Bez Unii będziemy dryfować

Rozmawiała Joanna Jakubowska
Rozmowa z prof. Barbarą Kutkowską, prodziekanem Wydziału Rolniczego Akademii Rolniczej we Wrocławiu

- Co czeka polskie rolnictwo poza UE?
- W obecnej sytuacji budżetowej czeka nas konserwowanie tej sytuacji, jaka jest obecnie, czyli utrzymywanie niekorzystnej struktury obszarowej gospodarstw i wiejskiej biedy. Istnieje takie powiedzenie, że w gospodarce rolnej jeszcze nikt nie umarł z głodu. Ale takie spojrzenie sprowadza polską wieś do utrzymywania poziomu cywilizacyjnego, na którym nie ma mowy o rozwoju, kształceniu dzieci, wypracowywania podatków i rozwoju własnej gminy. Z punktu widzenia regionalnego coraz mocniej zaś pogłębiać się będą różnice rozwojowe między polską wsią na wschodzie kraju a województwami zachodnimi.
- Jednym słowem, wieś potrzebuje pieniędzy z zewnątrz?
- Bez pieniędzy nie da się przeprowadzić procesów modernizacyjnych, a nasz budżet nie ma na to pieniędzy. Przypomnijmy sobie coroczne kłopoty ze skupem i cenami skupu płodów rolnych: rolnicy protestują przeciw niskim cenom, a budżet nie może więcej wypłacić na skup interwencyjny, bo nie ma pieniędzy. Kraje UE płacą z budżetu olbrzymie pieniądze na wsparcie rolnictwa. W tej chwili 45 proc. budżetu przeznaczane jest na obszary wiejskie.
- Dlaczego jest to konieczne?
- Produkcji rolnej nie można porównywać do innej produkcji przemysłowej, bo podlega ona prawom przyrody, ryzyku klęsk i innym nieprzewidywalnym czynnikom. Rolnik zasieje i 11 miesięcy czeka na niepewne plony i zyski. Z takiej pozycji rolnictwo nie ma szansy konkurować z innymi branżami i rozwijać się bez wsparcia państwa, chyba że wszyscy zgodzimy się więcej płacić za żywność. No bo jeżeli nie będzie dopłat z budżetu, no to trzeba zgodzić się na wyższe ceny skupu.
- Rolnicy nieufnie słuchają obietnic o rozwoju, wzroście i zyskach w UE. Dlaczego?
- Rolnicy będą grupą społeczną, która najwięcej skorzysta na akcesji. Polska ma zagwarantowane dopłaty do rolnictwa w latach 2004-06 na poziomie 7,2 mld euro. Według szacunków polski rolnik otrzyma dopłatę do hektara w wysokości 300 zł lub 600 zł rocznie w zależności od rodzaju upraw. Nieufność zaś bierze się z braku wiedzy, nieufności do władzy i centrali, bo na wsi ugruntowało się przekonanie, że wszelkie reformy robione są kosztem rolników.
- Mieszkańcy wsi boją się, że małe gospodarstwa zbankrutują. Właściciele tych gospodarstw nie znajdą łatwo i szybko pracy w mieście.
- Małe gospodarstwa nie mają prawa się utrzymać. Oczywiście, pewne grupy będą bronić swoich interesów, ale w konkurencji wygra tylko silniejszy. Jeżeli nie wejdziemy do Unii, będziemy dryfować z rozdrobnionym rolnictwem i zacofaną wsią. Nic nie stoi na przeszkodzie, by także małe gospodarstwa skorzystały z funduszy unijnych. Rolnicy mogą skrzykiwać się w większe grupy producenckie. Nie jest to łatwy proces, czego dowody mamy w województwie dolnośląskim, bo do tej pory powstało u nas tylko 16 takich grup, ale jest to także dowód na to, że jak się chce, to można to zrobić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska