- Dzwonię od 15 lat - opowiada Piotr Czaja. - I tylko raz zdarzyło mi się zaspać...
Dzwon przydrożnej kapliczki odzywa się codziennie o 6 rano, dokładnie w południe i ostatni raz o 18.00. Dzwoni też przez 10 minut, aby oznajmić ludziom śmierć sąsiada. Wiejska kapliczka stoi na ojcowiźnie Czai i dlatego od trzech pokoleń jego rodzina opiekuje się nią i uderza w dzwon.
Teraz jest znacznie łatwiej, bo od pięciu lat uruchamia go automat. - Ale na śmierć dzwonię sam - podkreśla pan Piotr. - A to dzwonienie wcale takie proste nie jest. To trzeba umieć. Odpowiednio pociągnąć za sznurek, przytrzymać i zrobić ruch ręką, żeby dźwięk wyciągnąć.
Tej sztuki nauczył Piotra wujek Franciszek Kurka - jego poprzednik. Do dziś pamiętają go w Gąsiorowicach. Kurka nigdy się nie spóźniał. - Rzucał robotę w polu, żeby zadzwonić o 12.00 - wspomina Gerard Zyzik. - Ludzie według dzwonu śmiało mogli regulować zegarki.
Pan Piotr jeszcze nie doczekał się potomstwa, więc na razie nie ma kogo przyuczać do tego zajęcia. A ludzie już się przyzwyczaili, że "na śmierć" dzwon dzwoni. - Trudno sobie wyobrazić, że tego we wsi zabraknie - przyznaje Czaja.
Trudno też sobie wyobrazić, że nie będzie nikogo, kto zadba o uroczą kapliczkę. Mieszkańcy są do niej bardzo przywiązani.
Zbudowano ją w XVII wieku, jako wotum dla św. Sebastiana - teraz patrona wioski. Legenda głosi, że kiedy w okolicy szalała zaraza, to ludzie modlili się do tego świętego o jej powstrzymanie. I faktycznie zaraza minęła, a wdzięczni mieszkańcy postawili kapliczkę. Teraz obok obrazu Matki Boskiej jest tam też obraz św. Sebastiana. I co roku 20 stycznia idą z procesją spod kaplicy do kościoła parafialnego w Jemielnicy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?