Zabójstwo kilka dni temu 12-letniej uczennicy wstrząsnęło Francją i podsyca prawicowy gniew wobec prezydenta kraju.
Okazało się, że podejrzana o zabójstwo Loli Algierka dostała nakaz opuszczenia kraju, co podsyca oskarżenia, że częściowo winna była polityka imigracyjna Emmanuela Macrona.
Posiniaczone ciało dziewczyny zostało znalezione na dziedzińcu jej bloku mieszkalnego w północno-wschodnim Paryżu. Sekcja zwłok wykazała, że Lola zmarła z powodu uduszenia, ale jej ciało miało skaleczenia na twarzy i szyi.
Szok związany z zabójstwem szybko doprowadził do oskarżeń politycznych przeciwko Macronowi po tym, jak władze zidentyfikowały głównego podejrzanego, 24-letnią Algierkę. Kobieta przebywała we Francji nielegalnie przez ostatnie trzy lata. To, że w sierpniu nakazano jej opuścić kraj, zwróciło uwagę na powolny proces deportacji we Francji.
Macron spotkał się we wtorek z rodzicami dziewczynki, aby wyrazić kondolencje, a w środę otworzył posiedzenie gabinetu, „honorując jej pamięć”, co jest oznaką tego, jak szybko zabójstwo przekształciło się w powód do niepokoju narodowego.
- Podobnie jak wy wszyscy, jesteśmy głęboko poruszeni – powiedział w środę rzecznik rządu Olivier Véran, dodając, że podobnie jak rodzice Loli "chcemy odpowiedzi, chcemy ukarać z stanowczością wymaganą przez popełnione okrucieństwa”.
Reakcja prawicowa spotęgowała presję na Macrona, który już stoi w obliczu strajków w rafineriach ropy naftowej, protestujących w związku ze zwiększonymi kosztami życia – w tym rosnącymi cenami chleba – i utrzymującym się sprzeciwem w parlamencie, gdzie jego rząd bez głosowania uchwala ustawę budżetową.
TD