Chuligan to też uczeń

Redakcja
Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim, psychologiem społecznym.

- Minister edukacji Roman Giertych chce trudną młodzież umieszczać w odizolowanych szkołach. Czy to dobry pomysł?
- Ma on wiele wad, a jedną z najważniejszych jest płynność szkolnych norm. Bo w jaki sposób określić, który uczeń jeszcze jest dobry, a który już zły i nadający się do izolacji? Poza tym rzecz nie w pozbawianiu trudnej młodzieży kontaktu z rówieśnikami. Chodzi o coś wprost przeciwnego: nauczenie jej nawiązywania normalnych stosunków i harmonijnego współżycia z otoczeniem.

- Jeśli jednak ze szkół wyrzucimy największych chuliganów, pozostali będą bezpieczniejsi.
- Tylko pozornie. Młodzież nabiera złych nawyków związanych z agresją i przemocą m.in. dlatego, że w wielu szkołach nie reaguje się dość wcześnie na złe symptomy. Jeśli młody człowiek przyjdzie pierwszego dnia do szkoły, w której na korytarzach leżą papierki, nie będzie jej szanował. Sam będzie śmiecił. Od tego się zacznie, a potem zazwyczaj jest lawina. Reakcja następuje dopiero wówczas, gdy ktoś stłucze szybę, czyli grubo poniewczasie.

- Zgodzi się pan jednak, że uczniów można podzielić na trzy grupy. Większość, zachowująca się w zgodzie z przyjętymi normami, nader posłusznych "aniołków" i pełnych agresji "diabełków". Pozbycie się choćby części tych ostatnich oczyści atmosferę.
- Nie tędy droga. Nawet jeśli ich odizolujemy, oni i tak będą częścią społeczeństwa. Trzeba zatem wpoić im powszechnie akceptowane normy i sposób bycia, inaczej nigdy się nie zmienią i jeśli nie w szkole, zrobią komuś krzywdę gdzie indziej.

- To podważa sens tworzenia nie tylko szkół pod specjalnym nadzorem, ale i poprawczaków. Tam też istnieją skupiska trudnej młodzieży, która nie ma kontaktu z resztą rówieśników.
- Do poprawczaków trafia się decyzją sądu. Są tam kierowani ludzie, którzy mają na sumieniu przestępstwa kryminalne. Z nimi nie można inaczej postępować. Co innego z tzw. trudną młodzieżą. Proszę pamiętać, że mówimy o uczniach, którzy jeszcze nie są przestępcami. Ich trzeba wychowywać i można to robić bez uciekania się do nadzwyczajnych metod.

- Jedna z zasad kodeksu "Szkoły bez przemocy" brzmi: "Niczego nie ukrywamy". Tylko czy otwarta rozmowa o problemach przemocy i agresji wystarczy?
- Obecnie naturalnym zachowaniem jest chowanie głowy w piasek i niedostrzeganie niepokojących zjawisk w życiu szkoły. To charakteryzuje zarówno nauczycieli, jak i rodziców. Tymczasem szkoły muszą się nauczyć otwartego przyznawania, że są w nich narkotyki, że występuje przemoc, a młodzież pali oraz pije co najmniej piwo. I nie chodzi o samobiczowanie mające na celu umieszczanie szkoły na indeksie, w wyniku czego zacznie się jej czepiać kuratorium, a opiekunowie przestaną tam posyłać swoje pociechy. Rzecz w tym, by rodzice wraz z nauczycielami zrzucili z oczu zasłonę uniemożliwiającą im dostrzeżenie, że syn czy córka są narażeni na przemoc bądź przyjmowanie różnych świństw.

- Jak przeprowadzać takie rozmowy, by nie zrazić do siebie dziecka, nie spowodować, że zamknie się w sobie i jeszcze bardziej ucieknie we własny, często zły świat?
- Najważniejsze, by nie stawiać go pod ścianą, bo - jak pokazują badania naukowe - grozi to wzrostem agresji i w efekcie dziecko rzeczywiście może zacząć robić "głupie" rzeczy. Obecnie, niestety, zbyt późno rodzice i nauczyciele dopuszczają do świadomości, że z dziećmi dzieje się coś niepokojącego. Im wcześniej szkoła i opiekunowie zaczną otwarcie mówić o tym, że owszem, zdarza się, iż starsi biją młodszych bądź wymuszają od nich pieniądze; że dzieciaki przynoszą do szkoły amfetaminę czy haszysz; że po lekcjach idą na piwo; że 10-11-letnie dziewczęta palą papierosy - im szybciej jawnie zaczniemy te sprawy stawiać, tym mniejsze niebezpieczeństwo eskalacji problemów i niechęci po dwóch stronach.

- Jak stwierdzić, czy w danej szkole większym zagrożeniem niż narkotyki jest przemoc bądź odwrotnie?
- Rozmawiać. Nauczyciele bardzo rzadko rozmawiają ponad konieczność, czyli to, do czego zobowiązuje ich program nauczania. Nie robią tego np. na przerwach. Najczęściej mamy tam do czynienia z dwoma stadami: nauczycieli uciekających w jedno miejsce i dzieciaków zmierzających zupełnie gdzie indziej. W efekcie nie ma nie tylko porozumienia, ale wręcz żadnego kontaktu. Co prawda państwo wycofało się z dosyć kiedyś rozbudowanej oferty zajęć pozalekcyjnych, ale jednak trochę ich jeszcze zostało. To zaś doskonała okazja, by na nieco innym gruncie, bez typowego dla szkoły trybu wzajemnego oceniania się, podjąć dialog z młodzieżą. Na takie zajęcia przychodzą w końcu dzieciaki, które nie organizują sobie całego pozaszkolnego czasu w sposób prowadzący do wzrostu wzajemnej przemocy. Na różnego rodzaju kółka uczęszcza wyselekcjonowana, nazwijmy ją "czysta", młodzież.

- Rozumiem, że widzi pan w nich liderów, czyli naturalnych sojuszników pedagogów w walce z przemocą?
- Tylko potencjalnie. Problem w tym, że oni często są zahukani i funkcjonują pod pantoflem bardziej przebojowych lub wręcz agresywnych koleżanek i kolegów - tych, których minister Giertych chciałby pozamykać w specjalnych ośrodkach edukacyjnych.

- Jak wydobyć liderów spod pantofla chuliganów?
- Przede wszystkim wyłuskiwać ludzi prezentujących postawy pożądane społecznie z punktu widzenia środowiska szkolnego. I trzeba ich nagradzać odważnie, nawet gdy, przykładowo, grupka uczniów wydaje gazetkę, w której obsmarowuje nauczycieli. To jest, może nie dla wszystkich przyjemna, ale niezaprzeczalnie szczera forma rozmowy o problemach, a - jak już stwierdziliśmy - bez tego nie ma szans na walkę ze szkolnymi patologiami.

- Ustaliliśmy, że w każdej szkole mamy pozytywną elitę, chuligańską antyelitę i milczącą większość...
- ...i ta większość jest do wzięcia przez obie elity.

- Stąd pytanie, jak wspomóc wzorcową grupę w pozyskaniu reszty.
- Trzeba ich zacząć doceniać. Szkoły mają rozwinięty system różnorakich kar, a choć ich regulaminy przewidują także nagrody, bardzo rzadko sięga się po ten pozytywny instrument. Oczywiście nie chodzi o to, by wieszać na korytarzach zdjęcia "przodowników pracy". Rzecz w tym, że jeśli jakaś grupa wykazuje pozytywną inicjatywę, nawet poza szkołą, to nauczyciel, który ma dobry kontakt z młodzieżą, będzie o tym wiedział. A jeśli wie, musi umieć pokazać to innym i nagłośnić, co najlepiej zrobić, nagradzając. Są na to różne sposoby, nawet bezkosztowe. Młodzi ludzie - jak wszyscy - pragną być docenieni. Brak pozytywnych wzmocnień powoduje spadek motywacji i umacnia chuligańską antyelitę.

- Wszystko, o czym mówimy, może się zdarzyć tylko wtedy, gdy polska szkoła stanie się wspólnotą uczniów, pedagogów, rodziców i ludzi dobrej woli. Ale czy to możliwe do zrealizowania?
- Obecnie nie tylko szkoła, ale żadna zbiorowość w Polsce - od rodziny, poprzez samorząd, aż po ogół społeczeństwa - nie stanowi wspólnoty. To zbiór indywiduów dążących do zaspokojenia własnych potrzeb. W szkole można tę tendencję odwrócić poprzez organizowanie dużej liczby imprez i spotkań integracyjnych.

- Nie da się organizować takich spotkań integracyjnych bez pieniędzy, które wyłożyć mogą jedynie samorządy.
- Taka inwestycja się naprawdę opłaca! Zajęcia obowiązkowe należy obudować taką samą w wymiarze czasowym liczbą propozycji nieobowiązkowych. Wiem, że są zielone szkoły, i wycieczki też się organizuje, ale gdy ja chodziłem do podstawówki, takich propozycji było multum. Ciągle gdzieś jeździliśmy i to nie kosztem lekcji. Jeśli się chce, można tak zorganizować pracę, by realizować program i jednocześnie z każdym dniem nabierać wspólnotowego wiatru w żagle. Dość powiedzieć, że dopóki szkoły oferowały szeroką gamę pozalekcyjnych atrakcji, problem przemocy był marginesem - dziś to zatrważająca norma.

- Tylko że wycieczki i zielone szkoły są dla wielu młodych okazją do kosztowania tytoniu, alkoholu, narkotyków itp.
- To mit, że dzieciaki są aż tak cwane, by pokonać każdą barierę w drodze do palenia, picia czy ćpania. Oczywiście pod warunkiem, że pedagodzy nie traktują takich wyjazdów jak majówek, na których nie trzeba się specjalnie zajmować podopiecznymi, bo można się zająć sobą. Zresztą szkolną wspólnotę można budować także na co dzień, podczas lekcji. Rzecz w tym, żeby chciało się chcieć to robić. Z taką inicjatywą mogą wyjść wyłącznie nauczyciele do uczniów, odwrotnie się nie da.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska