- Ta sprawa trwała blisko dwa lata, ale wyrok pokazuje, że warto było walczyć - komentuje rozstrzygnięcie sądu pracy Krystyna Wilisowska, była szefowa Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Prudniku. - Oddałam tej pracy ponad 10 lat swoje życia. Udało się zrobić wiele ważnych rzeczy, więc zostawiłam PCPR w znacznie lepszej kondycji, niż wtedy, gdy przychodziłam do pracy. Nie zasłużyłam na takie potraktowanie.
Sprawa ma swój początek pod koniec grudnia 2018 roku. Kierownik Wilisowska, idąc na sesję rady powiatu, nie sądziła, że jej pozycja jest zagrożona. Czujności nie wzbudziło nawet to, że poproszono ją, by została na zarządzie rady powiatu. Sądziła, że chodzi o sprawy bieżące.
- Zaproponowano mi zdegradowanie do stanowiska zastępcy, a kiedy odmówiłam - otrzymałam trzymiesięczne wypowiedzenie - wspomina. - Dwa tygodnie później okazało się, że zostałam zwolniona z obowiązku świadczenia pracy i w okresie wypowiedzenia nie muszę przychodzić. To był dla mnie kolejny szok, bo sądziłam, że będę miała czas, by przekazać swoje obowiązki osobom, które je po mnie przejmą.
Krystyna Wilisowska nie mogła pogodzić się z tą decyzją, zwłaszcza, że w grę wchodziła utrata zaufania. Pracodawca zarzucił jej m.in. nieprawidłową organizację rodzinnej pieczy zastępczej na terenie powiatu prudnickiego oraz narażenie powiatu na większe wydatki, spowodowanie umieszczaniem dzieci w pieczy instytucjonalnej, zamiast w rodzinnej. - Byłam nagradzana i nigdy nie usłyszałam, że źle wykonuję swoje obowiązki. W mojej ocenie ta sprawa miała charakter wyłącznie polityczny. Jolanta Barska (to ona zastąpiła Wilisowską na stanowisku kierownika PCPR - przyp.) została radną powiatu w Nysie, więc nie mogła dłużej stać na czele tamtejszego PCPR-u, czyli jednostki podległej nyskiemu powiatowi. Dlatego przyszła do Prudnika, a ja musiałam odejść - mówi zwolniona kierowniczka. - Mam duży niesmak w związku z tą sytuacją. Kosztowała mnie ona mnóstwo nerwów, bo nie zrobiłam nic złego. Cieszę się, że sąd przyznał mi rację.
Krystyna Wilisowska pozwała PCPR w Prudniku, domagając się odszkodowania i wygrała. Sąd pracy zasądził jej 18 tys. 246 złotych. Obciążył też stronę przegraną kosztami procesu. Początkowo zwolniona kierowniczka chciała również przywrócenia do pracy, ale zrezygnowała z tego żądania, gdyż w międzyczasie została dyrektorem PCPR w Nysie, czyli w jednostce z którą wcześniej pożegnała się Jolanta Barska.
Sąd uznał, że pracodawca nie udowodnił, iż wyliczone przez niego przesłanki utraty zaufania są prawdziwe. Zauważył też, że akta osobowe byłej kierowniczki świadczą o wieloletniej, nienagannej pracy. Wręczenie wypowiedzenia było natomiast - w ocenie sądu - wyłącznie reakcją na to, że nie zgodziła się przyjąć stanowiska zastępcy.
- Nie byliśmy stroną w tym procesie, choć faktycznie to zarząd powiatu podjął decyzję o zwolnieniu pani Wilisowskiej. Żałuję, że sąd nie powołał nas na świadków - mówi Radosław Roszkowski, starosta prudnicki. - W aktach osobowych zwykle znajdują się rzeczy neutralne i pozytywne, ale radni wielokrotnie mieli uwagi do pracy PCPR i pani Wilisowskiej. Skarżyły się też rodziny zastępcze. To bzdura, że w tej sprawie chodziło o politykę.
Rozstrzygnięcie sądu, korzystne dla zwolnionej kierowniczki, jest prawomocne. PCPR wypłacił już odszkodowanie.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?