Francja - kraj dla smakoszy

Fot. Archiwum prywatne
Fot. Archiwum prywatne
Francuzi dzielą swój kraj na Paryż i prowincję, a najsłynniejsza prowincja to Prowansja. Pełno tu lawendowych pól, knajp z doskonałym jedzeniem, śladów po wielkich artystach.

Przykładowe ceny

Przykładowe ceny

Nocleg: w hotelach sieciowych 32-34 euro/ pokój 2-os.; w stylowym hoteliku 50 euro/2-os.
Wino 0,7 l: tańsze - 6-7 euro, droższe - 30 euro.
Bagietka z kawałkiem grillowanego mięsa lub z serem - 6 euro.
Naleśnik - 3-4 euro.
Napój 0,33 l (np. cola) w restauracji - 2,5-3 euro. Kawa - 1-2 euro.
Wejściówki do muzeów - 4-5 euro.
Paliwo - diesel - ok. 1 euro/ litr.
Obiad (przystawki + danie główne) - ok. 20 euro.
Wołowina w winie - 12-15 euro.
Małże w białym winie z ziołami - 16 euro.
Zupa rybna - 12 euro.
Deser - 5 euro.

Najpierw informacja, może mało apetyczna - o tu van Gogh obciął sobie ucho. Uczynił to w Arles, gdzie tworzył i mieszkał ze swoim przyjacielem Paulem Gauguinem, kolejnym wybitnym malarzem.

- Artyści bardzo sobie upodobali te okolice, choćby ze względu na trochę nierzeczywisty krajobraz, który się tu roztacza - mówi Tomasz Borychowski, opolanin, który południową Francję zwiedza od lat. - Prowansja cały czas wygląda na lekko zamgloną, przez co widoki są jakby rozmyte. Takiego wrażenia nie ma nigdzie indziej na świecie.

- To fantastyczne miejsce na odpoczynek dla tych, którzy na wakacjach kierują się nie tylko zmysłem wzroku, ale i smaku - podpowiada podróżnik z Opola. - Do torby obok tradycyjnego przewodnika warto wrzucić ten czerwony Michelina, w którym opisane są hotele i restauracje.

Samochodowa trasa z Polski w tamte rejony wiedzie przez Lyon. - Jedną z jego największych atrakcji są "traboules", labirynt wąskich, zadaszonych uliczek, które wyglądają jak korytarze - mówi Tomasz Borychowski. - To pozostałość po tkaczach, którzy swego czasu byli tam główną grupą zawodową. Tkaniny z Lyonu były tak znane, że po barwne pasy do szat przyjeżdżali nawet polscy szlachcice. A dachy nad uliczkami zbudowano wieki temu po to, by chronić przed deszczem przenoszone z miejsca w miejsce świeżo pofarbowane przez rzemieślników bele materiału.

Lyon to drugie co do wielkości miasto Francji. Świadomość bycia "prowincją" podobno mocno ciąży jego mieszkańcom. Za to przez wielu to właśnie on uważany jest za kulinarną stolicę kraju. Sami Francuzi polecają tam choćby bar o nazwie Giraudet, gdzie serwuje się quenelles - kluseczki robione z kurczaka, ryby czy raków oraz zupę z kasztanów, albo wykwintną (i drogą!) restaurację Villa Florentine słynącą z ryb, w której można też zjeść mus ze smardzów w skorupce jajka…

Bogactwem Prowansji jest kuchnia. Warto zaglądać do lokalnych restauracyjek.
(fot. Fot. Archiwum prywatne)

Królik opodal rzymskiego teatru
- Za to w Orange, następnym na trasie mieście prowadzącym na głęboką Prowansję, warto się zatrzymać na przykład na królika w ziołach - podpowiada Tomasz Borychowski. - To w ogóle - obok jagnięciny i wołowiny - jedna z kulinarnych specjalności Francji.

Orange to również niemała atrakcja turystyczna. Niemal w idealnym stanie przetrwały tu dwa stare rzymskie zabytki - łuk triumfalny postawiony w latach 26-21 p.n.e. na chwałę Juliusza Cezara, który zwyciężył nad Galami oraz mieszczący 10 tys. widzów teatr zbudowany najprawdopodobniej za czasów cesarza Augusta (27-14 rok naszej ery). Tylna ściana teatru mierzy prawie 37 m wysokości i 103 długości.

- Ząb czasu właściwie w ogóle jej nie nadgryzł - opowiada globtroter z Opola. - Odpoczynek na rozgrzanych słońcem stopniach budowli to prawdziwa podróż w czasie. Wystawiane są tam również spektakle.

Miętowy syrop i wołowina
Fani teatru, zwłaszcza tego ulicznego, z pewnością powinni zajrzeć do Avignon. Tam przez cały lipiec odbywa się festiwal, na który zjeżdżają artyści z całego świata.

- W ciągu dnia wychodzą na ulice w przebraniach z wystawianych przez siebie sztuk i namawiają, by wieczorem na nie przyjść - opowiada opolanin. - Przedstawienia odbywają się niemal w całym mieście na świeżym powietrzu.

Jedyny minus tej imprezy jest taki, że praktycznie nie ma szans na znalezienie w lipcu noclegu w całym Avignonie.

Dziś miasto jest francuską stolicą sztuki teatralnej, przed wiekami - jedna ze stolic świata katolickiego. Od 1309 roku Avignon był bowiem miejscem pobytu papieży, a na przełomie XIV i XV w. rezydowali tu antypapieże, czyli głowy Kościoła wybierane przy okazji wielkich sporów toczących papiestwo. Pozostałością tamtych czasów jest m.in. górujący nad miastem XIV-wieczny pałac papieski.

- Kto chce się dobrze przyjrzeć z zewnątrz okazałej budowli, może usiąść naprzeciwko niej, po drugiej stronie wielkiego placu, i odpocząć przy menthe a l'eau, czyli miętowym francuskim syropie, który rozcieńcza się wodą - opowiada Tomasz Borychowski. - Nic tak dobrze jak on nie orzeźwia w upalne dni.

A kiedy przyjdzie czas na coś konkretniejszego, koniecznie trzeba spróbować specjalności niewielkiej knajpki Cynthia, prowadzonej prze Bernadettę - wołowiny w winie.

- Jadąc większą grupą, warto zadzwonić tam dzień, dwa wcześniej - radzi pan Tomek. - Mięso maceruje się w specjalnej zalewie z tamtejszym winem przez dwa dni i dobrze zadbać, by była go odpowiednia ilość. To z pewnością jedno z lepszych dań, które jadłem we Francji. Zwłaszcza gdy zapija się je winem z okolicznych winnic…

Różowe wina i śmierdzące sery
A tych w Prowansji nie brakuje. Tradycja ich wyrobu sięga na tym terenie podobno kilku tysięcy lat wstecz.

- Dolina Rodanu za Lyonem jest jak delikatesy z ich najlepszymi gatunkami - zapewnia opolanin. - Co kilka kilometrów jest wjazd do kolejnej winnicy, co kilkadziesiąt - zmieniają się winiarskie regiony, a z nimi szczepy i gatunki.

Najpopularniejsze są bodaj gatunki produkowanych tam win różowych i oczywiście klasyczne czerwone. Ciekawostką natomiast jest to, że pod winnymi krzewami - zamiast ziemi - leżą ciemne, obłe kamienie - otoczaki ze starego koryta rzeki Rodan. - W ciągu dnia nagrzewają się w słońcu, a w nocy oddają ciepło, dodatkowo wspomagając w ten sposób dojrzewanie winogron - opowiada pan Tomasz. - Dzięki temu smak wytwarzanych z nich win jest tak niezwykły i niepowtarzalny.

A do win najlepsze są sery, które we Francji podaje się przed albo po posiłkach. - Francuzi chwalą się, że mają tyle gatunków tego smakołyku, ile jest dni w roku - opowiada Tomasz Borychowski. - Zamawiając któryś z nich, nie wolno się bać intensywnego zapachu. Zasada jest taka, że im bardziej śmierdzący jest ser, tym lepiej komponuje się w winami - śmieje się opolanin. I dodaje: - Smakoszom radzę, by do Polski przewozić tylko te zamknięte w niewielkich, drewnianych opakowaniach. Sery kupowane na wagę, a więc po prostu zawijane, nie dadzą o sobie zapomnieć przez całą drogę… Bez względu na ilość woreczków, w które je zapakujemy.

W kolorach lila i żółci
Ale Prowansja to przede wszystkim pola lawendy. W rzeczywistości wyglądają jeszcze lepiej niż na widokówkach, a wrażenie potęguje unoszący się wszędzie kojący zapach roślin.

- Najpiękniejsze pola lawendowe są w okolicach miasteczka Apt czy Sault - mówi Tomasz Borychowski. - By tam dotrzeć, trzeba nieco zboczyć z głównych szlaków. Warto, bo krajobraz prawdziwej prowincji jest bardzo malowniczy.

Lawendowe gadżety - kosmetyki, olejki, pachnące poduszki, suszone bukieciki z liliowych kwiatów czy perfumy to - obok mieszanki ziół prowansalskich - najpopularniejsze pamiątki z tego regionu.

- Z tym, że nie wszystko, co wygląda jak lawenda, nią jest - zastrzega opolanin. - Bardzo częstym jej zamiennikiem jest mniej szlachetna, ale łatwiejsza do przetwarzania lawandula. Laik w zasadzie ich nie odróżni.

Prowansja to jednak nie tylko kolor liliowy. Na deser warto sobie zostawić mniej znaną, a z pewnością wartą uwagi atrakcję tego regionu - Roussillon. To miejscowość, w pobliżu której znajdują się eksploatowane przez wieki złoża ochry. Dziś już nieczynne, przeznaczone do zwiedzania wąwozy wydrążone w dających charakterystyczny żółty barwnik skałach, tworzą bardzo fotogeniczne formacje.

- Dodatkową atrakcją jest samo miasteczko. Wszystkie znajdujące się tam budowle pokryte są ochrą. Jeśli ktoś stawia dziś nowy dom, też ma obowiązek tak go zabarwić - opowiada globtroter z Opola.
Na deser we francuskiej oberży czy restauracji z kolei najlepiej zamówić nie mający sobie równych nigdzie indziej w Europie dżem gruszkowy albo "iles flottantes".

- To deser z białka ubitego z cukrem na delikatną piankę - opisuje Tomasz Borychowski. - Jest w nim też masa budyniowa i karmel. Palce lizać!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska