Daję chorym dzieciom siłę

Redakcja
Krzysztof Dzienniak, organizator akcji charytatywnych, nowminowany w kategorii "Postawa społeczna".

- Ma pan 25 lat, a za sobą trzy spektakularne akcje: pojechał pan na wrotkach do Billa Gatesa, na kosiarce do Jana Kulczyka i poszedł szczudłach do niemieckiego Bayera - wszystko po to, by dostać pieniądze dla chorych dzieci...
- Jestem człowiekiem, który lubi działać. Gdybym był dorosły w latach, kiedy Polska walczyła z komunizmem, pewnie bym się świetnie spełniał. Dzisiaj młodym ludziom brakuje ideałów. Dlatego moją siłę chcę dawać chorym dzieciom. I robię to trochę niekonwencjonalnie, inaczej niż do tej pory.

- No właśnie większość ludzi, podejrzewam, chciałaby jakoś pomagać. Ale co zrobić, żeby to nie skończyło się tylko na myśleniu?
- To bardzo trudne. Trzeba poświęcić czas i być odpornym na bardzo wiele rozczarowań. Próbowałem kiedyś "grać w czyjejś orkiestrze", miałem sporo pomysłów i żaden nie przeszedł. I wtedy postanowiłem być sobie sterem i okrętem. Z grupą przyjaciół staliśmy się kapitanami, mamy swoje szalone pomysły i choć nieraz bujamy się po sztormowych morzach, idziemy do przodu.

- A jak walczycie z tymi wzburzonymi falami?
- Trzeba otaczać się dobrymi ludźmi, mieć w sobie sporo wariactwa i niesamowitą wiarę. Po prostu sto procent mobilizacji. Pomoc charytatywna nie polega tylko na wyciąganiu ręki po pieniądze od szarych ludzi. My ją wyciągamy do najbogatszych, ale wkładamy w to sporo własnej pracy i pomysłów.

- Podobno następna będzie Oprah Winfrey. Jak chce pan do niej dotrzeć?
- W 2007 roku chcemy zrobić wielką akcję w Stanach. Jest szansa na naprawdę duże pieniądze dla polskich dzieci. Chcemy do współpracy namówić Bono i Mela Gibsona, aby oni swoimi twarzami wsparli akcję. W tym roku natomiast planujemy współpracę z którymś z najbogatszych Polaków chcemy też trochę "zamieszać" przy okazji mundialu.

- I znowu niepewność - czy taki wysiłek się opłaci, czy dostanie pan upragnione pieniądze?
- Nie wiem. Ale w końcu chcę spełnić swoje marzenie i zrobić akcję kontraktową. Umawiam się ze sponsorem na konkretne pieniądze, a on ma prawo żądać, w jaki sposób je zdobyć. Zechce, żebym zdobył Mount Everest czy przepłynął Kanał La Manche - proszę bardzo!

- Ale teraz gorący okres, bo tworzycie fundacje...
- Tak chcemy powołać fundację "Flota Św. Mikołaja". Będzie inna, pionierska. Nazwałem ją fundacją akcyjną. Każdy człowiek będzie mógł kupić jej akcję, a my obiecujemy, że te pieniądze pomnożymy. Jak na giełdzie.

- Z giełdą to różnie bywa, można zarobić, można też dużo stracić?
- Skoro przez rok inwestując własnych 30 tys. zł potrafiliśmy zarobić pół miliona (to suma pieniędzy i darów zdobytych dla polskich dzieci - red.), to zrobimy wszystko, by pomnażać pieniądze fundacji.

- O czym Pan marzy?
- O dobrych partnerach, o tym, żeby wejść na światowy rynek i tam szukać pieniędzy dla naszych dzieci, o tym, żeby stworzyć w Polsce ośrodek edukacyjno-rehabilitacyjny. Powoli te marzenia już się spełniają. Powiem jedno - nie damy ciała!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska