"Apoteoza tańca"

Bartosz Żurakowski

Wiosenna symfonia przyrody oderwała nas nieco od sali koncertowej, chociaż nie na tyle, byśmy nie zapragnęli do niej powrócić jeszcze przed nadejściem letniej kanikuły. Pokusa była nieprzeparta ze względu na siłę muzyki Beethovena, ale również nazwisko dyrygenta Tadeusza Strugały, który po trzydziestu latach znów stanął na podium filharmonii opolskiej.
Musiało minąć tyle lat muzycznej pielgrzymki by - dziś już mistrz batuty - zagościł w Opolu, gdzie zaczynał kiedyś swoją drogę zawodową i - by zechciał odkryć przed melomanami nową, i jakże świeżą interpretacją znanych przecież dzieł Beethovena. Tak, bo one stanowiły ramy tego koncertu - uwertura "Egmont" oraz VII Symfonia A-dur. Występ solowy należał do wybitnej polskiej flecistki Jadwigi Kotunowskiej, która zagrała Koncert e-moll na flet i orkiestrę smyczkową, włoskiego kompozytora Giuseppe Saverio Mercadante (1795-1870). Artystka wykonała ten wirtuozowski utwór z wigorem i finezją, jednak z pewnym mankamentem technicznym w I części. Część II emanowała głębokim ciepłem fletowego dźwięku, zaś III najbardziej znana z licznych cytatów radiowych, bardzo żywa i skoczna zrekompensowała wcześniejsze niedostatki wykonawcze. Powracając do pozycji Beethovenowskich, znajdujących się w repertuarze wszystkich orkiestr na świecie, warto zauważyć, że pozornie tylko wydaje się, iż niewiele odcieni estetycznych można w nich odkryć przy kolejnych interpretacjach.
Tymczasem sprawa nie jest ani tak oczywista, ani prosta, szczególnie, gdy dotyczy genialnego twórcy. Łatwiej bowiem podjąć się twórczego opracowania utworu współczesnego, który wchodzi do kanonu muzyki koncertowej z całą swoją świeżością, nie obciążony jeszcze interpretacyjnymi schematami, zapadającymi przecież w pamięć słuchacza. Tylko wielka dojrzałość artystyczna oraz wszechstronna znajomość stylu pozwalają wybitnemu mistrzowi batuty tę barierę pokonać.
Pod sugestywną ręką Tadeusza Strugały obydwa utwory Beethovena otrzymały nowy wyraz. Uwertura "Egmont" będąca częścią muzyki do Goethowskiej tragedii emanowała siłą bohaterskiej tonacji Es-dur, by na koniec wstrząsnąć narastającą potęgę tryumfu bohatera, który zginął, aby żyć. Cóż, "człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać"!
A VII Symfonia, pulsująca tanecznym rytmem, mieniąca się pięknością artykulacji dźwięku, zaskakująca zmianami tempa i subtelnościami dynamicznymi przekształciła się w prawdziwą apoteozę tańca, któremu przewodził - sam nie wiem - Dionizos..., Beethoven... czy Strugała.
Bo ta symfonia ma coś z siły rozpętanego żywiołu, a twórca przemawia tak, jakby chciał wyśpiewać nie zmąconą niczym radość zwycięstwa, więc w demonstracyjnej formie, inaczej niż w "Eroice" rozlewa muzykę jak Dionizos wino, pobudzając ludzi do nowych twórczych czynów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska