Zwyciężył z kiepską aurą

Beata Cichecka
Marian Jaszczyszyn z Pakosławic otrzymał "Złoty Kłos" dla najlepszego opolskiego producenta pszenicy konsumpcyjnej. Jak osiągnął tak imponujące plony?

Pan Marian gospodarzy we wsi od 20 lat. W uprawie 110 hektarów pomagają mu żona Bogumiła i syn Jacek. Zajmują się wyłącznie produkcją roślinną. Oprócz pszenicy sieją rzepak, buraki cukrowe, a od tego roku również kukurydzę. W tym roku zebrali 94,1 kwintala pszenicy konsumpcyjnej z 1 hektara, co przyniosło im pierwsze miejsce na Opolszczyźnie w konkursie zorganizowanym przez miesięcznik "Plon". - Spodziewałem się znaleźć w pierwszej trójce - mówi rolnik z Pakosławic - ale na zwycięstwo nie liczyłem. Wysokie wyniki mam od 1996 r., od kiedy zacząłem korzystać z pomocy doradców rolnych z Łosiowa i Agroasa, zmieniłem technologię upraw i zakupiłem agregat uprawowo-siewny oraz duży ciągnik.

Marian Jaszczyszyn nie podziela gremialnego narzekania chłopów na mizerię w gospodarce, twierdząc, że przy wysokich plonach dobrej jakości da się wyżyć z rolnictwa. - Ale o uprawy trzeba zadbać - tłumaczy. - Minęły już czasy, kiedy rolnik spał, a w polu samo mu rosło. Teraz trzeba sześć, siedem razy wjechać z opryskiwaczem w zboże, ze cztery razy je nawieźć, wymieniać materiał siewny, badać i wapnować gleby. Choć w rolnictwie wiele zależy od aury, można sobie z nią poradzić, jeśli zastosuje się odpowiednią technologię, pełną ochronę, dokarmianie zbóż i wykonuje się wszystkie prace w terminie. Ten rok był bardzo ciężki dla rolnictwa, bo było zbyt mokro. Nic nie można było zaplanować i dlatego do tej pory nie przywiozłem wiechy na kombajnie. Został mi jeszcze hektar pszenicy do omłócenia. Nie mogłem w nią wjechać, bo maszyna grzęzła w zabagnionym terenie. Teraz z kolei, kiedy grunt zamarzł, przysypał go śnieg.
Na zbyt przodujący rolnik też nie narzeka, bo - jak utrzymuje - nie ma problemu ze skupem dobrej pszenicy. - W tym roku sprzedałem ponad 80 ton Agencji Rynku Rolnego, a cena z dopłatą była dość wysoka - mówi. - Zostało mi jeszcze około 200 ton pszenicy, która miała gorsze parametry i nie załapała się na skup agencyjny, ale mogę ją sprzedać w tej chwili jako paszową. Czekam jednak na wyższą cenę. Mam magazyny, więc nie ma pośpiechu.
Marian Jaszczyszyn zaczął gospodarzyć od 5,94 ha, które kupił w 1981 r. razem z budynkami gospodarczymi. - Zaciągnęliśmy z żoną kredyt - wspomina. - Było nam bardzo ciężko. Nie mieliśmy prądu ani wody, którą przez półtora roku trzeba było taszczyć wiadrami z ogrodu. Z czasem założyłem hydrofor, zrobiłem centralne ogrzewanie, wyremontowałem zabudowania. W tej samej wsi gospodarował mój ojciec, więc początkowo korzystałem z jego maszyn. Później kupiłem własne. W 1997 roku tato przepisał na mnie swoje 21 hektarów, a resztę sukcesywnie dokupowałem i dobierałem dzierżawę. Chcę powiększyć gospodarstwo, ale w mojej okolicy nie ma już wolnych, dobrych gleb.

Według pana Mariana, przy dużym areale koszty utrzymania gospodarki są mniejsze, a produkcja staje się bardziej opłacalna. - Mam za mało ziemi, żeby nająć siłę roboczą, a za dużo jak na możliwości moje i żony - ocenia. - Ludzie latem jeżdżą na wczasy, chodzą na basen, a my nie mamy na to czasu. Wakacje spędzamy w polu. Od wiosny do jesieni pracuje się nawet nocą, kiedy warunki pogodowe nie sprzyjają za dnia. A zimą też ciągle jest coś do zrobienia. Duży park maszynowy wymaga konserwacji i remontów, trzeba też coś naprawić w domu i obejściu. Dlatego odradzam synowi, który kształci się w technikum rolniczym, by poszedł w moje ślady. Praca na roli to ciężki kawałek chleba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska