Zaczęło się od rozmowy w Radiu Opole, w której Danuta Jazłowiecka - walcząca o euromandat z okręgu dolnośląsko-opolskiego - poskarżyła się na lidera PO na Opolszczyźnie Leszka Korzeniowskiego. Zarzuciła mu, że nie wspomaga jej w rywalizacji z kandydatami z Wrocławia. - Struktury powiatowe Platformy mnie wspierają w tej walce, natomiast struktury regionalne raczej nie - stwierdziła Jazłowiecka. - Nie potrafię się porozumieć z szefem regionu PO. Być może stawiam mu za wysokie wymagania...
Dziś europosłanka tak stanowcza już nie jest i przekonuje, że w radiu górę wzięły emocje. - Mój komentarz był reakcją na informację o tym, że rzecznik opolskiej PO zachęca dziennikarzy do robienia wywiadów z jednym z kandydatów listy dolnośląskiej, nie wspominając nic o kandydacie opolskim - tłumaczy nto Danuta Jazłowiecka. - Nie ukrywam, że byłam tym doniesieniem mocno zaskoczona...
Jazłowiecka niechętnie o tym mówi, obawiając się, że wyborcy mogą pomyśleć, iż partia na Opolszczyźnie jest wewnętrznie skłócona. Nie jest jednak tajemnicą, że europosłanka i Leszek Korzeniowski, szef Platformy na Opolszczyźnie, sympatią do siebie nie pałają.
Ta niechęć spotęgowała się kilka lat temu, gdy rozeszła się informacja, że Robert Węgrzyn (zanim pożegnał się z partią po niefortunnym żarcie o gejach i lesbijkach) szykuje w porozumieniu z Jazłowiecką cichy pucz przeciwko Korzeniowskiemu, żeby pozbawić go stanowiska szefa partii w regionie.
- Leszek jest pamiętliwy, a ona bardzo mu wtedy podpadła - przyznaje jeden z działaczy partyjnych. - Jazłowiecka ma dobre dojścia do ucha premiera Tuska, liczą się z nią w Warszawie, ale przegrane wybory mogą ją zmarginalizować, tak jak to się zresztą stało z Węgrzynem. PO, jeśli wygrają nasi kandydaci z Dolnego Śląska, jako partia na tym nie ucierpi. Gorzej z Opolszczyzną, która straci swojego reprezentanta w europarlamencie.
W kuluarach mówi się, że zabiegiem obliczonym na osłabienie Jazłowieckiej było wystawienie na listach do europarlamentu Jolanty Kaweckiej (byłej dziennikarki, a obecnie radnej PO z Opola), która na Opolszczyźnie mogłaby odebrać część głosów europosłance, a tym samym osłabić jej szansę na zwycięstwo.
Kawecka przyznała, że jej kandydaturę zgłosił Korzeniowski, ale na nic się to zdało, bo zarząd krajowy PO radną z listy skreślił, nie podając przy tym żadnych powodów tej decyzji.
Poseł Leszek Korzeniowski o wypowiedzi posłanki nie chciał wczoraj rozmawiać z nto. Poprosił o pytania mejlem i obiecał, że odpowiedzi przyśle niezwłocznie. Nie zrobił tego jednak do chwili zamknięcia numeru gazety.
Europosłanka nie zraża się i twierdzi, że teraz całą energię poświęca na walkę o mandat do europarlamentu. - Jesteśmy małym regionem, który znajduje się w okręgu wyborczym z dużo większym województwem, więc jeden głos na Opolszczyźnie jest równoważny czterem głosom na Dolnym Śląsku. Szanse są, ale trzeba nad nimi bardzo mocno popracować - mówi Jazłowiecka.
Wybory do europarlamentu odbędą się 25 maja, ale o mandat z naszego regionu nie będzie łatwo. O sukcesie lub porażce Jazłowieckiej może zdecydować frekwencja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?