Życie motocyklisty jest cholernie śliskie

Redakcja
Grzegorz Bilewicz: - Motocykl po zderzeniu z autem często nadaje się tylko na części.
Grzegorz Bilewicz: - Motocykl po zderzeniu z autem często nadaje się tylko na części.
Motocykliści są bliscy pobicia tragicznego rekordu - w tym roku na drogach zginęło ich o wiele więcej niż w poprzednich latach.

Życie straciło już 200 polskich motocyklistów, a w całym ubiegłym roku - 259. "Rekord" jest więc, niestety, raczej pewny.

Dawcy nerek, szosowi kamikadze - określenia, które przylgnęły do nich od lat, sugerują, że ostrą jazdą prowokują kostuchę i ryzykują życiem swoim, a także innych. Który z kierowców nie skręcał nagle kierownicą swego auta, kiedy ze świstem torpedy wyprzedzała go maszyna z położonym na niej "pilotem" w skórze i kasku. A jeszcze pół minuty wcześniej nie było go widać w lusterku. Kamikadze - to określenie nie jest przypadkowe. We Włoszech kilka lat temu stało się modne zawiązywanie na szyi szubienicy ze stalowej linki, której koniec mocowano do motocykla i zaczynano jazdę. Po co?

Trening czyni mistrza

- Bo po poważnym wypadku motocyklista często staje się warzywem - jest sparaliżowany, nie rusza się - mówi Jarosław Dryszcz z KW Policji w Opolu, prywatnie właściciel choppera. - Więc żeby nie być warzywem, wymyślili taką oto metodę na zapewnienie, że nie wyjdą z wypadku żywi. Ponoć te szalone zwyczaje pojawiły się u niektórych jeżdżących ścigaczami w Poznaniu.

- Dawca nerek to niezbyt trafne określenie - mówi Marzena Kawałko, znana nie tylko jako radna opolska, ale jako właścicielka skromnego choppera "Romet". - Bo po śmiertelnym wypadku obrażenia narządów wewnętrznych są zwykle tak poważne, że nie nadają się one do przeszczepu.

Sama jednak wozi przy sobie oświadczenie, że chce być dawcą. - I śmiem twierdzić, że to nie tylko motocykliści są winni wypadkom - podkreśla Marzena Kawałko. - Kierowcy samochodów nie są lepsi. Ostatnio wymusił na mnie pierwszeństwo dżentelmen, który wyjeżdżając swym autem z podporządkowanej, nie raczył nawet się rozejrzeć, tak bardzo był zajęty rozmową telefoniczną.

Inne grzechy kierowców samochodów to: najeżdżanie na tył motoru, blokowanie środka jezdni, no i rywalizacja typu "nie dam się wyprzedzić" - szczególnie jeśli kierowca odkryje, że właśnie wyprzedza go nie motocyklista lecz motocyklistka.

Opolskie statystyki potwierdzają te obserwacje. W tym roku w wypadkach zginęło już czterech motocyklistów (rok temu w analogicznym okresie - 1). Dwa wypadki spowodowane były z winy kierowców samochodów, którzy nie ustąpili pierwszeństwa motocykliście i go... zabili.

Jak dzieci
Motocyklistów dzieli się z grubsza na garkotłuków i szlifierzy. Garkotłuk preferuje spokojny styl jazdy na dostojnych motorach, na przykład znanych z filmu "Easy Rider" chopperach. Szlifierze są zwykle bardziej uzależnieni od prędkości i adrenaliny, jeżdżą na mocnych ścigaczach czy motorach turystyczno-sportowych. W wielkim uproszczeniu - jazda tych pierwszych jest bardziej bezpieczna. Ci drudzy - a przynajmniej niektórzy z nich - psują motocyklistom opinię.

W okolicach ul. Strzeleckiej w Opolu zbiera się grupa maniaków jazdy sportowej, na jednym kole i innych freestylowych sztuczek. Chyba chcą być tacy jak Rafał Pasierbek z Niemodlina, Stunter13, mistrz w "figurowej" jeździe na motocyklu. Tyle, że Stunter13 zawsze podkreśla, że swych ewolucji nie uczy się na drodze publicznej. - Bo to jest zagrożenie dla mnie i dla innych - mówi mistrz Polski. - Trzymamy się dróg zamkniętych. Tam możemy bezpiecznie trenować.

I tym mistrz różni się od "młodych wilków" ze Strzeleckiej, potrafiących ze swymi popisami wjeżdżać nawet do centrum Opola.

Podobny problem był w Oleśnie. Tam 19- i 20-latek (jeden na hondzie, drugi jechał yamahą) szpanowali paleniem gumy i wyścigami. Gdy w końcu dopadła ich policja, okazało się, że jeden z nich nie ma przy sobie prawa jazdy na motor, a obie maszyny powinny wylądować u mechanika - jeden motor nie miał bowiem aktualnego przeglądu, drugi gumy gładkie jak nogi modelki reklamującej maszynkę do depilacji.

- Motocykl, szczególnie mocny ścigacz, jest niebezpieczną maszyną w rękach niedoświadczonego kierowcy - mówi Janusz Bereszczyński, prywatnie "szlifierz", bo właściciel hondy VFR 750, maszyny z wyścigowym rodowodem. 105 koni, 750 cm sześciennych pojemności, grubo ponad 200 kilo wagi. - A jazda na łysych oponach to dodatkowe kuszenie losu, jakby ktoś prosił się o to, by stracić przyczepność z jezdnią.
Zawodowo jeździ jeszcze lepszym cackiem, bo BMW 1300 GT - 160 koni mechanicznych przy 1300 cm sześciennych pojemności. Motor jest nieoznakowany, a kierujący nim to funkcjonariusz drogówki w Komendzie Miejskiej Policji w Opolu.

- Gdy pełnię służbę na motorze, nie ma opcji, aby jakiś zatrzymywany przeze mnie motocyklista próbował ucieczki, jak na przykład przed radiowozem. Wiedzą, że są bez szans - mówi.
A zdarza się mu ich łapać najczęściej za przekroczenie prędkości oraz... jazdę bez uprawnień. I to nie znaczy, że ktoś przypadkowo zapomniał dokumentów. Motocykle są popularne, ale robienie na nie prawa jazdy - już nie. Wielu zatrzymanych mówi policjantowi wprost: Nie będę wydawać pieniędzy na kursy i egzaminy. Złapiesz mnie raz na 2-3 lata, zapłacę trzysta złotych mandatu. I po kłopocie.
Młodszy aspirant Janusz Bereszczyński: - Niestety, nie mogę powiedzieć takim ludziom, że są niczym kamikadze i że nie bez racji nazywani są dawcami narządów. Nie wypada. Tłumaczę im jak małym dzieciom, ile ryzykują.... Czy pomaga? Nie wiem.

Motor też umiera
Jak głupi siądzie na szybką maszynę, to - niestety - nie zmądrzeje, bez względu na to, czy jest na chopperze, na ścigaczu czy w aucie. Prędzej czy później walnie w drzewo. - Zresztą nawet mądrzy głupieją na maszynach, których dosiadają po raz pierwszy - mówi Krzysztof Moszyński.
Jeździ yamahą fazer FZ6. Pojemność 600 cm sześciennych, 98 koników, maksymalna prędkość 250 km na godzinę. To motocykl ze sportowym zacięciem. - Przejechaliśmy już razem 75 tysięcy kilometrów - mówi o sobie i swej maszynie Krzysztof Moszyński. - Zaliczyliśmy kilka wypadków, ale żadnego z mojej winy.
Wypadek nr 1. Przejażdżka ulicami miasta, na jezdnię wkracza nagle śpiesząca się dziewczyna. - Auto jedno wyminęła, a mnie nie zauważyła - mówi Krzysztof. - Co było robić, uciekałem, wywracając motocykl. Sam wywinąłem fikołka, takiego, że w jeździe figurowej dostałabym najwyższe noty. Na dworze był trzydziestostopniowy upał, nie miałem na sobie skórzanego uniformu, tylko zwykłe spodnie i koszulkę. Skóra zdarta do mięsa, goiło się ponad miesiąc...

Gdyby jechał 200 km na godzinę, zdarta byłaby nie tylko skóra, ale i ciało - do kości.
Wypadek nr 2. Przy zjeździe autostradowym samochód z przyczepą zajeżdża mu drogę. Próba wyminięcia przyczepki zakończyłaby się może sukcesem, gdyby nie to, że na drodze był rozsypany piasek. Motocykl runął, jego kierowca wykonał fikołka. - Opanowałem sztukę upadania - mówi. - Motor wyglądał gorzej ode mnie.

Stłuczki? Było ich parę. Nie tak dawno kierowca audi zniecierpliwiony staniem w korku na opolskiej obwodnicy postanowił wyjechać ze sznura aut i zawrócić. Zrobił to szybko, zdecydowanie i... bez patrzenia we wsteczne lusterko. Wzdłuż rzędu aut jechał właśnie swą yamahą Krzysztof. Skręcające audi uderzyło prosto w niego. Obaliło motocyklistę i odrzuciło go na przeciwległy pas.
- Na szczęście nikt tam nie jechał - opowiada. - Okazało się, że pan w audi spieszył się po dziecko do przedszkola, drugie dziecko miał zresztą już na pokładzie. Bardzo przepraszał. A potem wezwał pomoc drogową, bo jego wóz nie mógł już dalej jechać. Moją "jamaszką" na szczęście można było odjechać, choć wymagała wizyty w warsztacie.

Motocykliści mają takie powiedzenie: "Motor ma się w sercu, ale i w rozumie. Czyli - żeby jeździć, należy mieć olej także w głowie".

Prawo jazdy na motocykl

Zwykle motocykl po zderzeniu z autem wychodzi mocno pokiereszowany. Wie coś na ten temat Grzegorz Bilewicz - motocyklista, prowadzi akcje edukacyjne związane z bezpieczeństwem na drogach, jest też mechanikiem i właścicielem warsztatu, do którego trafiają motory po przejściach.
- Są dwa rodzaje wypadków: ślizgi stanowią większość, wtedy motor wymyka się komuś spod tyłka i uderza w przeszkodę - wyjaśnia. - Taką maszynę stosunkowo łatwo naprawić.
Do warsztatu trafiają też motocykle po zderzeniach z autami. - Tych po czołówkach to często nie podejmuję się składać, bo nie będą już nigdy w pełni sprawne - dodaje. - Lepiej je sprzedać na części.
Jeśli motocyklista w wyniku wypadku zginął, to niepisana reguła w środowisku mówi, że maszyna też powinna odejść. Nie należy jej "reanimować" ani nawet sprzedać najdrobniejszej części. - Nikt nie chce jeździć na motocyklu, na którym poniesiono śmierć - mówi Grzegorz.

Śliskie życie
Parę godzin po swym "spotkaniu" z audi Krzysztof zasiadł do komputera i na forum motocyklowym Opole Zone zaczął pisać o zdarzeniu. I wtedy ktoś napisał o innym wypadku, jaki miał miejsce w tym samym dniu, także w Opolu. Również audi uderzyło w wyprzedzający go motor, sportową yamahę, podobną do tej Krzysztofa. Na tym podobieństwa się kończyły. Motocyklista stracił panowanie nad maszyną, zjechał na przeciwległy pas. Nastąpiło kolejne uderzenie w jadące tam auto, a potem w znak drogowy, który praktycznie obciął mu nogę.

- Z forum wiem, że chłopak przeżył i zbiera pieniądze na protezę nogi, wciąż chce jeździć motorami - mówi Krzysztof.

Motocykl w wielkim mieście. 10 zasad przeżycia w ulicznej dżungli

- Najgorsze, gdy na maszyny, które mogą jechać 200 km na godzinę, siadają dwudziestolatkowie, prawie bez doświadczenia - mówią doświadczeni motocykliści. - Oni mają na drogach najmniejsze szanse, nieważne, czy padną z własnej winy, czy z winy kogoś innego.
Grzegorz Bilewicz zaczynał jeździć na motorach jako szesnastolatek. Przeszedł niezłą szkołę na motokrosie, gdzie nieraz się pokiereszował, połamał i nauczył pokory wobec maszyny i swoich umiejętności (mimo że coraz większych). Dziś ma dwudziestoletnie doświadczenie w jeździe na motocyklu i wciąż wystawiany jest na próby.

- W miniony weekend wybraliśmy się we czwórkę na przejażdżkę z Opola do Nysy. No i wyprzedzał nas jakiś gość w mercedesie, na trzeciego, w aucie miał dzieci - opowiada. - Omal nie wjechał we mnie.
Był już świadkiem niejednej kraksy, także z winy motocyklisty. Wiosną na jego oczach zginał młody miłośnik motorów. Rozpoczęcie sezonu, grupa motocyklistów jechała do Turawy, on odstawał, więc postanowił dogonić kolegów. Dodał gazu, zaczął wyprzedzać samochody, ale z naprzeciwka jechało auto. Wyraźnie się go przestraszył i nacisnął tylny hamulec.

Motocykle testujemy w RegioMoto

- Z braku doświadczenia popełnił fatalny błąd, używając tylnego hamulca. Nie było już dla niego ratunku - mówi Grzegorz Bilewicz.

Chłopak wpadł w poślizg, zginął w zderzeniu czołowym.

Na forach motocyklistów sporo jest filmów i zdjęć z tragicznych wypadków. Potem obrazy z pogrzebów - w cmentarnych alejach stoją zrozpaczeni przyjaciele ze swymi maszynami. I hałasują silnikiem na cześć tego, który odjechał na zawsze.

Często odtwarzana jest też piosenka pop-rapowej grupy Verba o tytule "Młode wilki". Kawałek stał się ulubionym wielu miłośników jazdy na motorach, szczególnie na ścigaczach. Tekst mówi o jednym z nich: "Życie jest cholernie śliskie. Rozpieprzył siebie, motor i nadzieje na przyszłość".

Czytaj e-wydanie »

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska