Hodowcy gołębi niszczą boisko w Wilkowie?

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
- Na takiej rozjeżdżonej murawie trudno grać - mówi piłkarz Łukasz Smolar (z prawej). - Ale nie zamierzamy wyganiać hodowców - chcemy to załatwić polubownie.
- Na takiej rozjeżdżonej murawie trudno grać - mówi piłkarz Łukasz Smolar (z prawej). - Ale nie zamierzamy wyganiać hodowców - chcemy to załatwić polubownie. fot. Jarosław Staśkiewicz
- Autami dziurawią nam murawę! - mówią o hodowcach piłkarze LZS-u. Szef związku hodowców problemu nie widzi, podobnie jak wójt gminy - jego brat.

Kilkunastu młodych piłkarzy LZS Wilków i kilku starszych sympatyków drużyny z trudem hamuje emocje.

- Popatrz pan na tę murawę! Tutaj można sobie nogę złamać. Związek ledwo nam zweryfikował boisko, a drużyny przeciwne i sędziowie co rusz narzekają na dziury i nierówności - mówią jeden przez drugiego, pokazując na trawę.

Faktycznie - przy szatniach teren się zapadł, a trawa jest mocno przerzedzona. Z drugiej strony boiska przy linii bocznej dziura w ziemi grozi kontuzją. A na trawie widać ślady po kołach auta.

- W każdą sobotę przyjeżda tu ciężarówka po gołębie - mówi Stanisław Gąsior, prezes LZS-u, który trzy lata temu z pomocą entuzjastów futbolu doprowadził do reaktywacji drużyny. - Jak trafi na deszcz, to auta robią koleiny i od nowa musimy naprawiać murawę. Szkoda tej pracy, bo chłopcy wszystko robią sami: koszą, nawożą i malują linie. Ich praca idzie na marne.
Piłkarze i hodowcy nie tylko dzielą boisko, ale i mały budynek, gdzie są szatnie.

Opinia

Opinia

Zygmunt Szulakowski, wójt Wilkowa:
- Poszli z tym do prasy?! Jestem zdziwiony. Byłem na tym boisku i nie widziałem żadnych śladów zniszczeń. Zresztą to nie jest I liga, tylko klasa B! Hodowcy dbają o budynek szatni już od dwudziestu lat i dzięki nim nie popadł w ruinę. Ale gdybym tylko miał dla nich jakiś inny kąt, to zaraz zaproponowałbym im przeprowadzkę. Na razie muszą jakoś ze sobą żyć. Obiecuję jednak, że zrobię spotkanie obu stron. Może jak nawzajem wyleją żale, to jakoś dojdą do porozumienia? Tak się nieszczęśliwie składa, że szef hodowców to mój brat, ale to nie ma nic do rzeczy.

- Odkąd powstał LZS, są kibice, ludzie mają gdzie przyjść w niedzielę, jest jakieś zajęcie dla młodych chłopców z gminy. A hodowcy po prostu tego nie szanują - dodaje Tomasz Solecki. - Jak prezes zwrócił im uwagę, to jeszcze mu się dostało.

- Oni są do nas chyba uprzedzeni - przecież jeden samochód wjeżdżający raz w tygodniu nie robi tu żadnych szkód - zapewnia Ryszard Szulakowski, szef wilkowskiego koła hodowców gołębi. - Jak strażacy mają swoje ćwiczenia, to wjeżdżają nie takimi autami!

Przez dwa lata i sportowcy, i hodowcy nie mieli powodów do zatargu, bo auto po gołębie wjeżdżało przez sąsiednią działkę. Teraz jest ona zagrodzona przez prywatnego właściciela.

- Trudno, musimy którędyś podjeżdżać po gołębie - dodaje Szulakowski. - W tym roku auto wjedzie jeszcze tylko dwa razy, ale po takich wizytach nie ma nawet śladów - przekonuje szef hodowców.

Piłkarze są innego zdania. Żalą się, że wójt staje po stronie gołębiarzy, bo jego brat jest szefem związku.
- Nie chcemy nikogo wyganiać, chcemy się tylko dogadać i załatwić to polubownie - podkreśla piłkarz Łukasz Smolar.

- Tyle lat w Wilkowie nie było piłki i szkoda byłoby zmarnować zapał młodzieży - dodaje wierny kibic Józef Wilczek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska