w gazetach i pierwsi polecimy na bruk - odmawiali, gdy prosiliśmy ich o wypowiedzi.

Na rozprawę upadłościową, która rozpoczęła się wczoraj o godzinie 11.00 w Sądzie Rejonowym w Opolu, najliczniej przybyli dziennikarze. Ze strony ZUP zjawiły się trzy osoby: Katarzyna Suszanowicz - prezes ZUP, Wiesława Kamionka - dyrektor finansowy - i Antoni Ćwirzeń - wieloletni przewodniczący zakładowej "Solidarności".
- Nieoficjalnie mieliśmy sygnały, że ma przybyć zdesperowana załoga, ale na szczęście pogłoski okazały się nieprawdziwe - oddychali z ulgą ochroniarze.
Rozprawa trwała bardzo krótko. Sędzia Katarzyna Goreczka odczytała postanowienie: "Sąd Rejonowy w Opolu, Wydział V, Gospodarczy, ogłasza upadłość Nyskich Zakładów Przemysłowych. Na sędziego komisarza wyznaczono Katarzynę Goreczkę, a na syndyka masy upadłości Marka Pacławskiego. (...) Upadły traci z dniem dzisiejszym zarząd nad majątkiem, zobowiązany jest wydać syndykowi cały majątek, księgi handlowe, i inne dokumenty".

Kłopoty ZUP trwają już wiele lat. Kilkakrotnie dochodziło też do sporów na linii związki zawodowe - kierownictwo firmy. Najbardziej napięta sytuacja była w 1999 r., kiedy zarząd chciał zwolnić ponad 250 osób z 770-osobowej wówczas załogi. Ówczesny prezes, Henryk Pfeifer, tłumaczył to złą sytuacją na rynku i nieprawidłową strukturą zatrudnienia, bo - jego zdaniem - przy bezpośredniej produkcji pracowało zaledwie 250 osób.
W zakładzie doszło wówczas do akcji protestacyjnej, a przed bramą pojawiły się pomalowane na biało taczki. Oprócz wycofania się z zamiaru zwolnień grupowych związki żądały także zmian w zarządzie spółki oraz wypowiedzenia umowy firmie doradczej Industrial Management SA.
Ponieważ obie strony twardo trwały przy swoich stanowiskach, konieczna okazała się interwencja mediatora. Spisano porozumienie, w którym zarząd firmy wycofał się z planów zwolnień.

Następny konflikt zarysował się w lipcu 2000 roku. Wówczas właściciel firmy, Narodowy Fundusz Inwestycyjny "Piast", po rezygnacji prezesa Zakładów Urządzeń Przemysłowych w Nysie Henryka Pfeifera powołał na jego miejsce Katarzynę Suszanowicz. Nominację tę oprotestowały działające w zakładzie branżowe związki zawodowe oraz "Solidarność". Ich obawy budził przede wszystkim brak doświadczenia zawodowego pani prezes, która nigdy nie miała nic wspólnego z przemysłem metalowym (wcześniej była przewodniczącą rady nadzorczej Frigoopolu oraz pracowała w radzie nadzorczej Porcelitu Tułowice). Związkowcy przypominali, że również powołanie poprzedniego prezesa (Henryka Pfeifera) odbyło się przy ich sprzeciwie, a fatalna sytuacja firmy dobitnie świadczy o błędnych decyzjach rady nadzorczej ZUP i NFI "Piast", zmierzających do likwidacji zakładu.
W 2001 roku ZUP przeprowadził postępowanie układowe z wierzycielami. Jednak jeden z komorników nadal blokował konta firmy, która paradoksalnie miała pakiet zamówień, lecz za swoją pracę nie otrzymywała pieniędzy, które pochłaniały egzekucje. Część majątku (basen, przychodnia lekarska) przejęła za długi nyska gmina.
Pracownicy ZUP wzięli udział w spektakularnej demonstracji zorganizowanej przez związki zawodowe największych nyskich zakładów pracy podczas pierwszej, kwietniowej tury wyborów parlamentarnych. Petycje od związkowców odbierał wówczas między innymi obecny premier, Leszek Miller.
- Jednak mimo ponawiania naszych petycji ani poprzedni, ani obecny rząd nie pomógł nyskim firmom w kłopotach - żalili się w mediach sygnatariusze pisma.
ZUP był kolebką nyskiej "Solidarności". Zrodził się nawet pomysł, żeby związek wykupił akcje firmy:
- ZUP jest dla "Solidarności" sztandarowym zakładem i dlatego związek postanowił go ratować - mówił w marcu ubiegłego roku Roman Brzozowski z Zarządu Regionu "S". - Teraz Zarząd Regionu wraz ze sztabem kompetentnych fachowców sprawdza, czy jest możliwość wykupienia większościowego pakietu udziałów w ZUP.
Do transakcji jednak nie doszło.

O upadłości ZUP zaczęto mówić pod koniec ubiegłego roku. W listopadzie dyrekcja ZUP opuściła wówczas biurowiec firmy, przenosząc się do mniejszego budynku.
- Nie złożymy takiego wniosku ani w tym, ani w następnym tygodniu - zapewniała jednak wówczas prezes Katarzyna Suszanowicz. - Biurowiec opuściliśmy ze względu na oszczędności. Plotki o upadku firmy rozpowszechniają nieprzychylni nam ludzie...
18 grudnia 2001 roku zarząd ZUP sam złożył wniosek o upadłość. Załoga i związki zawodowe dowiedziały się o tym z mediów przed samym sylwestrem.
Dzisiaj opolski sąd gospodarczy będzie rozpatrywać upadłość następnej firmy z powiatu nyskiego - głuchołaskiego Galmetu.A NIE MOGĘ PRZYNOSIĆ STRAT
Z MARKIEM PASŁAWSKIM, SYNDYKIEM MASY UPADŁOŚCIOWEJ ZUP SA, ROZMAWIA MICHAŁ LEWANDOWSKI.
- Czy orientuje się pan już w sytuacji ZUP?
- Tak. Znam ten zakład, bo byłem nadzorcą sądowym w postępowaniu układowym. Chociaż moja wiedza jest o tyle nieaktualna, że układ był zawarty w 2001 roku.
- Dlaczego ten układ nie wyszedł?
- Przedsiębiorstwo nie miało pieniędzy na prowadzenie rentownej bieżącej działalności. A banki nie chciały udzielać kredytów.
- Czy ta upadłość jest wynikiem złej pracy zarządu firmy?
- W czasie postępowania układowego nie doszukałem się złych działań ze strony zarządu. Po prostu zawiniła sytuacja rynkowa. Z problemami boryka się prawie cała branża metalowa. Poprzedni system kładł duży nacisk na rozwój przemysłu ciężkiego, który produkował czołgi. Teraz potrzebne są firmy wytwarzające dobra konsumpcyjne.
- Czy zwolni pan pracowników, a jeśli tak, to ilu?
- To zależy, jaki model upadłości przyjmiemy. Jeżeli typowy, polegający na wyprzedaży majątku, to pracę stracą prawie wszyscy. Pozostanie tylko księgowość, ochrona i drobna część do utrzymania zakładu.
- A druga możliwość?
- Prowadzenie działalności gospodarczej przez upadły zakład. To lepsze wyjście także ze względu na zapasy surowców, podpisane już kontrakty, z których wycofanie się może skutkować karami umownymi, a poza tym przedsiębiorstwo w ruchu łatwiej sprzedać.
- No to nad czym się zastanawiać?
- To zależy od sądu. Nie wiem, ile ZUP ma pieniędzy i jakie są zamówienia. Jeżeli one pozwolą na prowadzenie zakładu, to myślę, że po odpowiednim uzasadnieniu sąd udzieli mi zgody na prowadzenie przedsiębiorstwa.
- Jak pan sobie poradzi z kierowaniem ZUP, skoro nie udało się to zarządowi firmy?
- Będzie mi łatwiej, bo nie dotyczą mnie egzekucje komornicze, które były barierą prowadzenia firmy w postępowaniu układowym i utrzymania przedsiębiorstwa w ruchu. Ulegają one zawieszeniu z mocy prawa, a wszelkie postępowania sądowe zawieszeniu, a później umorzeniu. Jednak jest też druga strona medalu - syndyk w odróżnieniu od dłużnika nie może ponosić strat. Moja działalność musi być rentowna.         

WSZYSCY SĄ WINNI
Z KRZYSZTOFEM GRZEGORZKIEM, PRACOWNIKIEM ZUP W NYSIE, ROZMAWIA KLAUDIA BOCHENEK
- Sąd gospodarczy ogłosił upadłość firmy. Co na to załoga zakładu?
- Przez długie lata pracowaliśmy na wczorajszą decyzję, a od niedawna wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że nie będzie innego werdyktu niż upadłość. Od kilku bowiem miesięcy zarząd czynił przygotowania do nadejścia tej chwili, wyprzedając za półdarmo majątek firmy. Biurko, za które sam bym zapłacił dwadzieścia złotych, sprzedano za osiem, krzesła - po cztery złote sztuka. Gdzie tu logika?
- Kto, pana zdaniem, przyczynił się do upadku zakładu?
- Wszyscy, bez wyjątku. Związki zawodowe, bo działały zbyt parlamentarnie, niekonsekwentnie i mało stanowczo. Zarząd i rada nadzorcza, ponieważ jedyną ich pracą było realizowanie programu 6P, czyli: przyjechać, popić, pogadać, pojeść i pobrać pieniądze. Do obecnej sytuacji przyczyniła się również kiepska polityka kadrowa - stanowiska obsadzane były ludźmi spolegliwymi, takimi, co to wiadomo, że będą cicho siedzieć. Wreszcie wina leży również po naszej, pracowników, stronie. Za bardzo zaufaliśmy nadchodzącej transformacji ustrojowej i zawierzyliśmy ludziom, którzy w efekcie nas sprzedali.
- Zatem winni są wszyscy?
- Tak, łącznie z panią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska