W nocy z 1 na 2 lipca 1945 roku ważną wówczas trasą kolejową z Koźla do Nysy jechał pociąg pełen przesiedleńców ze Wschodu. Całe rodziny z dziećmi, z dobytkiem, inwentarzem zwierzęcym.
Tuż za stacją Polski Świętów rozpędzony skład zderzył się z sunącą z przeciwka lokomotywą. Uderzenie było tak silne, że dwa wagony wyleciały w powietrze. Ciężko rannych zostało wiele osób. Osiem śmiertelnych ofiar katastrofy rodziny pochowały obok siebie na cmentarzu w Polskim Świętowie.
- Już jako dzieci jeździłyśmy tam zawsze z mamą i tatą porządkować grób naszej babci Marii Trytko - opowiadają emerytowanie mieszkanki Nysy. - Znałyśmy tę historię tylko z opowieści rodziców.
W 2012 roku obie panie postanowiły upamiętnić tamtą tragedię. Część grobów już bowiem popadła w ruinę.
Nysanki zaczęły jednak od śledztwa w sprawie katastrofy. - Napisałyśmy do Instytutu Pamięci Narodowej, do PKP, a także do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - opowiada Maria Wojciechowska.
- Wszyscy odpisali nam, że nie ma żadnych informacji, żadnych dokumentów o takim wypadku. Żadnych zapisków o pogrzebach nie ma też w księdze parafialnej wsi. Od rodziców wiemy, że nikt nie prowadził żadnego śledztwa.
Śladów katastrofy z lipca 1945 nie ma również w archiwalnych raportach starosty nyskiego czy burmistrza Głuchołaz.
Po latach można tylko spekulować, czy do wypadku doszło przez czyjeś zaniedbanie czy to był sabotaż. Nysankom udało się natomiast dotrzeć do rodzin wszystkich poległych.
Z ich inicjatywy kilkanaście osób oraz starostwo nyskie i Towarzystwo Przyjaciół Lwowa złożyły się na pomnik ofiar wypadku na torach, który stanął przy uporządkowanych grobach.
W ubiegłą niedzielę odsłonięto go uroczyście z licznym udziałem mieszkańców wsi i rodzin ofiar.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?