Dla opolskich spółdzielni azbest to za drogi kłopot

Od kilkunastu lat domagam się usunięcia niebezpiecznych okładzin - mówi Wojciech Stypułkowski, jeden z lokatorów Domu Złotej Jesieni na os. Armii Krajowej (dawny ZWM), emerytowany architekt. - Ale spółdzielnia mieszkaniowa nie reaguje. Chcą chyba, żebyśmy tu wszyscy, staruchy, na raka powymierali.

Zawierające azbest płyty acekolowe pokrywają w sumie 17 tys. m kw. elewacji budynków i osłon balkonowych w najstarszej części osiedla. Ich usunięcie kosztowałoby dziś 15 milionów złotych.

- Nie stać nas na to - wyjaśnia Tadeusz Górski, kierownik administracji nr 1. - W tym roku planujemy zdjąć acekol tylko z 500 metrów kwadratowych elewacji bloku przy Bytnara Rudego 10.

W tym tempie azbest zniknie z osiedla za... 34 lata. Tymczasem do roku 2032 spółdzielnia będzie musiała sobie poradzić z tym problemem. Taki termin został bowiem wyznaczony przez Ministerstwo Gospodarki. Jest on tak odległy, że na razie nikt w spółdzielni się nie zastanawia, skąd wziąć pieniądze. A cierpią na tym lokatorzy. Niektórzy są tak zdesperowani, że próbują na własną rękę demontować niebezpieczne okładziny.

- W żadnym wypadku nie wolno tego robić samemu! - przestrzega Andrzej Grzeczny z firmy specjalizującej się w usuwaniu i utylizacji azbestu. - Nienaruszone, pokryte farbą płyty nie są tak groźne jak pył powstający przy ich niefachowym zdejmowaniu albo wydobywający sie z popękanych, pokruszonych elementów.
Unoszące się w powietrzu mikroskopijne włókna azbestu są niebezpieczne. - Jeśli trafią do płuc, mogą spowodować pylicę i nowotwory - potwierdza Monika Bobkiewicz z opolskiego sanepidu.

Uszkodzone płyty widać gołym okiem na wielu budynkach osiedla. - Wystarczy, że wyjrzę przez okno - irytuje się pani Magda z bloku przy Grota Roweckiego 6. - Ciekawe, czy spółdzielnia zapłaci za leczenie, jeśli ktoś z mojej rodziny poważnie zachoruje?