Przez dziesiątki lat ta kamienica należała do Zakładów Dziewiarskich "Splot" w Kluczborku - mówi Jadwiga Rozbrój. - Były w niej biura, a ponieważ firma nie była zamożna, nie remontowano domu zbyt solidnie. Kiedy spółdzielnia ogłosiła upadłość, budynek sprzedawano na przetargu. Ceny nie wywindowano wysoko. Byłam jedyną chętną do jego nabycia. Dzisiaj już wiem, dlaczego. Zakres koniecznego remontu okazał się znacznie większy, niż się wydawało. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, na co się porywam.
Remont zaczął się więc nietypowo, bo od parteru, gdzie mieści się obecnie rodzinny interes pani Jadwigi. Wydawało się, że dość szybko uda się odrestaurować budynek, ale gdy rozpoczęły się prace remontowe, okazało się, że po usunięciu płyt, które zakrywały tynki, odsłonił się "obraz nędzy i rozpaczy". Tynki nadawały się tylko do skucia.
- Wyrzucano kilometry płyt i tony gruzu - wspomina właścicielka. - Potem się okazało, że trzeba wykonać od nowa także wszystkie instalacje. Po wstawieniu okien okazało się, że nie wystarczy mi pieniędzy na drewniane podłogi. W pomieszczeniach położono więc panele, które imitują złocisty, postarzany dąb.
Parter gotowy był dość szybko, ale remont dwóch pozostałych kondygnacji (całość ma 180 mkw.) trwał jeszcze dwa lata i dotąd nie wszystko jest do końca zrobione.
Na piętrze mieściły się niegdyś pokoje dyrekcji. Dziś w dawnym sekretariacie znajduje się salon z kominkiem. Pomieszczenia zyskały zupełnie inne funkcje. Nowe są także połączenia między nimi. Przestrzeń jest otwarta (dosłownie), ponieważ na piętrze nie ma jeszcze drzwi wejściowych. Po odrestaurowaniu zostaną wmontowane te stare, które trzeba poddać pracochłonnej renowacji i odrzeć z wielu warstw farby olejnej.
Środkowa kondygnacja budynku to królestwo pani domu. Od razu rzuca się w oczy to, że lubi ona stare meble. Kredensy, komódki, regały, stoły, krzesła i fotele były odziedziczone po przodkach albo przez lata zbierane. Kanapa z wysokim oparciem stanowi prezent ślubny.
- Problemem okazała się nawet przeprowadzka - wspomina pani domu. - Musiałam zamówić dźwig, by na piętrze stanął ciężki kredens.
Z salonu - przez oryginalnie zaprojektowane łukowate przejście - widać niedużą kuchnię. W ciąg nowoczesnych szafek wmontowano nadstawkę bardzo starego kredensu, która wcale nie stanowi dysonansu w połączeniu z chromowanym pochłaniaczem. Mały półkolisty stolik przylepiony do ściany umożliwia zjedzenie szybkiego posiłku. Na celebrowanie przeznaczono jadalnię z dużym stołem, "pomocnikiem" i wielkim starym lustrem. Z tego pomieszczenia małym korytarzykiem przechodzi się do łazienki pani domu - nowoczesnej, jasnej, całej w odcieniach beżu i écru. Obok jest przestronna sypialnia gospodyni. Oszczędnie umeblowana (szafa w ścianie, łoże i półki) zaprasza ciepłem morelowych ścian.
Żaden opis nie jest w stanie oddać klimatu tego obszernego wnętrza, pełnego dziwnych przejść, wąskich prześwitów małych i większych wnęk, finezyjnych rozwiązań i ozdób, które są świadectwem talentu gospodyni. To wszystko, jak również grafiki nieżyjącego męża pani domu, składa się na staroświecki urok tego piętra.
Następna kondygnacja jest królestwem córek gospodyni. Każda z nich ma po wielkim, pełnym światła pokoju. Ten należący do starszej, studentki, pomalowano na niebiesko i żółto, ale barwy są pastelowe, jakby przypudrowane. Dziesięciolatka sama określiła, że chce mieć pokój fioletowo-różowy. I trzeba powiedzieć, że wyjątkowo udana to kombinacja barw. Pokoje są jeszcze nie do końca umeblowane. Każda z dziewcząt ma wygodne łoże pod skosami, osobną garderobę, wspólną dużą, piękną, zieloną łazienkę i taras.
Właścicielka z córkami wprowadziła się do kamienicy tuż przed wigilią. Ma tu jeszcze sporo do zrobienia: wykończyć drzwi i klatkę schodową oraz położyć elewację, która stanowi z wnętrzem wieki kontrast. Ale nic to w porównaniu z tym, co już za nią.