Azja - mistyczna i krwawa

Katarzyna Kownacka
Kambodża reżim Czerwonych Khmerów ma już za sobą. Birmą junta wojskowa rządzi nieprzerwanie od lat 60. Turyści omijają więc te kraje i wolą odpoczywać na plażach pobliskiej Tajlandii. A szkoda.

Mimo że w Birmie o lat panuje reżim wojskowy, na ulicach na pierwszy rzut oka tego nie widać - zapewnia Kamil Minkner, jeden z trójki opolskich podróżników, którzy prawie cztery tygodnie spędzili w obu tych krajach. - Ale to tylko pozorny spokój.

Wzdłuż niektórych ulic zbudowane są murki z niewielkimi otworkami na karabiny. Przeciętni Birmańczycy nigdy nie wymieniają nazwisk działaczy opozycji (bo nie wiadomo, czy osoba która stoi obok, nie jest donosicielem).

Ostoją wolnej myśli i względnej swobody dyskusji są klasztory. Przeciętny Birmańczyk wstępuje do nich na 2-3 lata, aby się kształcić. Tam dowiaduje się, co to demokracja i swoboda wypowiedzi. - Choć w rozmowach z mieszkańcami kraju słychać dziś zupełny brak wiary w to, że cokolwiek może się zmienić - stwierdza Błażej Choroś, drugi z uczestników wyprawy.

Internet - bezcenne źródło informacji

Opolanie Kamil Minkner, Błażej Choroś i Radosław Rybak do Birmy i Kambodży pojechali nie tylko zwiedzać.

- Jesteśmy politologami, więc dla nas ta wyprawa była również po to, by zobaczyć, jakie ślady pozostawili po sobie w Kambodży Czerwoni Khmerzy, którzy w niespełna cztery lata rządów, między 1975 a 1979 rokiem, zgładzili niemal 30 procent mieszkańców tego kraju - mówi Radosław Rybak. - Birma to z kolei przykład ciągle funkcjonującej dyktatury. Przygotowania do wyprawy zajęły im kilka miesięcy.

- Czytaliśmy, co tylko wpadło nam w ręce i robiliśmy kalendarz wyprawy. Informacji szukaliśmy głównie na blogach tych, którzy już tam byli, albo na forach podróżniczych. opowiada Błażej Choroś.

Bardzo przydatne okazały się np. strony travelbit.pl, mandalay.pl czy blog Polaków, którzy podróżowali po Azji - careerbreak.wordpress.com
- Można się z nich było dowiedzieć na przykład tego, że pociąg, który jeździł nieprzerwanie przez ostatnie 20 lat i podawany jest w przewodnikach - już nie jeździ - wyjaśniają opolanie.
Podróż trzeba było zaplanować precyzyjnie. Do Birmy można się dostać i wydostać się z niej tylko drogą powietrzną. Lądowe granice są zamknięte. Nie było mowy o tym, by o dzień czy dwa przedłużyć pobyt, bo ograniczał nas bilet na samolot do Kambodży.

Tylko z gotówką
Cała trójka miała już za sobą miesięczną podróż do Indii, byli tam 5 lat temu. Dlatego tym razem nie musieli pamiętać o pakiecie szczepień - na żółtaczkę, dur brzuszny, tężec i błonicę.
- To obowiązkowy zestaw - mówi Radosław Rybak. Trzeba o tym pomyśleć półtora miesiąca przed wyjazdem.

Opolanie przestrzegają też, by nie oszczędzać na ubezpieczeniu i wykupić pakiet na dość wysoką kwotę. W razie poważnych kłopotów musi on pokryć np. transport lotniczy do bardziej cywilizowanych rejonów świata. Warto też ubezpieczyć sprzęt elektroniczny - kamery czy aparaty fotograficzne, zwłaszcza te dobrej klasy.

Na taką wycieczkę dobrze jest też zabrać podręczną apteczkę wyposażoną m.in. w antybiotyk, elektrolity i… środki na biegunkę. - By uniknąć kłopotów żołądkowych i zagrożenia amebą przez cały pobyt piliśmy tylko butelkowaną wodę i jedliśmy obrane owoce. Staraliśmy się też - przynajmniej na początku wyprawy - omijać uliczne jadłodajnie, gdzie wszelkie specjały sprzedaje się z wielkich garnków i woków stojących wzdłuż dróg - opowiada Błażej Choroś.
Co jeszcze warto wziąć, jadąc w tamte strony?

- Koniecznie pieniądze w gotówce, oczywiście w dolarach - mówi Radosław Rybak. - W całej Birmie są bodaj tylko dwa bankomaty. Trzeba więc w miarę precyzyjnie wyliczyć, jakiej kwoty potrzebujemy na podróż, doliczyć do niej 30-40 procent i tyle ze sobą zabrać. My zamknęliśmy się w 6 tysiącach złotych na osobę.

Co ciekawe - dolary powinny być w miarę nowe i niezniszczone. - Nawet zgięcie przez pół powoduje, że czasem trudno takim banknotem zapłacić.
Warto też mieć ze sobą popularną "złodziejkę", czyli gniazdko elektryczne z kilkoma wejściami.
- Nie ma też co w tym kraju liczyć na komórkę, bo nie ma roamingu. Dzwonić do Polski można z publicznych rozmównic, gdzie połączenia zamawia się jak kiedyś w PRL rozmowy zagraniczne.

Bajkowe świątynie
- Absolutnie trzeba zobaczyć Bagan, kompleks około 3 tysięcy buddyjskich świątyń położony na zaledwie kilkudziesięciu kilometrach kwadratowych - wyjaśnia Radosław Rybak. - Stoją szczerym polu, w większości opuszczone i robią niesamowite wrażenie. To jedno z najpiękniejszych miejsc świata. Warto je zwiedzić rowerem.
Shwedagon Pagoda w Yangon, dawnej stolicy Birmy, to z kolei jedna z największych buddyjskich świątyń na świecie. - I z pewnością jedna z najbogacej zdobionych. Pokrywa ją 9 ton czystego złota - dodaje Radek Rybak. - Bogactwo uderza tym bardziej, że Birma to jeden z najbiedniejszych krajów Azji.

By zobaczyć, jak wygląda Birma wiejska, warto zajrzeć do Inle Lake.
- To drugie co do wielkości jezioro w Birmie. Pływają po nim charakterystyczne wąskie łódki, a rybacy wiosłują na nich tak jak 200 lat temu, nogami - opowiada Błażej. - Nie ma tu elektryczności, a miejscowi poruszają się na wozach zaprzęgniętych w muły. Na terenie jeziora znajduje się też wiele wiosek zbudowanych na palach. Rzemieślnicy wyrabiają w nich srebrną biżuterię i tkają szale z lotosu i jedwabiu. Sporą atrakcją jest również "Jumping Cat Monastery", klasztor w którym mnisi wytresowali koty tak, by na żądanie skakały przez obręcze.

Kompleks zagubionych w gęstej dżungli, porośniętych potężnymi korzeniami świątyń Angkor to z kolei miejsce, którego żaden turysta nie powinien ominąć w Kambodży. - Przed wiekami to miejsce było stolicą Imperium Khmerów - opowiada Radosław Rybak. - Około XV wieku całkowicie się wyludniło i na kilkaset lat stało się miastem - widmem, które stopniowo pochłaniał gęsty las. Odkryto je ponownie dopiero pod koniec XIX wieku. Dziś to jedno z miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.

Krwawe ślady reżimu
W Kambodży najbardziej w pamięć zapadają miejsca, które świadczą o kaźni narodu. - Piorunujące wręcz wrażenie robi Tuol Sleng, dawne liceum przerobione na krwawe więzienie - opowiada Kamil Minkner. - Dziś jest w nim muzeum.

Zachowane w niezmienionym stanie cele, na które przerabiano dawne klasy, tysiące portretowych zdjęć ofiar powieszone równo na ścianach i przerażające obrazy, na których przedstawiano sposoby tortur, to eksponaty zgromadzone w tym miejscu. Okna i korytarze budynku nadal są odrutowane kolczastym drutem. - Największe wrażenie wywarły na mnie obrazy - dodaje Kamil Minkner. - Z dokumentalną precyzją przedstawiały narzędzia do wyrywania paznokci albo poranionych ludzi, którym oprawcy sypali do ran substancje żrące i wkładali do nich insekty.

Obrazy te namalowali sami więźniowie. - Tuol Sleng przeżyło ledwie kilkanaście osób - dodaje Radosław Rybak. - Większość skatowanych więźniów podobnych miejsc trafiała na tak zwane Pola Śmierci. Jest ich w całej Kambodży ok. 380.
- Jeden obok drugiego wykopywano doły wielkości pokoju, w których grzebanych było po 450-500 osób - wyjaśniają opolanie. - Najsłynniejsze z tych pól leżą na obrzeżach Phnom Penh, stolicy Kambodży. Pochowano na nich ponad 16 tysięcy ofiar reżimu. Stoi tam słynny Memoriał - wieża, w której oszklonych ścianach warstwami ułożono kości i czaszki zamordowanych.
W niespełna 4 lata rządów Czerwoni Khmerzy zabili ok. 3 mln ludzi. Wyludniali miasta, przesiedlając ich mieszkańców na wieś, by ci żyli tam z tego, co uda się wyhodować albo uprawiać. Ze szczególną zaciętością wyniszczali inteligencję. Śmierć mogła spotkać kogoś choćby za noszenie okularów. Popularnym testem dla inteligentów był test na palmę kokosową. Kto się na nią wspiął, był robotnikiem czy rolnikiem i mógł żyć. Kto nie dał rady - musiał umrzeć.

Podróżować świadomie
Opolanie przekonują, że choć miejsca są odległe, warto je odwiedzać. Nawet Birmę, do czego zniechęcają niektóre międzynarodowe organizacje, twierdząc, że turyści finansują podróżami rządy wojskowej junty.

- Warto choćby dlatego, że w PRL-u powiew zachodu i wolności też przywozili zagraniczni goście - przekonują politolodzy. - A żeby rzeczywiście nie nabijać kasy juncie, warto podróżować świadomie. Zamiast jeździć państwowymi pociągami, można przemieszczać się niedrogim transportem prywatnym. Poza tym jeździć tam, gdzie nie trzeba kupować turystycznych wejściówek państwowych.

Podróżnicy dodają, że po Birmie i Kambodży można podróżować bezpiecznie. Warunek jest tylko taki, by poruszać się po utartych szlakach. Bo Birma to kraj, w którym kwitnie kontrabanda i przemyt narkotyków. Rejony przygraniczne opanowały bandy przemytników i lepiej się tam nie zapuszczać. Kambodża to z kolei do dziś najbardziej zaminowane państwo.
Wrażenia z podróży opolanie spisali na blogu www.choros.net

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska