Julian Tuwim, poeta liryczny i arcymistrz słowa, autor "Rzeczy czarnoleskiej" i wierszy o niezwykłej popularności, znanych na pamięć, których słowami niegdyś wyznawano sobie uczucia, odchodzi w cień zapomnienia. Bo któryż chłopak mówiłby dziś dziewczynie, że pachnie jak kwiat tuberozy, kiedy właściwie nikt już nie pamięta, jak owa tuberoza wygląda. Pozostaje nieśmiertelna "Lokomotywa" i garść utworów kabaretowych. I nagle triumfalnie powraca Tuwim satyryk.
Jest to tym bardziej zdumiewające, że jego teksty satyryczne zawdzięczały swoją świadomość aktualności tematów. Czy pisał o strasznych mieszczanach, czy satyry polityczne: szopki, wiersze, wreszcie "Bal w Operze", zawsze była to reakcja na aktualne wydarzenia.
Rekomenduję państwu spektakl "Bal wisielców", ze scenariuszem i w reżyserii Piotra Szczerskiego, wystawiony w kieleckim Teatrze im. Stefana Żeromskiego na okoliczność 50. rocznicy śmierci Tuwima. Jest to przegląd jego tekstów z całego dwudziestolecia międzywojennego, bo pierwsze satyry prezentował już w kawiarni poetów "Pod Pikadorem".
Wydawałoby się, że satyra to gatunek najszybciej wietrzejący. A oto Tuwim objawia się teraz jako ważny i świetny satyryk także III Rzeczypospolitej. Uderza umiejętny dobór tekstów, dokonany przez Piotra Szczerskiego, a przede wszystkim - to, co dla mnie osobiście jest bardzo ważne - wierność wobec autora. Przejawia się ona w zachowaniu towarzyszącego im niegdyś klimatu, pasującego jak ulał do dzisiejszego świata polityki.
Gdy pominięto nazwiska polityków, których pełne były szopki czy ówczesne teksty Tuwima, a pozostały zjawiska - jak władza, wszechwładna reklama, obyczaje parlamentarzystów, korupcja - to katastroficzne tony zdają się wyrastać z dzisiejszej rzeczywistości. Obnażają zakłamany język także współczesnej nowomowy. Obalają stereotypy i nadzieje, które tak dziś, jak wtedy towarzyszą powstawaniu nowego państwa.
Są tam ascetyczne, ponure dekoracje, szare, workowate ubiory aktorów i zwisające liny, kuszące możliwością ostatecznego odejścia z podłej rzeczywistości. Zespół dobrze gra. Minimum akcji, czarna kpina i ironia, inwektywy - ta atmosfera coraz bardziej przytłacza, a mimo to widownia jest wyraźnie zafascynowana i wyraża aplauz.
Podobno widowisko jest bojkotowane przez część nauczycieli z powodu padających na scenie - ale przecież wziętych z tekstów Tuwima - wulgaryzmów. Tu właśnie ich obecność jest nie tylko dopuszczalna, ale wręcz konieczna. Namiętna miłość poety do ojczyzny wyrażała się w narastającej z latami gwałtowności protestu satyryka. Protestu tak mocnego, że wymagał on w końcu przerwania tamy konwenansów - doprowadzenia do jawnego skandalu. Nie sądzę, by kieleckich licealistów zdemoralizowało czteroliterowe słowo padające wielekroć ze sceny, a szkoda na pewno pozbawiać ich szansy poznania oblicza Tuwima satyryka, ogarniętego pasją naprawy rozpadającej się ojczyzny. A ileż w tym ataku aktualności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?