Zwolnili naszego człowieka, ale już go zagospodarowaliśmy

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Panowie mają powody do zadowolenia. Od lewej: Zbigniew Juzak (znów został dyrektorem urzędu pracy), Krzysztof          Kuchczyński (przegrał wybory na burmistrza, ale dostał posadę prezesa szpitala), Krzysztof Szyndlarewicz (nowy prezes gminnej spółki wodociągowej), Marcin Piekarek (dostał pracę w ośrodku kultury i szykuje się na jego szefa).
Panowie mają powody do zadowolenia. Od lewej: Zbigniew Juzak (znów został dyrektorem urzędu pracy), Krzysztof Kuchczyński (przegrał wybory na burmistrza, ale dostał posadę prezesa szpitala), Krzysztof Szyndlarewicz (nowy prezes gminnej spółki wodociągowej), Marcin Piekarek (dostał pracę w ośrodku kultury i szykuje się na jego szefa). Jarosław Staśkiewicz
Radny też musi gdzieś pracować - mówi burmistrz Namysłowa Julian Kruszyński. A wtóruje mu starosta Michał Ilnicki: - Jeśli się uczciwie powie: wygraliśmy wybory, mamy swoich ludzi na polityczne stanowiska, trzeba im znaleźć zajęcie - wszyscy to rozumieją.

Zarówno w powiecie,

Zarówno w powiecie,

jak i mieście rządzą bardzo szerokie koalicje, bowiem żadna z głównych partii nie zdobyła zdecydowanej przewagi. Łącznie w obu radach zasiadają przedstawiciele aż ośmiu ugrupowań. To sprzyja politycznym targom, których przedmiotem są posady i etaty w instytucjach i spółkach zależnych od samorządowców.

Jeden starosta zadzwonił, żeby zatrudnić tego człowieka, to zatrudniłem. Teraz drugi starosta kazał mi go zwolnić, to zwolniłem. Co zrobić? - mówi bez cienia skrępowania dyrektor jednej z powiatowych instytucji. Za chwilę się reflektuje: - Ale to tylko do pana wiadomości! Bo ja chcę w spokoju do emerytury doczekać.

Ruch kadrowy zaczął się po Nowym Roku, kiedy Julian Kruszyński z PO, dotychczas starosta, na dobre rozsiadł się w fotelu burmistrza, a Michał Ilnicki z PSL-u uporządkował swoje dawne biurko starosty, do którego wrócił po czterech latach.

Zaczęło się podobno od Romana Surdyka, młodego działacza Przyjaznego Samorządu (jest w sojuszu z PO), który po stażu w starostwie dostał etat w Rolniczym Centrum Kształcenia Ustawicznego. I z którego to etatu wyleciał na początku roku, tuż po zmianie władzy w powiecie.

O posadach wkrótce znowu będzie głośno,

O posadach wkrótce znowu będzie głośno,

bo burmistrz ogłosił jednocześnie aż sześć konkursów na dyrektorów szkół podstawowych, gimnazjów i przedszkoli w całej gminie. Według opozycji kilka stanowisk będzie obsadzonych na zasadzie politycznych kontraktów. O tym, czy to się potwierdzi, przekonamy się jeszcze wiosną.

RCKU to jedna z tych instytucji, które idealnie nadają się do "zagospodarowywania" wiernych działaczy partyjnych (w Namysłowie chętnie używają tego eufemizmu - zagospodarowywanie brzmi znacznie lepiej niż "rozdawanie etatów" czy "obsadzanie stanowisk swoimi"). Bo też szefem RCKU nie zostaje się z przypadku. Był nim już Bogdan Zdyb (startując z komitetu PSL, został potem wójtem Wilkowa), następnie zagospodarowano tu na krótko byłą posłankę Teresę Ceglecką-Zielonkę (PiS/Solidarna Polska), dyrektorem był też kandydat PO na radnego Bartosz Medyk, wreszcie stanowisko objęła Zdzisława Letki, żona ówczesnego członka Zarządu Powiatu Namysłowskiego, a obecnie radnego (z SLD).

- Po tych wyborach rozmawiałem z panem burmistrzem i zaproponowałem, żeby nie było takich sytuacji, że będziemy gremialnie zwalniali ludzi - zapewnia starosta Ilnicki. - Ale pani dyrektor RCKU zwolniła pana Surdyka bez mojej wiedzy i konsultacji. I w odpowiedzi poszło zwolnienie pana Kowalskiego.

Bogdan Kowalski to z kolei wieloletni kierownik basenu, nie związany bezpośrednio z żadną partią, ale kojarzony z ludowcami rządzącymi miastem przez wiele lat. Formalnie z pracy zwolnił się sam. Ale... - Nie miał wyjścia - komentują politycy z opcji Ilnickiego.

- Po tym zdarzeniu rozmawiałem z burmistrzem, ale on stwierdził, że on nic do tego nie ma - mówi starosta. - Stało się jak się stało, więc my ze swojej strony postaraliśmy się pana Kowalskiego zagospodarować, bo to bardzo wartościowy człowiek. I w tej chwili pracuje w technikum rolniczym.

Krzywda nie stała się też Surdykowi: dostał etat... po Kowalskim i rządzi pływalnią.

Z radnego na dyrektora

- Szkoda, że jak człowieka zwolnią z jakiegoś Tesco, to nikt nawet nie pomyśli, żeby go gdzieś zagospodarować - oburza się pan Krzysztof, zwykły obywatel, który obserwuje tę kadrową karuzelę. - A tutaj w biały dzień, na bezczelnego robią sobie co chcą, bo to nie ich, tylko publiczne pieniądze.

Największe zmiany dotyczą kultury: już na początku roku w Namysłowskim Ośrodku Kultury pojawili się dwaj nowi pracownicy: Marcin Piekarek i Sylwester Zabielny. Pierwszy to radny powiatowy, drugi jest przewodniczącym rady miejskiej (obaj z Przyjaznego Samorządu). Choć dyrektor NOK-u Adam Zając był na chorobowym i formalnie nikt go ze stanowiska nie zwolnił, to tajemnicą poliszynela było, że Piekarek to jego przyszły następca. I podczas oficjalnych spotkań wielu osobom zdarzało się go tak tytułować.

W najbliższych miesiącach sprawa zostanie zapewne formalnie dopięta.

- Pan Adam Zając w środę poprosił o rozwiązanie umowy i jest w trakcie wypowiedzenia, ale zwolniłem go ze świadczenia pracy - potwierdził starosta Kruszyński.

Z kolei Zabielny to aktor, współtwórca działającego przez wiele lat w NOK-u Teatru Bez Atu, więc w jego przypadku etat instruktora nikogo nie dziwił.

- Teraz zostało sformalizowane to, co przez kilkanaście lat robiłem, bo ośrodek kultury był moim drugim domem. Dlatego nie czuję dyskomfortu, że jako radny dostałem pracę. Szczególnie że jeszcze w poprzedniej kadencji miałem propozycję pracy w NOK-u - przypomina Zabielny, który wcześniej przez osiem lat pracował we wrocławskim magistracie.
W obsadzaniu stanowisk nic złego nie widzi Julian Kruszyński.

- Jeżeli mam wielkie plany związane z rozwojem kultury, kształtowanej inaczej niż przez poprzednie władze, a do NOK-u chcę dołączyć całą sferę sportu - basen, stadion, halę, orlik, jeśli mówię o budowie hali widowiskowo-sportowej, o przebudowie stadionu, to nie może dziwić, że szukam ludzi prężnych, młodych, z pasją. Poprzednie pokolenie pracowało w inny sposób, a ja wymagam innego podejścia do pracy i innego zaangażowania. Nie mogę zatrudniać ludzi, którzy robią mi łaskę, że w ogóle pracują.

Sęk w tym, że stanowiska trafiają głównie do radnych lub osób blisko z związanych z namysłowską polityką.

- Po prostu nie ma innej drogi awansu. Chcesz dostać pracę, to zapisz się do partii albo lokalnego ugrupowania, startuj w wyborach, popieraj swojego szefa, a ten się odwdzięczy - tłumaczy jeden z nowych radnych, który jeszcze przed wyborami objaśniał nam ten mechanizm: - Jakbym nie wystartował i nie nabijał głosów na liście, to mógłbym wypaść z obiegu i stracić pracę. Dlatego dostałem jasne zadanie: mam zdobyć przynajmniej 200 głosów.

Teraz głośno zrobiło się o posadzie dla Edwarda Marka, wiceprzewodniczącego rady miejskiej (startował z listy PiS, ale po wyborach wsparł koalicję PO-Przyjazny Samorząd). Według naszych informacji, miałby opiekować się kortami, a wniosek o dofinansowanie do takiego etatu miał trafić do Powiatowego Urzędu Pracy. - Nie mam nic wspólnego z kortami - dementował w rozmowie z nami radny Marek.

- To nie byłoby nowe stanowisko, bo już wcześniej była osoba opiekująca się kortami - przekonuje tymczasem burmistrz Kruszyński. - Specjalnie się tym nie interesuję, bo to jest w gestii Zakładu Administracji Nieruchomości. Ale uważam, że ci radni też muszą gdzieś pracować, to nie jest tak, że będą wykluczeni z możliwości zatrudnienia tylko dlatego, że zostali wybrani do rady - przekonuje. - I to nie jest też tak, że się dla nich znajduje pracę na siłę - jeśli jest wolne stanowisko, a stracili gdzieś pracę, to mają możliwość jej podjęcia.

Urząd pracy jak polityczny łup

- To jest taka dziwna tradycja, praktykowana na namysłowskim rynku, żeby z wielu zwykłych posad robić polityczne stanowiska. Tak jak z mojego urzędu - komentuje Zbigniew Juzak, który właśnie po raz trzeci w karierze został dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy.

- Jestem członkiem PSL-u, ale nigdy się politycznie nie angażowałem w żadne spory, tylko zajmowałem się swoją robotą i miałem na tym polu sukcesy - podkreśla szef pośredniaka.

Trzy lata temu stracił jednak stanowisko po głośnej sprawie płacenia pracownikom PUP-u za pracę przy projektach, które - zdaniem ówczesnego starosty - mieli wykonywać w ramach służbowych obowiązków.

- To była sztucznie wywołana afera, a faktycznie żadnej afery nie było - mówi starosta Ilnicki. - I dlatego już dawno obiecałem Zbyszkowi, że jeśli wrócę do starostwa, to i jego przywrócę do pracy.

Słowa dotrzymał, ale w PUP-ie przez trzy lata sporo się zmieniło: szefem pośredniaka była już Iwona Kamińska, a jej zastępczynią z politycznego klucza Leokadia Czarny (wcześniej startowała z SLD, teraz jest radną Przyjaznego Samorządu). Zarząd powiatu postanowił więc wspaniałomyślnie wszystkich pogodzić i tak zmienił organizację PUP-u, że teraz obie panie są zastępcami dyrektora.

- Może to uspokoi atmosferę i ostudzi na przyszłość zapędy, żeby nasz urząd traktować jak polityczny łup - dodaje Juzak.
Podobny fortel zastosowano w innych samorządowych spółkach. Najpierw w Namysłowskim Centrum Zdrowia, gdzie namaszczony przez starostę Ilnickiego nowy prezes Krzysztof Kuchczyński (stracił fotel burmistrza) wyznaczył na dyrektora dotychczasowego prezesa Kamila Dybizbańskiego.

Stanowisko dla Kuchczyńskiego to typowa przysługa za przysługę. Cztery lata wcześniej to Ilnicki był w podobnej sytuacji: stracił fotel starosty i dostał posadę prezesa Zakładu Administracji Nieruchomości. Teraz ZAN-em kieruje były wicestarosta Andrzej Spór (Przyjazny Samorząd), który trafił tam, gdy przestał być wicestarostą. To powtórka z historii: tę samą posadę dostał już dziewięć lat temu, gdy stracił fotel starosty.

Z kolei w Ekowodzie, wodociągowej spółce miasta, swoje miejsce znalazł właśnie Krzysztof Szyndlarewicz (radny z listy PO). Ale dotychczasowy prezes Artur Masiowski (też radny powiatowy z listy PSL) w spółce pozostanie: na nowo utworzonym stanowisku wiceprezesa.

- Chodzi o nowe spojrzenie na sprawy prowadzenia spółki i wzmocnienie dla pana Masiowskiego, który w firmie pozostaje - przekonuje Szyndlarewicz.

- Jestem pełny obaw o przyszłość Ekowodu, który jest bardzo dobrą firmą, bo ten człowiek nie jest przygotowany do pełnienia takiej funkcji. Ani nie ma doświadczenia w kierowaniu spółką, ani odpowiedniego wykształcenia - komentuje Ilnicki, który przez lata na sesjach rady powiatu "darł koty" z Szyndlarewiczem.
Choć końca zwolnień i zatrudnień nie widać, to pokusiliśmy się o małe podsumowanie na nowo obsadzonych lub specjalnie utworzonych stanowiskach:
- prezes Namysłowskiego Centrum Zdrowia i dyrektor NCZ,
- prezes Zakładu Administracji Nieruchomości,
- kierownik Centrum Turystyki i Rekreacji Delfin,
- pracownik Zespołu Szkół Rolniczych,
- dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy i drugi zastępca dyrektora PUP,
- dwaj instruktorzy w Namysłowskim Ośrodku Kultury, z których jeden zostanie dyrektorem,
- prezes spółki Ekowod i wiceprezes w tej spółce,
- w starostwie: naczelnik wydziału oświaty, sekretarz,
- w urzędzie miasta: sekretarz, naczelnik oświaty, szef promocji, radczyni prawna.

Większość tych stanowisk obsadzają stronnicy burmistrza Kruszyńskiego. - I nie ma co się dziwić - komentuje anonimowo jeden z lokalnych polityków. - Przez kilkanaście lat miastem rządziła ta sama ekipa związana z ludowcami. I ich ludzie zasiedzieli się na swoich fotelach, więc kiedy udało się zmienić burmistrza, nowe władze czują głód stanowisk, bo ich ludzie byli przez te lata izolowani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska