W grę wchodzą seki miliardów dolarów, a przy tej wielkości znikają wszelkie bardziej i mniej moralne opory. Nawet w świecie arabskim pojawiły się głosy, by przestać wreszcie wyrzekać na amerykański imperializm oraz biadolić nad okupacją Iraku, a wykorzystać szansę na zarobek i pomoc - bądź co bądź - współbraciom znad Tygrysu i Eufratu.
Antyamerykańską retorykę zarzuciła też zupełnie Francja; Paryż mnoży teraz pojednawcze gesty pod adresem Waszyngtonu. Prezydent Chirac wycofał m.in. swój sprzeciw wobec planu, by to NATO przejęło misję wojskową w Afganistanie, nie będzie też protestował przeciwko wysłaniu do Iraku sił porządkowych pod szyldem Unii Europejskiej (o gotowości wysłania swoich żołnierzy i policjantów zapewniło już zresztą siedem państw UE). Mimo wszystko Paryż ma świadomość, że nie zostanie dopuszczony do lepszych kawałków tortu, ale być może zostaną mu jakieś okruchy.
W najgorszej sytuacji znaleźli się Rosjanie, których błędem nie było tylko to, że razem z Francją i Niemcami do końca próbowali uniemożliwić USA usunięcie Saddama Husajna. Z przejętych przez Amerykanów dokumentów irackiego wywiadu wynika, że Moskwa potajemnie wspierała reżim w Bagdadzie niemal do samego wybuchu wojny. Nad tym Waszyngton nie może przejść do porządku dziennego, a to oznacza, że Rosjanie nie zarobią na Iraku. Mało tego, mogą jeszcze stracić, jeśli - co jest bardzo prawdopodobne - USA postanowią zrewidować swoją politykę wobec konfliktu w Czeczenii oraz inwestycji w rosyjski przemysł naftowy. Nieoczekiwanie może się okazać, że Putin obok Husajna jest drugim wielkim przegranym tej wojny. To także znak, iż cynizm, hipokryzja i krętactwo przestają się opłacać we współczesnym świecie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?