- Przed naszym następnym meczem w ciemno można postawić u bukmacherów, że zremisujemy 6-6 - żartowali po spotkaniu zawodnicy Gredaru, odnosząc się do ostatniej, rzadko spotykanej nawet w futsalu, serii trzech remisów w stosunku 6-6. Żeby było ciekawiej, takim samym wynikiem zakończył się mecz brzeskiego zespołu z GKS-em w Tychach.
Jak w poprzednich dwóch potyczkach (ligowym z Heiro Rzeszów i pucharowym z AZS-em Zielona Góra) remisy dla Gredaru smakowały gorzko, tak ten z drużyną z Tychów można przyjąć z umiarkowanym zadowoleniem. Bo choć gospodarze byli lepsi od przeciwnika i kreowali więcej bramkowych sytuacji, to ani przez moment nie prowadzili, a wyrównali w samej końcówce dzięki trafieniom z rzutów karnych Pawła Boczarskiego.
Gości przed porażką uratował ich 45-letni bramkarz Zbigniew Modrzik, który między słupkami wyczyniał cuda. Błysnął szczególnie, gdy strzał Marcina Zajączkowskiego powstrzymał... głową. Snajper Gredaru nie ukrywał zresztą uznania dla doświadczonego golkipera rywali.
- To, co wyprawiał, to masakra - podkreślał Zajączkowski. - Próbowałem strzelać dołem i górą, niemal każdym sposobem, w końcu już sam nie wiedziałem, jak go pokonać.
Zajączkowski ostatecznie dwa razy wpisał się na listę strzelców, odnajdując się w podbramkowych zamieszaniach. Goli powinien jednak zdobyć więcej.
- Jeszcze w ostatnich sekundach zabrakło mi centymetrów, by dobić uderzenie Boczarskiego - żałował 24-letni zawodnik. - Szczęście niestety ciągle nam nie dopisuje, ale uważam, że stać nas na wygraną lub przynajmniej wyrównaną walkę z każdą drużyną w tej lidze.
Im bliżej było końca, tym spotkanie bardziej nabierało rumieńców, a na boisku zaczęło robić się nerwowo. Przyczynili się do tego sędziowie, którzy nie zawsze podejmowali słuszne decyzje. Kontrowersje wzbudziła zwłaszcza sytuacja, kiedy przy stanie 4-6 uznali bramkę Tomasza Jaworskiego, lecz za chwilę ją anulowali, bo wcześniej jeden z arbitrów użył gwizdka, dopatrując się zagrania ręki zawodnika GKS-u. Sprawiedliwości stało się jednak zadość, gdyż Boczarski celnie uderzył z rzutu karnego.
Publiczność na jakość widowiska narzekać nie powinna, bo nie pierwszy raz w tym sezonie mecz Gredaru dostarczył ogromnych emocji. Martwi postawa brzeżan w defensywie, ponieważ tracą oni najwięcej goli w całej lidze. W niedzielę przy dwóch zawinił na ogół dobrze spisujący się bramkarz naszej ekipy Marcin Raczkowski.
- Mocno pracujemy na treningach, by poprawić obronę - zaznaczał Zajączkowski. - Sześć straconych bramek to bardzo dużo. Potrzebujemy punktów i jestem przekonany, że będzie ich na naszym koncie coraz więcej.
Gredar Brzeg - GKS Tychy 6-6 (1-3)
0-1 Kochanowski - 4., 1-1 Zajączkowski - 8., 1-2 Matusz - 13., 1-3 Szachnitowski - 20., 2-3 Zajączkowski - 21., 3-3 Grochowski - 25., 3-4 Szachnitowski - 26., 3-5 Szachnitowski - 34., 4-5 Boczarski - 34., 4-6 Matusz - 37., 5-6 Boczarski - 39., 6-6 Boczarski - 40
Gredar: Raczkowski - Ożóg, Boczarski, Fabiszewski, Kędra, P. Słonina, Krawców, Fabijaniak, Grochowski, Zajączkowski, Jaworski, Raczyński. Trener Artur Adasik.
GKS: Modrzik - Matusz, Biernat, M. Słonina, Szachnitowski, Józefowicz, F. Biernat, T. Biernat, Pytel, Kochanowski. Trener Samuel Jania.
Sędziowali: Marcin Ciechanowicz i Janusz Krupnik (obaj Kraków). Widzów 300.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?