Działeczka to skarb

Redakcja
Halina z Krapkowic mówi, że ma swój sposób na biedę. Potrafi ją oswajać, tak, żeby była bardziej znośna. Choć, jak sama mówi, jej sytuacja jest teraz prawie doskonała.

- Kiedy synowie po maturze zaczęli na siebie zarabiać, z najmłodszą córką mam prawie 1400 złotych miesięcznie - mówi Halina.[/b]

Jeszcze niedawno, gdy do stołu zasiadało jej troje dzieci, tygodniowo mogła wydać 90 złotych. Radziła sobie. Kiedy zdarzało jej się nie mieć w portfelu nawet złotówki, zawsze pomagały jej koleżanki. - Nie biadoliłam, nie obnosiłam się ze swoją biedą, ale one wiedziały swoje, więc mi wciskały po kilkadziesiąt złotych - opowiada Halina. - Bo bieda w takim miasteczku jak Krapkowice jest widoczna. Tutaj większość wszystko przelicza na euro, bo wielu pracuje na Zachodzie.

Halina nie lubi robić zakupów w hipermarkecie. U wszystkich żywność wylewa się z koszyków, a u niej, tak jak ostatnio, tylko dwa kilogramy mąki. - Upiekłam z niej na święta dwa ciasta - mówi. - Było skromnie, ale jak zawsze uroczyście. W przeszłości zawsze miałam problem z kartkami świątecznymi, bo to był zbyt duży wydatek. Z trudem stać mnie było na znaczki, więc kartki ręcznie rysowały i malowały moje dzieci.

W tym roku po raz pierwszy je kupiła, to znak, że wiedzie się jej lepiej. Ale czasu ma mniej, bo w ubiegłym tygodniu wzięła dodatkowe sprzątanie.

- Nauczyłam się korzystać z tego, co mam, czyli 5-arowej działki - opowiada Halina. - Kiszoną kapustę mam przez cały rok, do tego wystarczy dwadzieścia deko pieczarek, mąka i już są łazanki albo pierogi. W niedzielę zawsze rosół, wystarczy kupić szkielet kurczaka, ze swoim makaronem, bo taniej wychodzi. A na drugie spaghetti, sos zrobiony z przecieru z działkowych pomidorów. No i babka przy niedzielnym obiedzie musi być upieczona. W tydzień za sto złotych można spokojnie przeżyć...

Braki pobudzają wyobraźnię, wyzwalają talenty kulinarne. Słonina nie jest droga, a smalec z przyprawami, jaki robi tylko Halina - palce lizać! Także chleb smakuje inaczej, kiedy jest kupowany za ostatnie złotówki. - Nikt nie uwierzy, ale tak jest naprawdę - przekonuje pani Halina. - Mniej smakuje, kiedy są różne dodatki, kiedy przestaje być podstawą wyżywienia.

Pomaga jej także to, że przy całym życiowym pechu zawsze spotykała fantastycznych ludzi. Wiedziała, że w razie czego może na nich liczyć, a to pomagało jej przetrwać najtrudniejsze chwile. - Kiedy w przeszłości szłam do przychodni z dzieckiem, pani doktor mnie pytała wprost, czy mam na leki - opowiada Halina. - A potem nawet poleciła mnie swoim koleżankom, u których sprzątałam mieszkania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska