Błonia witają papieża

Fot. Ewa Kosowska-Korniak
Wierni z Ozimka. Wiele grup przygotowało własne transparenty.
Wierni z Ozimka. Wiele grup przygotowało własne transparenty. Fot. Ewa Kosowska-Korniak
Gdy na telebimie pojawia się Ojciec Święty, cichną głosy, spory i wrzawy. Wszyscy zrywają się z miejsc, śpiewają "Oto jest dzień, który dał nam Pan" i stają się dla siebie milsi.
Wierni z Ozimka. Wiele grup przygotowalo wlasne transparenty.

Błonia witają Papieża

Stać w tłumie Polaków, jakiego nie było jeszcze nigdy w historii Polski i witać papieża - wrażenie jest niesamowite. W niedzielę 18 sierpnia na krakowskich Błoniach Jan Paweł II zjednoczył co najmniej 2,5 miliona wiernych, którzy osobiście przybyli, by się z nim spotkać. Wywołuje to ogromne wzruszenie po obu stronach ołtarza.
- Jestem wdzięczny za zaproszenie mnie do mojego Krakowa i za gościnę. Pozdrawiam całą Polskę - mówi wyraźnie poruszony Ojciec Święty, gdy wierni zaśpiewali mu "Polska wita Cię, Polska kocha Cię, Polska dziękuje Ci".

Każde zdanie papieża nagradzane jest oklaskami. "Kochamy Cię, Ojcze Święty Halemba Bujaków", "Głogówek kocha Ojca Świętego", "Zostań z nami" - krzyczą hasła z transparentów. Ludzie machają chorągiewkami i flagami, biją brawa Ojcu Świętemu. Wielu ukradkiem ociera łzę w oku.
- Nadszedł czas, aby orędzie o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej cywilizacji, cywilizacji miłości - mówi w homilii papież.
Jego słowa od razu trafiają do wiernych, stają się życzliwi i serdeczni. Osoby, które mają ze sobą karimaty i płaszcze przeciwdeszczowe posuwają się, by również inni mogli usiąść. Pielgrzymi w kapeluszach i czapkach z daszkiem, dzielą się z obcymi sobie ludźmi chustami pielgrzymimi i gazetami, z których robi się naprędce czapki. Tak, by każdy mógł osłonić głowę przed ostrym słońcem. Podają sobie "Przewodnik pielgrzyma", by każdy mógł śpiewać i wspólnie się modlić.

- Widać coś przez tę lornetkę? - pytam sąsiadkę?
- Proszę bardzo, zobacz sama. I wejdź sobie na mój stołek, to będziesz lepiej widzieć - odpowiada z uśmiechem Ania Dragun, studentka animacji społeczno-kulturalnej z Białegostoku.
Ona większą część drogi do Krakowa przeszła pieszo, co widać po jej oklejonych plastrami stopach. Z domu wyruszyła 6 sierpnia, z pielgrzymką warszawską. Po tygodniu marszu była w Częstochowie. Stamtąd złapała pociąg i przyjechała do Krakowa z grupą znajomych z pielgrzymki.
- Nie wiemy tylko, jak wrócimy do domu, bo pieniądze nam się skończyły - dodaje jej kolega Jacek Zawada z Łap, studiujący aktorstwo. - Mamy do wyboru, pójść na krakowski Rynek i zacząć odstawiać jakieś popisy, by uzbierać na bilet, albo pójść na stopa.
- Myślę, że po mszy ludzie będą pełni miłosierdzia, to na pewno ktoś nas zabierze - dodaje Janusz Brejniak z Łap, student prawa.

KRAKOWSKIE BŁONIA
Są fenomenem na skalę europejską. To czterdzieści osiem hektarów łąki w centrum miasta. Miejsce historyczne: tu odbywały się wielkie popisy kawalerii w 1933 roku w 250. rocznicę odsieczy wiedeńskiej. Na Błoniach odbyły się także uroczystości 500-lecia bitwy pod Grunwaldem, tu także składali przysięgę legioniści Józefa Piłsudskiego.
Od 1979 roku na Błoniach odbywają się kolejne spotkania z Janem Pawłem II. W 1999 roku na Błoniach zgromadziło się blisko 1,5 mln wiernych, ale papież, z powodu choroby, nie mógł w mszy uczestniczyć.

Miłosierdzie Boże przewija się w rozmowach wiernych i homilii papieża. Aż trudno uwierzyć, że godzinę przed mszą świętą z trudem próbowałam odnaleźć w sobie jego pokłady i nie odpowiedzieć pyskówką trzem damom, które urządziły awanturę przed toaletami.
- Przecież przyjechaliśmy tutaj dla Ojca Świętego, a nie po to, żeby się kłócić i nawzajem psuć sobie dobry nastrój - próbuję swych sił w mediacji.
Cały problem bierze się z tego, że do dyspozycji pielgrzymów jest około 100 kabin. Teoretycznie dużo, ale nie w sytuacji, gdy potencjalnych chętnych do skorzystania z nich mogą być przeszło dwa miliony. Ludzie ustawiają się na końcu kolejki, a po godzinie oczekiwania okazuje się, że kolejek jest więcej niż kabin. W takiej sytuacji zdrowy rozsądek podpowiada, by do toalety wchodzili na przemian ludzie z dwóch kolejek.
- Wynocha z tamtej kolejki,
- ona jest nielegalna. Won! - oświadcza tymczasem elegancka czterdziestolatka młodym dziewczynom stojącym od godziny w drugim sznurku.
- Wynoście się i stawajcie z tyłu za nami, bo was nie wpuścimy i już. Tu ma być jedna kolejka - wtórują jej krzykliwe koleżanki. (W końcu dziewczyny wpuszczają panie z innej kolejki).
Nim zjawia się papież, atmosfera na Błoniach chwilami bardziej przypominała piknik lub coś w rodzaju obozu wędrownego. Ludzie z plecakami śmieją się, rozmawiają, palą papierosy i piją kawę z termosu. Wielu bawi się "komórkami" lub po prosu śpi na kartonach, foliach i karimatach.
Nic dziwnego, większość przyjezdnych ma za sobą nieprzespaną noc i setki przejechanych kilometrów.
Pierwsi pielgrzymi są na Błoniach od soboty; poprzykrywani kocami i kurtkami czekają na papieża całą noc.
Krzysiek z Opola opowiada, że gdy przyjechał do Krakowa ze swoją rodziną o drugiej w nocy, uderzyło go przede wszystkim to, że mimo panujących ciemności miasto nie spało. Na każdym kroku spotykał policjantów, harcerzy, służby porządkowe, czyli ludzi chętnie służących pomocą i informacją, gdzie zaparkować, jak dojść na Błonia.
- Od czwartej jestem w swoim sektorze D II.2 (położonym blisko ołtarza). Bałem się, że później nie dostaniemy się na swoje miejsca - opowiada pielgrzym. - Dzieci ułożyliśmy na karimacie, przytuliły się do siebie, przykryliśmy je kocem i spały do rana. A mu czuwamy.

Ostatnie sektory zapełniają się wolniej. Gdy z grupą pielgrzymów z Ozimka trafiamy o szóstej rano do naszego - DV2, jesteśmy jednymi z pierwszych. O tej porze można sobie pozwolić na mały spacer po Błoniach (potem trzeba mocno pilnować swoich miejsc).
W sąsiednim sektorze słychać dźwięki gitary i radosny śpiew. To grupa "Droga Neokatechumenatyczna" ze Świdnika.
- Od 13 lat przyjeżdżamy na wszystkie spotkania z naszym wielkim rodakiem - mówi Maria Kokoszka. - Śpiew jest naszą modlitwą, cała podróż autokarem upłynęła nam na śpiewaniu.

W punkcie medycznym na noszach śpią zmęczone harcerki.
- Wstaliśmy o drugiej w nocy, przed nami ogrom pracy - mówi druh Radek Michalski z Łodzi, student Akademii Medycznej, pracujący jako wolontariusz w łódzkim pogotowiu ratunkowym.
- Nie, ja nie jeżdżę z zespołami ratunkowymi handlującymi "skórami" - uprzedza ewentualne pytanie.
Radek pełni "białą służbę" po raz drugi. Pomagał chorym również w 1999 roku w Łowiczu, podczas poprzedniej wizyty Ojca św.
- Chęć służby innym jest pierwszą i podstawową zasadą harcerzy starszych. Robię to z ogromną przyjemnością - zapewnia Radek Michalski.
- Jak na razie, najwięcej zasłabnięć było na lotnisku na Balicach - dodaje Grzegorz Bojanowski, ratownik z Łodzi. - Wczoraj w Łagiewnikach było spokojniej, udzieliliśmy pomocy 500 poszkodowanym, ale dziś znowu będzie ciężko.
- Już teraz panuje straszna duchota, a co dopiero będzie, gdy zjawi się tutaj dwa miliony ludzi - wzdycha Tomek Nycz ze Związku Strzelckiego w Bytomiu. Spodziewamy się licznych omdleń, jest też ryzyko udaru słonecznego i zawałów.

Prawdziwy tłum zjawia się między ósmą a dziewiątą. Ludzie stoją w przejściach między sektorami, siedzą na barierkach.
Wtedy też pryskają ostatnie nadzieje, że choć z daleka zobaczymy papieża na żywo.
Gdy głos prowadzącego czuwanie oznajmia, że Ojciec Święty jest już z nami, wszyscy zrywają się na równe nogi i stają na palcach, by lepiej zobaczyć obraz na telebimie. Papież przejeżdża między drugim a trzecim sektorem, zatem szansa, by w piątym sektorze zobaczyć go w trakcie przejażdżki jest równa zeru. Nikt też nie kieruje wzroku w stronę ołtarza. Przez lornetkę można zobaczyć jedynie mały zielony punkt. Dzięki wyraźnemu obrazowi na telebimie, wiadomo, że w takim ornacie jest papież.
- Nie szkodzi, że go nie widzę, wystarczy mi świadomość, że on tu jest - mówi przejęta Alicja Brysz z Ozimka. - Swojej siedmioletniej córeczce też wytłumaczyłam, że nie jedziemy do Krakowa po to, by zobaczyć Ojca Świętego. Jesteśmy tu po to, by z nim być, by go spotkać i słuchać, a nie oglądać.

Słońce grzeje niemiłosiernie. Wiele osób po zarwanych nocach zasypia w trakcie mszy na swych karimatach. Służby medyczne są czujne. Harcerze chodzą między pielgrzymami i ich budzą.
- Będziecie padać jak muchy. Nawet nie wiecie, jakie to niebezpieczne - powtarzają.
Mimo iż jest rozdawana woda mineralna, nie wszyscy chcą z niej skorzystać.
- Wypiję pół butelki, a potem będę stać dwie godziny w kolejce do toalety? Nie ma mowy - odmawia twardo pani Władysława (ok. 60 lat) spod Katowic.
Niektórzy wykorzystują wodę mineralną inaczej. Wbijają butelki szyjkami w ziemię i robią z nich krzesła. Zapobiegawczym, którzy nie wierzyli w słoneczną pogodę, przydają się zabrane z domów parasole. Teraz osłaniają przed słońcem. Podobnie jak bawełniane koszulki, a nawet, w ostateczności - chorągiewki, z których robi się "daszek".

- Chcę pozdrowić całą młodą Polskę - słowa ojca świętego skierowane do młodzieży są nagradzane wyjątkowymi brawami. "Jesteś wspaniały", "kochamy Ciebie", "zostań z nami" - słyszy papież. Gdy przeszło dwumilionowy tłum śpiewa "O panie, to ty na mnie spojrzałeś" wszystkich ogarnia wzruszenie.
- Nigdy nie zapomnę tej chwili. To najbardziej przejmujący moment z całej pielgrzymki - mówi Bogusława Juruć z Ozimka.

Gdy kończy się msza święta, ludzie, którzy przed chwilą trzymali się za ręce, śpiewając "Abba Ojcze", zaczynają się przepychać, trącać łokciami i warczeć na siebie. Byle tylko znaleźć się bliżej wyjścia.
Droga do autokaru, która w tamtą stronę trwała godzinę, teraz zajmuje dwie. Uwolniony równocześnie tłum z trzech największych sektorów (III, IV i V) podąża w stronę wyjścia. Droga dojazdowa na Błonia jest szczelnie zastawiona pielgrzymami.
"Proszę się odsunąć, karetka musi przejechać" - powtarza w kółko głos przez megafon. Bez skutku. Potem zdesperowani kierowcy karetek, wiozących osoby ze stanami przedzawałowymi, nawet nie próbują ostrzegać. Jadą na sygnale, co zmusza ludzi do odskakiwania na boki.
Jedna z uczestniczek naszej pielgrzymki słabnie w drodze do autokaru. Uskarża się na silny ból podbrzusza. Nie jest w stanie iść dalej. Ksiądz zatrzymuje jedną z karetek.
- Zabieramy chorą do szpitala MSW. Proszę tam po nią przyjechać - oznajmia lekarz.
Wtedy dwie, teoretycznie przepełnione miłosierdziem Bożym, emerytki zaczynają się burzyć:
- To niech sobie ksiądz sam na nią czeka, jak ją oddał do szpitala. My wracamy do domu. Ona nie jest z naszego autokaru.
Po godzinie okazuje się, że chorej nie ma w szpitalu MSW. Ustalenie właściwego szpitala zajmuje kwadrans. Gdy w końcu kierowca autokaru ją odnajduje, okazuje się, że nadal brakuje dwóch starszych pielgrzymów, którzy w ogóle nie dotarli z Błoni. W autokarze zjawiają się po trzech godzinach, dzięki pomocy Straży Miejskiej. O 18.30 ostatni pielgrzymi mogą wyjechać z Krakowa.
Jedni są pod wrażeniem tego, co zobaczyli. Inni nie mogą zapomnieć o koszmarze, jakim było wyjście z Błoni.
- Jeśli w jednym miejscu gromadzi się równocześnie 2,5 miliona osób, mimo najszczerszych starań nie można zadowolić wszystkich - podsumowuje Anna Stańczyk z Nieporęt. - Najważniejsze jest to, że spotkaliśmy niezwykłą osobę i wzięliśmy udział w niezwykłym w skali europejskiej wydarzeniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska