Zwierzyniec opolskich polityków

Redakcja
Stanisław Rakoczy szczególny sentyment ma do gołębi. Lubi wejść do gołębnika i posłuchać ich gruchania. W świecie polityki nigdzie nie jest tak słodko jak tu.
Stanisław Rakoczy szczególny sentyment ma do gołębi. Lubi wejść do gołębnika i posłuchać ich gruchania. W świecie polityki nigdzie nie jest tak słodko jak tu. Archiwum rodzinne
Przed wyborami politycy - w ramach ocieplania wizerunku - chętnie prezentują swój zwierzyniec. Wyborcy są bowiem bardziej łaskawi, jeśli kandydat ma psa, kota lub choćby kanarka. W końcu miłość do zwierząt to widomy znak człowieczeństwa.

Dobrze, jeśli zwierz pochodzi ze schroniska, a jeszcze lepiej, gdy został przysposobiony prosto z ulicy. Wtedy można liczyć, że polityk z równą troską pochyli się i nad obywatelem. Zbadaliśmy więc poziom wrażliwości opolskich partyjnych liderów.

Psia wierność

Sławomir Kłosowski (lider PiS) przy swej pupilce stara się mówić szeptem: - O pewnych sprawach trzeba mówić tak, aby do Skejti nie dotarło...

Skejti to sznaucer (poseł ma pewien problem: czy imię psa pisać z angielska czy spolszczyć, w końcu decyduje się na wersję słowiańską). - Imię wymyślił syn. Skejti często towarzyszyła synowi podczas ćwiczeń na deskorolce - mówi.

Fotkę Skejti poseł Kłosowski ma w telefonie komórkowym, ale na monitorze komputera wyświetla mu się też inna suczka - Uśka, niezwykłej urody owczarek niemiecki. I właśnie o niej poseł mówi cichutko, bo Skejti może być zazdrosna.

- Uśka była przed Skejti. Nasza rodzina woli suczki. Tak zadecydowała żona.
Imię Uśka też jest autorstwa juniora, który właśnie wypowiadał pierwsze w swym życiu słowa i na widok puchatej kulki zakrzyknął: Uśka! I tak już zostało.

Uśka okazała się psem oddanym i bezkompromisowym. Pewnego razu poseł Kłosowski udał się z nią małym jeszcze fiatem na zakupy. Zatankował i poszedł zapłacić.

Nawet nie zwrócił uwagi na szum, jaki się zrobił wokół jego "malucha". Gdy wrócił do auta, stwierdził, że Uśka... trzyma w pysku rękę mężczyzny, który sięgał po zakupy złożone w aucie. Złodziej zauważył bowiem cenne fanty, ale drzemiącego obok wilczura - już nie. I to był jego błąd.
Owczarka niemieckiego nie jest łatwo przekonać, żeby wypuścił z pyska coś, co właśnie zdobył. - Długo krzyczałem: "Uśka, zostaw!" - mówi poseł.

W końcu Uśka odpuściła, a złodziej wyrwał się z kłów i uciekł.

Uśka rządziła domem Kłosowskich 13 lat. Pod koniec panowania pojawiła się Skejti. Miniaturowy sznaucer. Rasę wybrano ze względów praktycznych - nie linieje, nie zajmuje za dużo miejsca, więc mieści się na kanapowych poduszkach, nie brudząc ich zanadto. To psina mała, ale dzielna i waleczna. - Raz Skejti dostała łomot od Uśki, bo za bardzo podskakiwała. Ale generalnie Uśka jej matkowała i była jej nauczycielką - mówi poseł Kłosowski.

Skejti ma słabość do żony pana posła (która dla psa gotuje mięso z ryżem). Gdy psina była młoda, a jej pani wyszła z domu do pracy, Skejti pobiegła na stryszek, po krześle wdrapała się na uchylone okno i… wyskoczyła na zewnątrz, aby towarzyszyć właścicielce.

- Złamała tylną łapę, trzeba było operować - wzdycha Sławomir Kłosowski.
Oto przykład wierności i poświęcenia raczej nieznany w świecie polityki.

Okrutne reguły

Beksa i Kłapcia to koty Apolonii Klepacz. Oba są po przejściach. Beksa jest bardziej towarzyska.
Beksa i Kłapcia to koty Apolonii Klepacz. Oba są po przejściach. Beksa jest bardziej towarzyska. Mariusz Jarzombek

Tadeusz Jarmuziewicz w podopolskim domu ma niezły zwierzyniec: dwa psy, kota, trzy papugi i rybki w ogrodowym stawie. Prawdziwym towarzyszem pana ministra jest pies po lewej. W ramach treningowych przebieżek pokonali razem około 30 tys. kilometrów.
(fot. Sławomir Mielnik )

Wiceminister infrastruktury i nr 3 na opolskiej liście PO Tadeusz Jarmuziewicz zwykle jest w stolicy, a w podopolskim domu zostawił niezły zwierzyniec: dwa psy, kota, trzy papugi. Są jeszcze rybki w ogrodowym stawie.

- Z trzech papug tak naprawdę tylko żółta jest moja. Nie gada, kontakty mam z nią ograniczone. Kota dostałem do głównego inspektora transportu drogowego przed świętami Bożego Narodzenia - mówi minister z dumą. - To dachowiec. Przywiozłem kociaka do domu i… ten podporządkował sobie oba psy. Tłumaczę to tak: na psach zrobiło wrażenie, że kot jest szychą pochodzącą ze stolicy.

Więc gdy w domu Jarmuziewiczów lądują na podłodze trzy miski z karmą, kot o imieniu Marcel zadziera ogon, tak jak warszawiacy zadzierają nosa, i kosztuje po kolei wszystkich dań. Gdy kot się naje, do posiłku przystępują psy: border collie oraz biały west terrier.

Border collie to rasa typowo pasterska i - jak twierdzą kynolodzy - zaganiająca. Umiejętność zaganiania jest przydatna, bo psina towarzyszy Jarmuziewiczowi podczas treningowych przebieżek i ma "na liczniku" około 30 tysięcy kilometrów. Wiceminister to doświadczony maratończyk.

Maskotkowy west terrier jest bardziej psem żony wiceministra, więc nie poświęcamy mu uwagi. Tym bardziej że sam poseł jest wyraźnie bardziej pod wrażeniem kota Marcela; raz - bo to dominant ze stolicy, dwa - bo wytrawny łowca.

- Mam w komórce kilkuminutowe nagranie, jak Marcel poluje na mysz, a potem się nad nią w zabawie znęca - mówi z dumą właściciel drapieżnika.

W świecie kotów - podobnie jak w świecie polityki - rządzą okrutne reguły.

Kto pod kim kopie...

Stanisław Rakoczy szczególny sentyment ma do gołębi. Lubi wejść do gołębnika i posłuchać ich gruchania. W świecie polityki nigdzie nie jest tak słodko
Stanisław Rakoczy szczególny sentyment ma do gołębi. Lubi wejść do gołębnika i posłuchać ich gruchania. W świecie polityki nigdzie nie jest tak słodko jak tu. Archiwum rodzinne

Elżbieta Adamska-Wedler ma w domu mikroskopijnego yorka, owczarka niemieckiego oraz trzy koty.
(fot. Sławomir Mielnik )

Na podwórzu Stanisława Rakoczego (nr 1 na liście PSL) przechadza się kot - łowca. Myszy nie mają wstępu do gospodarczego budynku, gdzie mruczek sypia, a wróbla - jak zapewnia jego właściciel - kot potrafi złapać w locie. Na całe szczęście zwierzę jest tolerancyjne wobec gołębi posła Rakoczego.
Przez sentyment je mam. Gołębie pocztowe hodował mój dziadek i ojciec. Moje gołębie nie latają sportowo, nie trenuję ich, nie mam na to czasu. Ale lubię wejść do gołębnika i posłuchać gruchania. To mnie relaksuje - wyjaśnia lider PSL.

Ale najważniejszy jest pies, kundelek wzięty ze schroniska parę lat temu. Decyzja przygarnięcia bezpańskiego psiaka nie miała jednak nic wspólnego z zamysłem grania na wrażliwej nucie wyborczych sympatii:

- Pies był nam potrzebny przy domu na wsi. I tak pojawił się Ajeks - mówi Rakoczy. I tu znów pojawia się problem, jak imię psa zapisać. - Ja z nim nie koresponduję, tylko go wołam. Więc na pisowni imienia się nie znam - mówi poseł.

Ajeks mieszka w kojcu, sypia w budzie, ale gdy właściciele wracają po pracy do domu, to wypuszczają go do obejścia. - I wtedy jest królem! - przyznaje poseł Rakoczy. - Ale trzeba bardzo na niego uważać, bo kopie ogromne doły, takie, że łatwo w nie wpaść i kostkę złamać.

We własnym obejściu Stanisławowi Rakoczemu udaje się szczęśliwie omijać te pułapki. Umiejętność ta bardzo się przydaje również w polityce, gdzie, jak wiadomo, kopanie pod kimś dołków jest na porządku dziennym.

Sukces kota

Beksa i Kłapcia to koty Apolonii Klepacz. Oba są po przejściach. Beksa jest bardziej towarzyska.
(fot. Mariusz Jarzombek )

W PJN-ie podjąć zwierzęcy temat nie jest łatwo. Numer 1 na liście, Marcin Ociepa, usłyszawszy pytanie, zamilkł na parę sekund, a potem spytał: - Pani żartuje? W końcu przyznał, że chciałby mieć kota, bo to zwierzak dla zapracowanych. Ale żona nie pozwala.

Miłośniczką zwierząt jest za to Elżbieta Adamska-Wedler, nr 2 w PJN. Ma dom z dala od miasta, za to blisko lasu, więc może sobie pozwolić na: mikroskopijnego yorka i dziesięć razy większego owczarka niemieckiego. Oraz na trzy koty.

- Koty przynoszą mi złowione myszy i ptaki - mówi Elżbieta Adamska-Wedler. - Nauczyłam się, że należy je za to pochwalić, w nagrodę nakarmić smakowitą karmą, a potem dyskretnie "prezent" zgarnąć na szufelkę i wynieść.

Trzy koty to dachowce. Jeden z nich do życia Adamskiej wtargnął w sposób osobliwy. - Pojechałam samochodem do Opola, zaparkowałam koło jakiegoś podwórka, gdzie zapewne był koci miot. Jeden z kociaków wszedł mi pod maskę, a potem - jakimś cudem - do zderzaka.

Na postoju usłyszała przeraźliwe miauczenie. - Domyśliłam się, że mam tam kota, ale nie umiałam zderzaka ściągnąć. Zadzwoniłam nawet na straż pożarną, ale mnie wyśmiali i nie pomogli. Rozumiem ich, choć mnie samej nie było do śmiechu - wspomina Adamska-Wedler. - Zatrzymałam innych kierowców, rowerzystów, nawet motocyklistę na harleyu. To była bardzo malownicza sytuacja. Tłum ludzi zgromadzony wokół mego auta, a w zderzaku miauczy kociak. Wreszcie ktoś odgiął zderzak i uwolnił biedaka.

I tak kot Feo zyskał nowy dom i pełną miskę karmy. Jego historia jest dowodem, że sukces można osiągnąć zupełnie przypadkowo. Takie przypadki zna także polityka.

Nie ma kota na punkcie kotów

Stanisław Rakoczy szczególny sentyment ma do gołębi. Lubi wejść do gołębnika i posłuchać ich gruchania. W świecie polityki nigdzie nie jest tak słodko jak tu.
(fot. Archiwum rodzinne)

Beksa i Kłapcia to imiona kotów Apolonii Klepacz z SLD (nr 3 na liście). Oba koty są po przejściach, wzięte ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Opolu.

- Schronisku ulżyłam, a sama zyskałam dwie niezwykłe istoty, każda ma inny charakter i usposobienie. Przyjemnością jest je obserwować - mówi kandydatka na posła.

Kłapcia była początkowo zwana "znajdą z PKS-u". Znaleziono ją bowiem na dworcu autobusowym, jeszcze ślepą i schorowaną. Do tego była przeraźliwie chuda i na tym tle jej uszy przedstawiały się wyjątkowo imponująco. Stąd jej imię. Podleczona Kłapcia wyrosła na kotkę indywidualistkę - chadza własnymi drogami i uwielbia wyprawy w nieznane.

Beksa jest zupełnie inna: - Towarzyska, ciekawa wszystkich i wszystkiego - mówi Apolonia Klepacz. - Tylko w samochodzie wrzeszczy ile sił w płucach. I dlatego woła się Beksa.
Ale ciekawość świata może być zdradliwa i niebezpieczna. Kiedyś Beksa przepadła na dwa dni. Wróciła ze złamanym ogonem. - Trzeba było ogon amputować - mówi pani Apolonia.

W ogóle to w Beksie jest wiele z psa, tak przynajmniej twierdzi jej właścicielka. Kotka potrafi chodzić przy nodze, wieczorem na słupku wyczekuje powrotu pani, niczym wierna psina pod drzwiami albo, nie przymierzając, kot rasy angielskiej, który zachowuje się tak samo jak pies, tylko jest znacznie droższy.
Zwykle kociarze mają kota na punkcie swych kotów i potrafią godzinami przekonywać o wyższości mruczków nad psami. Ale nie kandydatka SLD:

- Miałam kiedyś psa, którego niestety nie udało się odratować, gdy zjadł trutkę na szczury - wspomina. - Teraz nie mam czasu na opiekowanie się psem, wychodzenie na spacery. Więc zdecydowałam się na koty. Gdybym mogła, miałabym też psinę. I jestem przekonana, że wszyscy by się zgadzali z sobą.

Bo w przyjaznym środowisku nawet naturalni wrogowie nabierają ogłady i wzajemnego zaufania. Tak przynajmniej jest w świecie zwierząt. W polityce - czasami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska