Co ma wspólnego Koźle z bitwą pod Monte Cassino? Tu witano polskich bohaterów

Bolesław Bezeg
Bolesław Bezeg
Narodowe Archiwum Cyfrowe
W maju 2024 r. będziemy obchodzić 80 rocznicę najbardziej spektakularnego sukcesu 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - bitwy o Monte Cassino. Mało kto wie, że liczni uczestnicy tej bitwy „z Ziemi Włoskiej do Polski” wracali przez koszary w Koźlu.

Dzieje polskich zmagań o odzyskanie niepodległości w końcu XVIII wieku i w połowie XX wieku poprowadziły wielu polskich żołnierzy szlakami opisanymi przez Józefa Wybickiego w pieśni, która stała się polskim Hymnem Narodowym. Konkretnie chodzi o frazę „Z Ziemi Włoskiej do Polski” co było planem formowanych przez generała Henryka Dąbrowskiego po utracie niepodległości od r. 1797 we Włoszech Legionów Polskich.

Tylko części sformowanych w Italii legionistów udało się dotrzeć do Polski po dziewięciu latach tułaczki w grudniu 1806 r. Ich przybycie zapoczątkowało polskie powstanie w zaborze pruskim, którego efektem było powołanie w 1807 r. Księstwa Warszawskiego.

Nieludzka ziemia

Kolejny raz szlak walczących o odzyskanie niepodległości Polaków poprowadził przez ziemię włoską podczas II wojny światowej. Po niemiecko-sowieckiej napaści na II Rzeczpospolitą, eksterminacja polskiej ludności stała się planem obu okupantów. Niemcy wysyłali polskich obywateli masowo do obozów koncentracyjnych i organizowali akcje rozstrzeliwania polskiej ludności. Sowieci zaś, oprócz akcji mordowania polskich elit, ogromne masy polskiej ludności deportowali z zagarniętych wschodnich terenów II RP.

Do trudnych klimatycznie regionów związku sowieckiego, takich jak Syberia, Krąg Podbiegunowy i Kazachstan, wywieziono od 1939 do 1941 r. blisko 400 tys. Polaków. Ludność ta wywożona była całymi rodzinami i początkowo nie miała wielkich nadziei na powrót, czy choćby przetrwanie. Trudne warunki klimatyczne, praca ponad siły, głodowe racje żywnościowe i nędzne warunki bytowe, powodowały, że deportowani tysiącami umierali z chorób i wyczerpania.

Nadzieję w serca Polaków wlała informacja o niemieckim ataku na Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich w czerwcu 1941 r. i nawiązanie stosunków dyplomatycznych pomiędzy władzami sowieckimi a polskim rządem emigracyjnym w Londynie, który szybko rozpoczął starania o wydobycie Polaków z sowieckich łagrów. Dość szybko rząd sowiecki ogłosił amnestię dla polskich obywateli i równocześnie rozpoczęto formowanie polskiej armii na terenie ZSRR. Dowódcą tej armii został mianowany generał Władysław Anders, który od początku organizacji swej jednostki niemal na każdym kroku napotykał na trudności piętrzone przez sowieckie władze.

Armia Andersa była dużo większa, niż zakładano

Pomimo zawartych między rządami polskim i sowieckim umów, strona sowiecka praktycznie sabotowała powstawanie polskiej armii. Utrudniano Polakom podróżowanie do punktów zbornych, opóźniano dostawy wyposażenia, mundurów, żywności, namiotów. Z drugiej strony działalność polskich służb przekroczyła znacznie rosyjskie oczekiwania. Umowa o utworzeniu polskiej armii w ZSRR mówiła o 30 tys. żołnierzy, tymczasem liczebność polskich ochotników, którzy najczęściej przybywali do punktów zbornych wraz z rodzinami szybko przekroczyła 100 tys. osób. Samych żołnierzy było ok. 80 tys.

Taki stan rzeczy, pomijając faktyczne problemy zaopatrzeniowe sowieckiej administracji, budził niepokój rosyjskich władz, które niechętnym okiem patrzyły na tak duże skupisko zasadniczo niechętnych sobie Polaków. Gdy zatem pojawiła się propozycja brytyjska, by część Polaków ewakuować do Persji (dziś Iran) Stalin szybko przystał na wypuszczenie Polaków z sowieckiego „raju”.

Skąd pomysł na Persję? Persja po zakończeniu I wojny światowej przeszła spod kontroli pokonanego wówczas Imperium Osmańskiego pod mandat Ligi Narodów, który w imieniu zwycięskich Aliantów wykonywało Imperium Brytyjskie. W praktyce, gdy okazało się, że region ten posiada złoża ropy naftowej, Persja i Irak stały się de facto koloniami brytyjskimi.

W związku z koniecznością przesunięcia tamtejszych garnizonów do Afryki, gdzie trwały walki z Włochami i wspierającymi ich korpusami niemieckimi, brytyjskie kraje Bliskiego Wschodu zostały niemal ogołocone z garnizonów. Polacy stal się tam Brytyjczykom chwilowo bardzo potrzebni.

W 1942 r. udało się ewakuować z ZSRR do Persji ponad 115 tys. Polaków, w tym blisko 40 tys. cywili z czego prawie połowę stanowiły dzieci. Była to swoista droga śmierci - wyczerpani byli więźniowie sowieckich łagrów, często umierali jeszcze w drodze do polskich punktów werbunkowych. Także w tych punktach szybko wyrosły polskie cmentarze. Kolejne polskie cmentarze pojawiły się na perskich plażach, obok miejsc, gdzie lądowały transporty ewakuowanych z ZSRR Polaków.

W Persji, Iranie i Palestynie, czyli na tzw. Środkowym Wschodzie znaleźli wreszcie Polacy miejsce i warunki (dzięki obfitym brytyjskim dostawom) by dojść do sił, uformować jednostki, a przede wszystkim podjąć decyzję co stanie się z ewakuowanymi z Rosji cywilami. Większość została rozesłana do obozów przejściowych, które zorganizowano w krajach Imperium Brytyjskiego, tj. w Australii, Nowej Zelandii, Indiach i brytyjskich krajach afrykańskich.

Zdolni do walki, po połączeniu ze wsławioną w alkach o Tobruk Samodzielną Brygadą Strzelców Karpackich, weszli w skład Polskiej Armii na Wschodzie. To z jej struktur latem 1943 r. wyodrębniono jednostki 2 Korpusu Polskiego, który w liczbie blisko 50 tys. żołnierzy przerzucono na Półwysep Apeniński, gdzie w międzyczasie Aliantom udało się przeprowadzić inwazję.

Przez włoską ziemię do Polski

Dowódcą operującego na terenie Włoch 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie został generał Władysław Anders. To pod jego dowództwem Polacy w ciężkich walkach z Niemcami wyzwalali Loreto i Ankonę, zdobywali Monte Cassino i Piedimonte, a w końcu wyparli Niemców z Bolonii. Liczący początkowo niecałe 50 tys. żołnierzy 2 Korpus Polski systematycznie się rozrastał.

Docierali do niego rozrzuceni po świecie Polacy, ale największym strumieniem płynęli ochotnicy pochodzący z etnicznie polskich terenów zagarniętych przez III Rzeszę. Polacy zmuszeni do służby w Wehrmachcie trafiali do armii Andersa jako alianccy jeńcy lub dezerterzy ze stacjonujących w Italii niemieckich jednostek. Wiosną 1945 r. doszli do tego Polacy zwalniani z obozów jenieckich i koncentracyjnych. W lipcu 1945 r. Armia gen. Andersa liczyła już ponad 110 tys. żołnierzy i ciągle napływali ochotnicy.

W początkowym okresie po zakończeniu II wojny światowej w Europie gen. Anders, podobnie jak wielu Polaków w wolnym świecie, spodziewał się nieuchronnego wybuchu wojny pomiędzy Aliantami a ZSRR. Wobec tego nadal prowadził rekrutację i organizował kolejne kursy oficerskie i wojskowe szkolenia specjalistyczne. Nie podobało się to Aliantom, a zwłaszcza Brytyjczykom, którzy mieli na głowie utrzymanie rozpadającego się imperium kolonialnego i nie byli zainteresowani kolejną wojną w Europie.

Sytuacja 2 Korpusu stała się jeszcze trudniejsza po 5 lipca 1945 r., kiedy to w wyniku zabiegów komunistycznego rządu w Warszawie, rządy alianckie cofnęły uznanie polskiego rządu emigracyjnego w Londynie, któremu podlegały Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie.

W efekcie nacisków alianckich bez zbytniego entuzjazmu i pośpiechu rozpoczęto akcję demobilizacyjną. Na żądanie Brytyjczyków inspirowanych przez rząd warszawski, w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie przeprowadzono ankietę na temat chęci powrotu polskich żołnierzy do kraju. Okazało się, że chętnych jest ponad 25 tys. osób.

Nie były to łatwe decyzje, bo nikt nie wiedział jaki los spotka byłych żołnierzy alianckich w rękach władz komunistycznych. Jednakże wielu żołnierzy pozostawiło w kraju swoje rodziny i nie wyobrażali sobie ich porzucenia, choć nie brakowało również takich, którzy do kraju nie wrócili, a po nieudanych próbach ściągnięcia bliskich na Zachód, ostatecznie założyli tam nowe rodziny.

Powrót żołnierzy Andersa a propaganda

Spośród 25 tys. żołnierzy PSZnZ, którzy zadeklarowali w ankiecie chęć powrotu do kraju część przebywała już w Wielkiej Brytanii lub w jednostkach sił okupacyjnych w Niemczech, jednak najwięcej było we Włoszech. Tam zorganizowano dla nich obozy przejściowe, z których największy znajdował się w miasteczku Cervinara niedaleko Neapolu, dwa kolejne znajdowały się w okolicach Bolonii.

W obozach wkrótce pojawili się oficerowie łącznikowi z tzw. ludowego wojska polskiego, którzy wspólnie z andersowskim dowództwem rozpoczęli organizowanie transportów do Polski. W okresie oczekiwania na transport starano się ustalić gdzie obecnie znajdują się rodziny żołnierzy. Wiele z nich zostało w międzyczasie przesiedlonych z terenów II RP zagarniętych przez ZSRR. Ci, których rodziny pozostały na terenie ZSRR podróżowali tam transportami organizowanymi przez służby sowieckie.

Żołnierzy przygotowywanych do transportu do Kraju formowano w bataliony, które w mundurach i często z uzbrojeniem, a nawet niekiedy z proporcami, ładowano do wojskowych kolejowych eszelonów. Każdy transport liczył około 1000 ludzi, którzy pod opieką oficerów łącznikowych wyruszyli w drogę do Polski.

W kraju nie omieszkano wykorzystać powrotu żołnierzy generała Andersa do celów propagandowych. Postanowiono zorganizować uroczystości powitalne, ale Warszawa była zburzona. Ostatecznie na miejsca przyjmowania kolejowych transportów wyznaczono Katowice i Koźle. To ostatnie miasto wybrano ponieważ istniał tu bardzo sprawny, sprawdzony w dobie repatriacji Polaków z Kresów jeden z Państwowych Urzędów Repatriacyjnych, a ponadto blisko stacji istniały duże i nie w pełni wykorzystane koszary.

Od 2 grudnia 1945 r. na stacji w Koźlu zaczęły się zatrzymywać wojskowe eszelony ozdobione polskimi i włoskimi napisami, w rodzaju „Bologne - Katowice”. Z pociągów wyładowywano żołnierzy, z których każdy musiał dać się zapisać w zlokalizowanym na dworcu biurze PUR. Po dokonaniu formalności formowano szyki i po krótkich przemowach, przy akompaniamencie wojskowej orkiestry ulicami Koźla repatriowane jednostki maszerowały do koszar. Tu witała przybyłych powitalna brama i wojskowa grochówka.

Już wkrótce rozpoczynał się proces demobilizacji. Żołnierze pozostawali w koszarach jakiś czas, aż podjęli decyzję dokąd udadzą się w dalszą drogę. Wielu ostatecznie osiedliło się na ziemi opolskiej. Od 2 do 28 grudnia 1945 r. przez punkt repatriacyjny w Koźlu przeszło 12 transportów wojskowych z Włoch. Przybyło nimi 32 oficerów, 1612 podoficerów i 10661 szeregowych. Bardzo niewielu zadeklarowało chęć dalszej służby wojskowej w kraju, a jeszcze mniejszej grupie na to zezwolono.

Jak podkreślały raporty PUR spośród przybyłych do Koźla żołnierzy generała Andersa, ponad 7 tys. osób stanowili byli żołnierze Wehrmachtu - Pomorzanie i Ślązacy, którzy zdezerterowali z niemieckich jednostek, lub zostali zwerbowani do polskiej armii w alianckich obozach jenieckich.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska