Bankier.pl: Karty kredytowe są problemem

(oprac. dora)
„Demoniczne” karty kredytowe skupiły w sobie problemy polskiego rynku usług bankowych. (fot. sxc)
„Demoniczne” karty kredytowe skupiły w sobie problemy polskiego rynku usług bankowych. (fot. sxc)
Pod koniec tegorocznych wakacji wypłynął temat, jak to w bankach cyka kolejna bomba w postaci nie spłacanych limitów kart kredytowych. Grozi nam scenariusz amerykański, czy też druga fala kryzysu finansowego – stwierdzili niektórzy eksperci.

Dowiedzieliśmy się, że tak hołubione jeszcze niedawno karty kredytowe, stały się demonem i forpocztą drugiej fali kryzysu finansowego w Polsce. Zabrakło trochę refleksji, jak były i są te karty sprzedawane i że tak naprawdę za wszystko płacą klienci. A zwłaszcza ci, którzy właśnie spóźniają się ze spłatą.

Karty kredytowe same w sobie jako produkt bankowy są jednym z ciekawszych elementów ofert banków.

Z punktu widzenia klienta wymagają jednak szczególnej uwagi, gdyż w porównaniu z innymi produktami kredytowymi koszty są relatywnie wyższe, a z uwagi na inne funkcje (np. płatnicze) błędem jest traktowanie kart kredytowych jako taniej formy kredytu.

Tak były jednak sprzedawane przez samych bankowców!

Jako formę wygodną i łatwo dostępną, już i teraz. Banki, sprzedając w ostatnim czasie karty kredytowe, zapatrzyły się na plany sprzedażowe.

Fakt, trzeba jakoś te wyniki realizować, ale bank obracając nie swoimi pieniędzmi bierze na siebie również odpowiedzialność za nie. Tej odpowiedzialności za sprzedany produkt w czasie kryzysu finansowego chyba najbardziej nam zabrakło.

Zrzucanie winy na klienta, który dziś nie spłaca nie wydaje się ani prawdziwe, a tym bardziej w interesie samych banków. Podważa zaufanie klientów do całego sektora finansowego w przyszłości. A na braku zaufania nie da się odbudować pozycji rynkowej i wrócić do gry. Dziś więc „demoniczne” karty kredytowe skupiły w sobie problemy polskiego rynku usług bankowych.

Pierwszy problem – odpowiedzialności za produkt

Po drugie – koszty

W reklamach kart kredytowych oczywiście ulubioną retoryką jest to, że są za darmo. Promocja zwykle polega na tym, że nie płacimy za kartę, chociaż normalnie kosztuje (zwykle od 19 zł – studenci, do około 300 zł - pozostali). Do tego klient na dzień dobry mamiony jest grace period (okres „bezpłatnego kredytu”).

Oczywiście im dłuższy tym lepiej, bo przecież za darmo. I tu nawet najlepsi wyjadacze wisienek uczuleni na różnego rodzaju promocyjne pułapki pisane drobnym druczkiem mogą dać się złapać. Każdy się skusi na dwa miesiące bez odsetek i nikt nie zwróci uwagi, że czas biegnie od początku okresu rozliczeniowego, a nie od wykorzystania salda. A jak cos jest darmo to trzeba brać, bo jutro już nie będzie.

Sęk w tym, że może i odsetek w określonych regulaminem warunkach nie ma, ale są one uzupełniane całą plejadą prowizji, opłat, no i odsetek płaconych już po okresie tych „darmowych” dwóch miesięcy. Standardowe oprocentowanie nie jest już tak przyjazne – zwykle zbliżone do maksymalnego poziomu dopuszczanego przez ustawę antylichwiarską, będzie wynosić  czterokrotność stopy lombardowej, czyli obecnie 20 proc. lub nieco mniej. Odsetki, których można uniknąć dzięki grace period to jednak nie wszystkie koszty karty kredytowej.

Czytaj dalej: Opłaty wybranych kart kredytowych dostępnych na polskim rynku

Bo po trzecie liczy się jeszcze lojalność

Ta ostatnia kwestia wydaje się, że bardzo dobrze charakteryzuje relacje bank-klient w Polsce. Oglądając w ostatnim czasie telewizję, słuchając radia i czytając gazety potencjalni i obecni klienci banków otrzymują sporą dawkę informacji w stylu, czy już warto zaciągać kredyt w walucie obcej, czy też może lepiej jeszcze poczekać z zakupem mieszkania, a także czy karty kredytowe drenują tylko kieszeń, czy też są przydatnym instrumentem płatniczym, który poprawia płynność finansową?

I samo w sobie chyba nie jest to złe, gdyż widać gołym okiem jak Polacy w ciągu ostatnich kilku lat przeszli przyspieszony kurs finansów. Czasami oczywiście wiedza ta może jest powierzchowna, ale klienci instytucji finansowych (czasami z pomocą doradców) już nie są tak bierni i zdani na łaskę sprzedawców bankowych, jak jeszcze kilka lat temu.

Tym bardziej zdumiewa pojawiająca się nonszalancja ze strony niektórych bankowców w traktowaniu swoich klientów. Za kilka miesięcy, lat też trzeba będzie sprzedawać. Pusta retoryka i traktowanie klientów delikatnie mówiąc lekceważąco może szybko doprowadzić na manowce.

Wystarczy dziś popatrzeć na rynek kredytów hipotecznych i krajobraz po bitwie - niewielu udało się przetrwać, ale to właśnie ci, którzy przetrwali, dziś umacniają się na rynku. – Polacy są w pułapce kart kredytowych, ogłoszono wszem i wobec. Kto ponosi winę? Winę ponoszą oczywiście nieodpowiedzialni klienci, którzy refinansują długi. Dlaczego są winni? Bo bez opamiętania podpisywali umowy i brali te karty, często nie wiedząc do czego służą.

Dziś ci klienci płacąc czasami absurdalne wysokie prowizje i opłaty już tę wiedzę powoli i boleśnie zdobywają, a potencjalni wystarczająco już się nasłuchali. Kolejnych 10 mln kart nie będzie. Często wynikać będzie to z negatywnej opinii o banku. Takiemu klientowi nie da się już nie tylko sprzedaż karty, ale również kolejnych produktów. A w przyszłości zbudować cienkiej nici lojalności. Zaufanie i bezpieczeństwo stoi u podstaw bankowości. Ci bankowcy, którzy wrócą do tych źródeł sukces rynkowy w czasie „pokryzysowym” mają jak w banku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska