Biskup Czaja: - Niech rodzina będzie skarbem

Redakcja
Biskup Andrzej Czaja.
Biskup Andrzej Czaja.
W lutym nto przedstawiła pomysł budowania w regionie paktu dla rodziny. W dyskusji o trudnej sytuacji demograficznej zabrali głos m.in. wojewoda opolski i prezydent Opola. Dziś czyni to biskup Andrzej Czaja.

Województwo opolskie wyludnia się. Jego mieszkańcy nadal migrują za pracą, rodzi się u nas mało dzieci, najmniej w Polsce.
Potrzebna jest więc orientacja promacierzyńska, prorodzicielska. Trzeba stworzyć społeczny kontekst sprzyjający rodzinie i dzietności.

Budowanie paktu dla rodziny w regionie może się zaczynać już od języka, którym o tych sprawach mówimy. Samo sformułowanie: ona jest w ciąży, kładzie nacisk na ciężar. A dziecko w naszej sytuacji demograficznej jest skarbem i błogosławieństwem, a nie ciężarem.

Kultura masowa pokazuje chętnie celebrytów, a wraz z nimi fałszywe modele rodziny. Trudno w telewizji zobaczyć szczęśliwych rodziców żyjących w zgodzie z pokoleniem dziadków

Podwójnie obcy

W skali państwa powinniśmy iść w stronę pensji rodzinnej. Jeśli kobieta chce zostać w domu i wychowywać dzieci, mąż powinen zarobić tyle, by wystarczyło na godne życie. Oczywiście kobieta musi mieć także możliwość pracy zawodowej. Nie może być zmuszona do tego, by nie pracować, ale nie powinna także być zmuszona do pracy, zwłaszcza gdy ma małe dzieci.

Dziś na kobietę wracającą po kilku latach przerwy macierzyńskiej na rynek pracy patrzy się zwykle nieufnie, a bywa, że z niechęcią. Tak się utarło: pracodawca pyta kobietę, czy ma małe dzieci. I jeśli ma, to często ją to dyskwalifikuje. Pracodawca żąda nawet deklaracji, że nie planuje mieć dziecka. Taki schemat myślenia wystawia nam złe świadectwo. Podporządkowaliśmy się kapitalizmowi do tego stopnia, że wracamy w XIX wiek - do 12-godzinnego dnia pracy i do ciągłego przepracowania kobiet.
Przyczyny kryzysu demograficznego w naszym regionie są złożone. Także ekonomiczne. W regionie nadal brakuje miejsc pracy, zwłaszcza dobrze opłaconej. Skutkiem jest migracja.

Zembaczyński: - Dzieci to wyższa wartość niż wakacje na Karaibach

Ci nasi mężczyźni wyjeżdżają w dobrej wierze i harują. Wielu jest w dramatycznym położeniu. Tam są skazani na obcość i tu są skazani na obcość. Żyją w ogromnym napięciu. Więc potrzebne jest wsparcie dla wyjeżdżających, ale i dla ich żon. A czasem i dla dzieci, które mają objawy choroby sierocej, choć rodzice żyją.

Ujawnia się to nieraz w postawach młodzieńców, którzy zgłaszają się do naszego seminarium. Ten proces trwa od lat i domaga się bardzo konkretnych form pomocy naszym ojcom, by mogli wrócić. Trzeba pomóc na różne sposoby, bo barierą jest nie tylko to, że w kieszeni będzie cieńszy portfel. Często większą barierą jest lęk: jak ja odbuduję zerwane więzi z bliskimi. Musimy stworzyć w regionie konkretny system wsparcia.

Rzecz jasna wyludnienia nie można wiązać tylko z migracją za zarobkiem. Ważniejsze od ekonomicznych przyczyn kryzysu demograficznego i kryzysu rodziny są te, które tkwią we wnętrzu człowieka.

Dziecko jest darem

Trudno oczekiwać otwarcia na przyjęcie dziecka, jeśli nie mamy w sobie gotowości do poświęcenia życia dla drugiego. Ten swoisty egoizm, który sprawia, że nieraz patrzymy na dziecko jak na hamulec naszego indywidualnego rozwoju, bierze początek w oświeceniowej wizji człowieka: "myślę, więc jestem". A skoro tak, Bóg jest niepotrzebny, zrzuca się go z piedestału, a człowiek zostaje ubóstwiony. I wtedy "sypie się" hierarchia wartości.

Bez odniesienia do Boga człowiek staje się bezduszny. Brakuje mu czasu i miłości nie tylko dla Boga, ale i dla domowników. Dzieci stają się ciężarem lub ich funkcja zostaje zredukowana do zaspokajania ambicji dorosłych. Dziecko jeszcze jest w beciku, a już mu projektujemy życie prawnika, lekarza itp.

Internauci: "Zarabiamy 1200 złotych". Dlatego Opolskie się wyludnia!

Często - choć szczycimy się, że żyjemy w epoce racjonalizmu - zawodzi nas rozum, wtedy, bezkrytycznie, przyjmujemy to, co świat proponuje, a odrzucamy modele pamiętane z naszych własnych domów, choćby rodziny wielopokoleniowej, która nam ginie. Przyczynia się do tego kultura masowa, która - nie tylko w serialach telewizyjnych - pokazuje raczej celebrytów, a wraz z nimi często fałszywe modele rodziny. Trudno tam zobaczyć szczęśliwych rodziców żyjących w zgodzie z pokoleniem dziadków.
Bezbożna antropologia skutkuje m.in. przedwczesną inicjacją seksualną i sprowadzeniem współżycia mężczyzny i kobiety często na poziom samego tylko użycia, by nie powiedzieć sportu. Emancypacja kobiety, która - co trzeba zauważyć - wyrosła z autentycznego ograniczenia praw kobiet, a czasem z ich krzywdy - dzisiaj przybiera takie formy, które kobietę obciążają ponad miarę obowiązkami zawodowymi i domowymi. Kobieta bywa prawdziwą siłaczką, ale się przy tym wynaturza. Kiedy pracuje ponad siły, popada w aktywizm, a wtedy trudniej jej okazać macierzyńskie uczucia.

Do tego dochodzi kryzys męskości i ojcostwa. Zagubienie podziału ról między kobietę i mężczyznę niby dowartościowuje kobietę, ale sprawia, że jest przeciążona. A obok niej często funkcjonuje Piotruś Pan, który swoje zrobił w pracy i reszta go nie obchodzi. Albo odwrotnie, on robi w domu wszystko, bierze na siebie wszystkie role i wtedy ten dom też się "przechyla", tylko w drugą stronę.

Mam też wrażenie, że człowiek wszedł na poziom kreatora i stwórcy. Czasem przybiera to formy skrajne - aborcji i eutanazji. Ale dużo częściej ma postać skrajnej zapobiegliwości. Staramy się zabezpieczyć przyszłemu dziecku wszystko. Więc najpierw kupujemy samochód, a czasem dwa, mieszkanie lub dom, i w tym zatroskaniu o to, by wszystko dziecku zapewnić, zwyczajnie zapominamy, że Bóg jest dawcą i kreatorem życia. Tak bardzo planujemy i sterujemy dzietnością, że w jakimś sensie nie dajemy Mu szansy na ten dar. Taka postawa bywa czasem także wynikiem kryzysu wiary. Jak nie mam zaufania do Boga, to mniej jest we mnie otwarcia na nowe życie.

Polityka prorodzinna

Oczywiście trzeba szanować, i ogromnie szanuję, zapobiegliwość rodziców, którzy chcą dla swego dziecka jak najlepiej. Niestety, zdarzają się patologiczne zachowania, że małżonkowie dają nowe życia, bez najmniejszego zatroskania o przyszłość dziecka. Natomiast jakby na drugim biegunie jest troska posunięta tak daleko, że blokuje jakiekolwiek szanse na przyjęcie jeśli nie pierwszego, to kolejnego dziecka. Z pragnieniem, by dziecko miało to, czego ja nie miałem, łatwo przesadzić.

Niepokoi to, że nie ma dziś - zresztą nie tylko w naszym regionie - klimatu dla wielodzietności i w ogóle rodzicielstwa. Ile macie dzieci? - pytamy. A kiedy słyszymy w odpowiedzi, że czworo, uśmiechamy się pobłażliwie. Po co? Przecież troje to już i tak więcej, niż ma sąsiadka.

Tymczasem brak akceptacji dzietności w małżeństwie ma opłakane skutki nie tylko duchowe, także materialne. "Sypią się" systemy emerytalne, gwałtownie starzeje się społeczeństwo. Niestety, polityka prorodzinna "leży". Nawet zaryzykowałbym twierdzenie, że to zadanie nie zostało po 1989 roku podjęte.

Kościół o to woła. Ale nie znajdujemy zrozumienia, bo rodziny się dziś nie docenia. Nie widzi się w rodzinie - i to w rodzinie trwałej - wartości, skarbu dla społecznego rozwoju. Trzeba o tej wartości przypominać. Tu także ukłon w stronę nto, która zainicjowała w regionie pakt dla rodziny.

Opolskie się zwija. Rozmowa z wojewodą Ryszardem Wilczyńskim

Przyznaję przy tym, że jako Kościół wołaliśmy za cicho. Także dlatego, że ciągle nie umiemy współpracować z mediami. Przyznaję, też, iż promowanie rodziny i dzietności zbyt rzadko jest obecne w nauczaniu Kościoła z ambony. Daliśmy się wpędzić w pewien kompleks. Ponieważ ksiądz żony ani dzieci nie ma, to czasem boi się o tych sprawach mówić swoim wiernym.

Trzeba podkreślić, że polityka prorodzinna nie powinna być tożsama wyłącznie z polityką socjalną. Nie chodzi o to, by inwestować tylko w rodzinę, która ledwo wiąże koniec z końcem. Chodzi o wspieranie każdej rodziny.

Co zrobi Kościół

Wiele do zrobienia ma w tej sprawie Kościół, nasz lokalny opolski także. Chcemy uruchomić program Caritas pro Familia (Miłosierdzie dla Rodziny), zaproponowałem go także podczas konferencji Episkopatu Polski. Dzięki Caritasowi mamy przecież lokale służące do południa chorym lub ubogim. Po południu i wieczorami moglibyśmy tam prowadzić szeroko rozumianą i zakrojoną profilaktykę życia rodzinnego i różnorakie poradnictwo. Nie możemy poprzestawać tylko na zaradzaniu patologii. Ośrodki podobne do prowadzonego przez Diecezjalną Fundację Obrony Życia w Opolu mogą i powinny funkcjonować we wszystkich większych miejscowościach w regionie.

Mamy gdzie je prowadzić i mamy przygotowanych ludzi - absolwentów nauk o rodzinie. Potrzebujemy wsparcia samorządów, i takie rozmowy już prowadzę, bo sam wolontariat do tego nie wystarczy.

Zamierzamy wzmocnić formowanie duchowości poprzez spotkania stanowe - dla kobiet i dla mężczyzn. Bo ich tożsamość jest jednak inna. Potrzebna jest formacja w małych grupach. Niech mężczyźni spotykają się i rozmawiają o rodzinie. I to nie w gospodzie.
Zamierzamy reaktywować adresowane do mężczyzn i młodzieńców Bractwo św. Józefa w Jemielnicy. Po to, by kształtować tam mężczyzn, ojców i zaangażowanych parafian. Skoro mamy dziś problem ze znalezieniem się mężczyzny w Kościele, trzeba go najpierw przygotować. Co roku 1 maja będą tam pielgrzymować całe rodziny.

Chcemy mocniej prowadzić formację etyczno-duchową grup zawodowych mających wpływ na otwarcie na rodzinę: nauczycieli, samorządowców, służby zdrowia. Wielu lekarzy wysyła takie sygnały, że działanie duszpasterskie jest konieczne, bo coraz częściej mamy jednocześnie wspaniałą aparaturę i bezduszne podejście do człowieka. Tej żywej duszy w sobie potrzebuje każdy, nie tylko lekarz, także ksiądz i biskup.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska