Basenowi chuligani - komentarz Grzegorza Flerianowicza

„Basenowe chuligaństwo” od przynajmniej pięciu lat jest zmorą naszych zachodnich sąsiadów. Bójki, napastowanie, ataki na ratowników, molestowanie seksualne (w tym dzieci i nieletnich) a nawet gwałty doprowadziły do tego, że niektóre z basenów są zamykane po dosłownie kilku dniach od otwarcia w sezonie. W bójkach bierze udział po kilkadziesiąt osób różnej narodowości, ale koniec końców agresja wyładowywana jest wspólnie na policji, ochroniarzach i rodowitych Niemcach.

Te sytuacje jak i samo pojęcie „pooligans” nie jest moim wymysłem, ale zostało opisane w artykule BBC, jak również w innych mediach. „Basenowy” problem jest zresztą odzwierciedleniem szerszego kontekstu imigracyjnego i upadku poczucia wspólnoty wśród samych Niemców (co z jednej, historycznie uwarunkowanej strony powinno nas cieszyć, a z drugiej być przestrogą). Przestępczość klanowa (Clan-Kriminalität) staje się na tyle poważna, że jest już ujmowana, mimo wciąż obowiązującej politycznej poprawności, w oficjalnych statystykach. O walkach na ulicach czy w centrach handlowych między Etiopczykami, Syryjczykami, Libijczykami, Kurdami, Czeczenami, Pakistańczykami itd. można przeczytać w niemieckiej prasie praktycznie codziennie.

Z tej perspektywy opolskie baseny i kąpieliska wydają się być oazą spokoju. Nawet jeśli ktoś słusznie narzeka na przesadzających z alkoholem i hałaśliwych Ukraińców, to musi szczerze przyznać, że o nas w Grecji, Turcji czy Egipcie myślą podobnie. Życząc wszystkim zasłużonego, spokojnego wypoczynku po frustrującym inflacją i wojną okresie, jednocześnie warto zachęcić do odrobiny refleksji nad tym co powoduje, że w jednych miejscach jest bezpiecznie, a w innych czujemy się permanentnie zagrożeni.