Życie z protezą

Ewa Kosowska-Korniak
Rozpuszczone włosy, seksowne mini, obcisła bluzeczka. A pod nią gorset częściowo wypełniony silikonem, dzięki któremu Wioletta czuje się i jest nadal atrakcyjna.

Z protezą trzeba nauczyć się żyć. Trzeba o nią dbać - uwaga na kocie pazurki, igły, spinki. Wystarczy mała dziurka i silikon wypłynie, a zdeformowana proteza jest do niczego. Trzeba pamiętać o jej zakładaniu nawet do snu - to dobrodziejstwo dla kręgosłupa. Wreszcie - trzeba ją polubić.
- Mąż, partner życiowy powinien także zaakceptować protezę i cieszyć się, że jego żona przezwyciężyła walkę z chorobą. Niestety, często jest odwrotnie. W sanatorium spotkałam młode kobiety, odtrącone i nieakceptowane przez mężów. Najbardziej wstrząsnęła mną historia pewnej 38-latki, matki dwójki dzieci. Odkąd amputowano jej pierś, mąż zaczął się nad nią znęcać. A przecież kobieta po mastektomii potrzebuje wyjątkowej opieki, miłości i bliskości - podkreśla Danuta, jedna z opolskich amazonek.
Ona nie mogła liczyć na męża, gdyż los obszedł się z nią wyjątkowo okrutnie. Nowotwór zaatakował ją w rok po śmierci małżonka. Od tamtej pory minęło już dziesięć lat.
- Czas robi swoje, ale było mi naprawdę ciężko. Wiedziałam, że gdyby mąż żył, miałabym w nim silne wsparcie. A tak zostałam sama ze swoją chorobą. Pozostała mi tylko ucieczka w pracę i aktywność społeczną - wspomina Danusia.

"To" stało się podczas wieczornej toalety. Po prysznicu nacierała ciało odżywczym balsamem i wtedy wyczuła małe stwardnienie w lewej piersi. Nazajutrz była już u swojego ginekologa, a ten dał jej skierowanie na onkologię.
Potem leżała na stole operacyjnym i przez dwie godziny czekała na wyrok. Czyli wynik badania histopatologicznego wycinka pobranego z piersi. Wreszcie zjawił się lekarz i zapytał: "Czy zgadza się pani na całkowite odjęcie piersi?".
- A czy mam inne wyjście? - zapytała retorycznie. - Jak pan zaczął, to proszę skończyć.
Wtedy jeszcze była silna. Lecz gdy obudziła się na intensywnej terapii, gdy poczuła ten okropny, przeszywający ból, naszły ją straszne myśli. Wszystko się skończyło. Nic nie ma sensu. To jest koniec.
Ale już w miesiąc po opuszczeniu szpitala, obolała, wymęczona przystąpiła do konkursu na stanowisko dyrektora instytucji, w której pracowała i... wygrała. O przebytej operacji nikt w pracy nie wiedział.
- Sekretarce mówiłam, że muszę wyjść na godzinkę. Kierowcy - by zaczekał chwilę w samochodzie. W ten sposób odbywała się moja chemioterapia - opowiada.
Dziś Danuta tryska energią, biega z jednego spotkania na drugie, organizuje liczne sympozja i konferencje dotyczące jej pasji zawodowej, a raz w miesiącu zjawia się na spotkaniu w Klubie Amazonek. Żyje pełnią życia, gdyż nie wie, jak dużo jej go jeszcze zostało.
- Naukowcy ze Stanów Zjednoczonych stwierdzili, że nawet w dziesięć lat po mastektomii nowotwór może wrócić. Klub Amazonek działa już piąty rok i w tym czasie kilka pań odeszło od nas na zawsze. Każdy musi na coś umrzeć. Dlatego ciągle mówię sobie, że mogę nie zdążyć. Muszę jeszcze zrobić to i tamto. Ta aktywność trzyma mnie przy życiu.

Z nawrotem choroby zmaga się 52-letnia Teresa z podopolskiej wioski. Po raz pierwszy trafiła na onkologię 12 lat temu, usunięto jej wówczas tylko fragment piersi. Rok później konieczna okazała się całkowita amputacja.
- Mówiłam sobie, że muszę żyć dla syna. By skończył szkołę, by się ożenił. To trzymało mnie przy życiu - wspomina.
Dwa lata temu rak znów zaatakował. Teresa ma za sobą kolejną operację, tym razem mózgu, i ciężkie życiowe doświadczenie: tydzień temu zmarł człowiek, z którym zaprzyjaźniła się na neurochirurgii: w tym samym czasie przechodził tę samą operację.
A ona żyje, bo znów ma cel. Musi żyć dla wnuka.
- Syn się ożenił i latem zostanie ojcem. Nadal jestem potrzebna mężowi, synowi, synowej - podkreśla. - Wnuk będzie potrzebował babci, gdy będzie szedł do szkoły, do pierwszej komunii świętej, na studia...
Teresa chodzi po mieszkaniu, trzymając się ściany, po ulicy - wsparta na ramieniu kochającego męża lub syna. Sama traci równowagę, gdyż w czasie operacji musiało dojść do uszkodzenia jakiegoś nerwu. Samodzielnie nie może wyjść z domu, na wózku inwalidzkim nie chce dać się posadzić. Marzy o chodziku na trzech kołach. Dzięki niemu mogłaby chodzić bez przewracania się. Byłaby znów niezależna, poszła między ludzi (po ostatniej operacji musiała zrezygnować z pracy sekretarki), co jest bardzo ważne przy walce z obciążeniem psychicznym, jakie powoduje ta choroba.
Jednak ta słaba, doświadczona przez chorobę kobieta swoim optymizmem życiowym mogłaby obdzielić kilku młodych zdrowych ludzi. Cieszy się życiem i wie, że wszystko będzie dobrze. Wie i już.
Część tego optymizmu wlano w nią podczas kolejnych spotkań w Klubie Amazonek. Stałym gościem klubu jest pewien młody psycholog, który prowadzi z kobietami po przejściach długie rozmowy.
- To on mnie nauczył, że mam nie myśleć ani nie mówić o śmierci. Że śmierć czeka, że to mój koniec. Mam takie myśli z siebie wyrzucać i wyrzucam. Dzięki temu nigdy nie miałam momentu załamania - dodaje Teresa.
W czasie naszej rozmowy zdecydowanym ruchem zrzuca z głowy niewygodną perukę (bo gniecie, głowa boli). Nie wstydzi się częściowej łysiny, cierpliwie czeka aż włosy znów odrosną. Tylko, że po ostatnich naświetlaniach rosnąć nie chcą. Na ulicy nie pojawia się inaczej niż w gustownym kapelusiku.
Nauczyła się też żyć z protezą, choć nadal nie potrafi w niej spać. Przy swoim obfitym biuście ma duże problemy z dobraniem właściwej protezy, dlatego z zainteresowaniem przyglądała się prezentacji protez, gorsetów i kostiumów kąpielowych, przeprowadzonej - na zaproszenie opolanek - przez poznańską firmę, mająca sieć 28 własnych sklepów z produktami dla amazonek w całym kraju, w tym również w Opolu na Zaodrzu.

Zdarzają się panie, zwłaszcza w małych miejscowościach, na wsiach, które mówią "po co mi proteza", nie mam na nią pieniędzy - opowiada Aneta Kopeć, zajmująca się sprzedażą produktów dla amazonek. - Ale to błędne myślenie. Proteza jest przede wszystkim ważna dla ich zdrowia, dla utrzymania równowagi ciała i zapobiegania skrzywieniom kręgosłupa. To, że pomaga ukryć kalectwo i poprawia samopoczucie ma drugorzędne, choć też duże znaczenie.
A poza tym - jest w znacznej mierze refundowana przez kasę chorych, pacjentka płaci tylko 30 procent (to kwota rzędu 75 złotych lub więcej). Kobiety w trudnej sytuacji materialnej mogą starać się dodatkowo o dofinansowanie tej dopłaty w swoim Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Nowa proteza przysługuje amazonkom raz na dwa lata.

Wilolettę, czterdziestoletnią ekonomistkę z Opola, najbardziej zainteresowały protezy na przylepiec, niedostępne jeszcze w sprzedaży, pozwalające obyć się bez gorsetu. Ale tylko przez moment.
- Wydaje mi się, że to nie jest zbyt dobre dla pań po mastektomii. Każda kobieta ma przecież inne pH, a klej powoduje wiele uczuleń. Po co nam dodatkowe problemy związane z ich leczeniem? - pyta.
Wiolletę nowotwór zaatakował w wieku 37 lat. Błyskawicznie zdecydowała się na operację i zniosła ją świetnie - tak pod względem fizycznym, jak i, co zdarza się rzadko, psychicznym. Była dzielna, dodawała innym paniom otuchy, rozmawiała z nimi, pocieszała, sprawiała wrażenie, jakby ten problem wcale jej nie dotyczył.
- I nagle któregoś dnia usiadłam na krześle i zaczęłam płakać. Lekarzy to nie zaskoczyło. Wiedzieli, że musi przyjść taki moment, czekali tylko kiedy. Szybko się z tym chwilowym załamaniem uporałam - wspomina amazonka.
Po mastektomii Wioletta podjęła kilka radykalnych decyzji. "Idę na trzyletnie studia zaoczne" - powiedziała sobie i poszła, niedawno je skończyła. "Rozwodzę się z mężem". I rozwiodła się.
- To nie było tak, że moja choroba nas rozdzieliła. Raczej operacja otworzyła mi oczy i dodała sił do czegoś, na co wcześniej nie potrafiłam się zdobyć. Po stoczeniu walki o siebie nie chciałam trwać w związku, z którego byłam niezadowolona - wyjaśnia.
Wioletta ma za sobą okres siedzenia przed lustrem i zanoszenia się łzami. Dziś jednak w niczym nie przypomina słabej, doświadczonej przez życie, szarej i zmęczonej kobiety. Jest zadbana, atrakcyjna. Nosi obcisłe bluzki i seksowne mini, ubiera się kolorowo. Żyje pełnią życia, miedzy innymi dzięki wsparciu, jakie daje jej dorosły już syn. Nie myśli o ryzyku nawrotu choroby i nie wie, jakby sobie z nim poradziła.
- To jest tak, jak z porodem. Jak się miało jeden ciężki, to drugiego się człowiek boi - stwierdza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska