Do Lwowa wojna jeszcze nie dotarła, ale jej skutki już dotykają mieszkańców.

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Lwowskie uliczki opustoszały.
Lwowskie uliczki opustoszały. Katarzyna Łoza
Od tygodnia przez Lwów przepływają tysiące uciekinierów z atakowanych przez Rosję terenów. Zamknięte są kawiarnie i restauracje. W sklepach zaczyna brakować żywności, w bankomatach gotówki. Ludzie kilka razy na dobę uciekają do schronów.

We Lwowie spędziłam kilka ostatnich miesięcy ubiegłego roku. Żal było wyjeżdżać. Kiedy w grudniu opuszczałam miasto, w zimowo-świątecznej scenerii wyglądało bajkowo.

W rynku i na sąsiednich uliczkach odbywał się coroczny jarmark. Na placu Halickim kwitł jak zawsze handel. Hucułki obwieszone naszyjnikami z suszonych grzybów przekrzykiwały się nawzajem, nawołując klientów: Diwczata, beritʹ hryby - lysyczki, ryżyki, biłe. (Dziewczyny, kupujcie grzyby – kurki, rydze i prawdziwki).

Ktoś sprzedawał domowe pierogi. Ktoś inny wędzone owoce z własnego sadu. Luzie rozmawiali o świętach, planach na nowy rok, który miał być lepszy od poprzedniego. Przepełnione tramwaje skrzypiały głośno, z trudem zdobywając lwowskie wzgórza. Pachniało pieczonymi kasztanami i kawą, która podobno tu smakuje najlepiej na świecie.

Minęły zaledwie dwa miesiące. Dziś Lwów jest innym miastem. Miejsce turystów zajęli uciekinierzy z terenów objętych wojną. Nie słychać skrzypienia przepełnionych tramwajów i nawoływań przekupek, tylko bombowe alarmy i warkot samolotów. Aromat kawy zastąpił zapach koktajli Mołotowa przygotowywanych w piwnicach i garażach. Ludzie posmutnieli, a najczęściej powtarzanym przez nich słowem jest „wojna”. Na szczęście nie ma jej tu jeszcze, ale złowrogie pomruki słychać.

- Kilka razy na dobę rozlega się alarm i schodzimy do schronów – opowiada Irena Stolarczuk. - Dzięki Bogu nie byliśmy jeszcze bombardowani, ale obawy, że może to nastąpić, są bardzo duże.

Funkcję schronów pełnią przede wszystkim domowe piwnice. Ludzie urządzili w nich zastępcze mieszkania – wyposażyli w łóżka, materace, pościel i najpotrzebniejsze rzeczy codziennego użytku.

- Kiedy wyje alarm, nie ma czasu nic zabierać, trzeba uciekać – relacjonuje Wiktoria Tritko. - U nas pierwszy do ucieczki ustawia się rozdygotany pies, później dzieci. To szaleństwo trwa zaledwie tydzień, a my już jesteśmy u kresu wytrzymałości.

W niektórych budynkach piwnic nie ma, w niektórych nie nadają się do użytku. Czasem alarm złapie kogoś na mieście – ratunku trzeba szukać w najbliższej bramie i liczyć na to, że przed następnym wyciem syren uda się wrócić do domu.
Wiele zakładów pracy zawiesiło działalność – ludzie poszli na front sporo tych, którzy zostali, służy w miejscowej obronie terytorialnej albo ochotniczo pracuje w punktach pomocy uciekinierom.

Władze informują, że w obwodzie lwowskim oficjalnie jest 40 tysięcy uchodźców wewnętrznych (dane z 1 marca), zaś nieoficjalnie z kilka razy więcej.

Centrum pomocy ewakuowanym znajduje się w Arenie Lwów, wybudowanej specjalnie na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, których Polska i Ukraina były gospodarzami zaledwie przed 10 laty.

W sklepach zaczyna brakować towarów, bywa, że półki świecą pustkami.

- Na razie pieczywo dostarczane jest każdego dnia, ale trudno kupić kaszę gryczaną, ryż czy mąkę – informuje Irena Stolarczuk. - Do towarów deficytowych należy też papier toaletowy, który pierwszy znika ze sklepów przy każdym kryzysie.

Od 22.00 do 6.00 we Lwowie obowiązuje godzina policyjna. Na rogatkach miasta zbudowano blokposty - mury z worków z piaskiem i betonowych bloków. Strzeże ich gwardia narodowa i kontroluje wszystkich wjeżdżających i wyjeżdżających.

- Zdarzyło mi się rozwozić parafian do domu już po dziesiątej wieczorem i zostałem wylegitymowany przez wojskowy patrol – relacjonuje ksiądz Grzegorz Draus, proboszcz parafii św. Jana Pawła II we Lwowie-Sokolnikach. - Najlepszą przepustką w tym przypadku okazał się polski dowód osobisty. Z ukraińskim mogliby mnie zatrzymać i zaciągnąć do wojska. Nie tylko mi się „upiekło”, ale przeżyłem w trakcie tej nocnej kontroli bardzo wzruszającą chwilę. Żołnierz zaczął cytować słowa polskiego hymnu: „Jeszcze Polska nie zginęła” i dziękować mi, jako Polakowi za to, co nasz naród robi w tych trudnych chwilach dla Ukrainy.

Ksiądz Grzegorz Draus przyzwyczaił się już do „akcji specjalnych” - razem z wikarym Łukaszem Leśniakiem posługuje w więzieniach i szpitalach psychiatrycznych, był pierwszym duchownym w Europie, który odwiedzał chorych na oddziałach covidowych, a teraz pomaga uchodźcom. Szeroko otworzył drzwi dla wojennych uciekinierów, w czym pomagają mu parafianie. W Centrum Ekumenicznym zgnębieni wojną ludzie mogą odpocząć, umyć się i najeść, nim ruszą w dalszą drogę.

- Ostatnio „zgarnąłem” z lwowskiego dworca ponad trzydzieścioro Afgańczyków z Kijowa – opowiada ksiądz Grzegorz. - Rodziny z dziećmi, kilku biznesmenów, kilku studentów. Zostawili swoje biznesy, domy, majątki, by ratować życie. Pewnie ruszą dalej, kiedy nabiorą sił.

Ale nie wszyscy decydują się na ucieczkę.

- Kilka razy poważnie zastanawiałam się nad ewakuacją, jednak po konsultacji z dziećmi odrzuciłam tę myśl – mówi Katarzyna Łoza. - We Lwowie jesteśmy u siebie, razem, w oczekiwaniu na to, co przyniesie przyszłość. Ale w razie czego plecaki czekają spakowane.

Ksiądz Grzegorz Draus deklaruje, że zostaje we Lwowie tak długo, jak to będzie możliwe.

- Jestem tu, by służyć ludziom, nie zamierzam dezerterować – wyjaśnia. – Kto, jeśli nie ja?

Irena Stolarczuk też jeszcze nie myśli o wyjeździe.

- We Lwowie mieszkam od urodzenia i nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu – tłumaczy. - Wierzę, że prawdziwa wojna do nas nie dotrze, że skończy się na pomrukach.

Złudzeń nie ma natomiast Teresa Wilczyńska – zapisała się na listę osób, które będą ewakuowane przez konsulat.

- Mam 88 lat i przeżyłam już jedną wojnę we Lwowie - opowiada pani Teresa. - Pięć razy Pan Bóg uchronił mnie wówczas przed śmiercią. Pamiętam głód, huk bomb, ruiny, strach. Nie chcę przeżywać tego jeszcze raz.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska