Idę swoją ścieżką

Redakcja
Z Anitą Lipnicką rozmawia Małgorzata Kroczyńska

Telewizja to jeden wielki klan, można by napisać książkę o tym, jak tam ręka rękę myje, o tym, że szefowa programu II - wszyscy wiemy, o kim mowa - rozdaje karty wśród swoich kolegów i znajomych, młodych nie dopuszcza. Ona po prostu lubi "Ich Troje" i Krawczyka i tylko to lansuje w swojej TV, nic więcej.

- Znów pokazała się pani na wybiegu. Z sentymentu do dawnych czasów?
- To był incydent. I nie chodziło o ubrania, tylko o włosy, bo wzięłam udział w pokazie fryzur. Jeśli miałabym jeszcze takie propozycje, to chętnie je przyjmę, bo już nie występuję jako modelka, ale jako ja - Anita Lipnicka. Jest to zupełnie innego rodzaju frajda niż w momencie, gdy jest się wyłącznie wieszakiem dla ubrań. Kiedy byłam nastolatką, pracowałam jako modelka, ale to był dla mnie tylko sposób na zarobek, nigdy nie wiązałam z tym żadnej przyszłości.
- A występy w telewizyjnym programie "MOC" to efekt fascynacji motoryzacją?
- Ten program został już zdjęty z anteny, a trafiłam do niego całkiem przypadkowo. Pomysł był taki, żeby w każdej kolejnej edycji zapraszać inną znaną osobę, żeby partnerowała w teście samochodu, ale jakoś tak się złożyło, że od pierwszego programu bardzo polubiłam ekipę, świetnie się dogadywaliśmy i zostałam. Choć tak naprawdę z motoryzacją niewiele mam wspólnego, poza tym, że sama jestem kierowcą. Własny samochód mam dopiero od trzech lat.
- To jakaś superszybka maszyna?
- Nie, zwykły nissan micra, chociaż po pracy w tym telewizyjnym magazynie jestem w stanie jeździć wszystkimi samochodami. Kręcą mnie duże prędkości, ale bardzo mnie nie kręcą polskie drogi, a jedno drugie wyklucza. Szybko jeżdżę tylko na jedynym w Polsce odcinku autostrady albo na drodze szybkiego ruchu między Piotrkowem a Warszawą.
- Te występy na wybiegach, testowanie samochodów to nie jest taka odskocznia od show-biznesu? Artyści dzisiaj narzekają, że nie jest lekko, że zamiast realizować swoje ambicje, muszą schlebiać gustom publiczności, żeby się sprzedać.
- Ja takich dylematów nie mam i nigdy ich nie miałam. Miałam za to szczęście, że to, co tworzyłam, a pisałam i piszę piosenki o sobie samej, zawsze się podobało. Owszem, w tej chwili jest ciężko. Płyty kiepsko się sprzedają, nikt nie ma pieniędzy. Wszystkie firmy fonograficzne są bardzo zachowawcze. Nie chcą promować młodych, którzy nie mają jeszcze nazwiska. Mam jednak nadzieję, że niedługo to się zmieni, i w Polsce będzie na topie nie tylko "Ich Troje".
- Krytycy ich tępią, ale ludzie kochają.
- Tak, chociaż oni nie schlebiają gustom publiczności, oni tacy są. Choć nie lubię tej muzyki, bronię ich, bo myślę, że oni naprawdę są kiczowaci, prości w tym, co robią, nieskomplikowani. Ale młodzież - licealiści, gimnazjaliści - mają już inny gust, inne wymagania. I za chwilę zaczną powstawać niezależne małe firmy fonograficzne, które będą wydawać polską muzykę, promować zdolnych, a nieznanych jeszcze wykonawców.
- Na razie zdecydowanie lepiej niż młodzi mają się starzy wyjadacze, estradowe dinozaury. Wśród tegorocznych nominacji do Fryderyków jest "Ich Troje", ale są także Niemen, Krawczyk, Rynkowski, średnia wieku grubo powyżej czterdziestki. I tu już nie można mówić o gustach publiczności, bo do Fryderyków nominuje branża.
- Bo wie pani, jak to jest? Telewizja to jeden wielki klan, można by napisać książkę o tym, jak tam ręka rękę myje, o tym, że szefowa programu II - wszyscy wiemy, o kim mowa - rozdaje karty wśród swoich kolegów i znajomych, młodych nie dopuszcza. Ona po prostu lubi "Ich Troje" i Krawczyka i tylko to lansuje w swojej TV, nic więcej. Zobaczymy, co się będzie znowu działo w Opolu i w Sopocie. Na te festiwale już nie można patrzeć. Wszystko zależy od prywatnego gustu osoby, która decyduje o tym, kto tam wystąpi. Dlatego jest tak beznadziejnie.
- I jak w tej beznadziei się odnaleźć?
- Ja postanowiłam przeczekać. Dawno jestem poza takim etapem, że coś muszę zrobić. Nic nie muszę. Jedyne, o czym powinnam myśleć, to jestem ja sama, moje zdrowie psychiczne i fizyczne.
- No, ale przecież z czegoś trzeba żyć.
- Mam oszczędności, przeżyję jeszcze parę miesięcy. Chciałabym oczywiście wydać kolejną płytę, już szóstą, ale chcę wyjść z czymś nowym, a znalezienie nowej drogi nie odbywa się z piątku na sobotę. Próbuję pracować z różnymi ludźmi, szukać nowej muzyki. Płytę nagram, kiedy będę gotowa. Nie wyobrażam sobie życia bez śpiewania, bo to jest to, co mi w duszy gra. I nie zrezygnuję. Publiczność będę miała, wierzę w to głęboko, choć wydaje mi się, że apogeum w swojej karierze już przeżyłam, kiedy byłam w Varius Manx, a teraz idę swoją ścieżką, którą sobie wydeptałam.
- Wróćmy jeszcze do mediów. "Oddałam głos na muzykę w RMF FM" - ta akcja komercyjnego radia spowodowała, że konkurenci, łącznie z radiem publicznym, ogłosili bojkot artystów, którzy wzięli w niej udział. Więc także pani, Edyty Górniak i Kory Jackowskiej...
- I to mnie bardzo rozśmieszyło, dlatego że gdyby nam inne radio zaproponowało to samo, też byśmy się zgodzili. Bo widzimy w tym swój interes. Te billboardy, reklamy... Nie robiliśmy tego za nic, ale za patronat nad nową płytą. Każdemu artyście zależy, żeby mieć patrona medialnego. Jest to handel wymienny po prostu.
- Mieszkanie w Warszawie, samochód, dwa koty... To już jest mała stabilizacja, spełnienie marzeń?
- Mam mieszkanie trzypokojowe, przy bardzo ruchliwej ulicy, niestety, więc na pewno je wcześniej czy później sprzedam. To nie jest docelowe, ale kupiłam je parę lat temu, kiedy bardzo chciałam być niezależna i nie chciałam ani wynajmować, ani mieszkać z rodzicami, chciałam być u siebie. I mam ten swój świat, którego bardzo potrzebowałam. Chyba dopiero teraz zaczynam dorosłe życie.- Czy w show-biznesie, gdzie liczą się pieniądze i sława i nie ma sentymentów, możliwe są przyjaźnie?
- Szczerze mówiąc, moją najbliższą przyjaciółką jest moja wizażystka. Znamy się wiele lat, wszędzie razem jeździmy, razem się śmiejemy i płaczemy. Ale z dziewczynami z branży też mam dobre relacje, jak je widzę, lubię pogadać. Mam takie poczucie, że coś nas łączy, skoro zajmujemy się tym samym. Nie życzę żadnej śpiewającej dziewczynie nigdy źle. Pamiętam taką sytuację: byłam na wakacjach w Grecji, leżałam na plaży i nagle usłyszałam w radiu piosenkę Edyty Górniak. Naprawdę się wzruszyłam, że Polka dotarła na wyspy greckie. Ale jesteśmy wszystkie zapracowane, więc to są raczej dobre znajomości niż przyjaźnie.
- A nie jest tak, że gwiazdy lubią świecić wyłącznie własnym światłem?
- Jaka ze mnie gwiazda? Dzisiaj jadłam śniadanie w barze mlecznym, czy to są nawyki gwiazdy? Nie mam ich po prostu. Jak każdy człowiek czasami jestem zmęczona, nie mam ochoty na kontakty z ludźmi, są sytuacje, gdy bronię swojej prywatności. To nie wynika z tego, że jestem gwiazdą i mam takie fanaberie, tylko jest czysto ludzką potrzebą. A niektórym się wydaje, że woda sodowa mi do głowy uderza. W ubiegłym roku byłam na wakacjach w Międzyzdrojach. Tłumy na plaży, na ulicach, że nie można było przejść spokojnie, bez obijania się o czyjeś ramiona, torebki. I dostałam jakiejś zapaści nerwowej z tego powodu, że dosłownie co parę sekund ktoś przy mnie był i wymagał ode mnie uśmiechu, autografu, zdjęcia. Nie wytrzymałam tego napięcia. Musiałam uciec do hotelu. W takich sytuacjach potrafię być nieprzyjemna i powiedzieć: nie mam ochoty teraz z panem rozmawiać albo pozować do fotki. A ludzie tego nie rozumieją, mówią: co to za gwiazda, jaka niemiła! Nie czują, że kiedy na ulicy albo w sklepie wołają "ty, Lipnicka, odwróć się", to może być denerwujące, nieprzyjemne. Ale już wiem, że nie wszyscy muszą mnie lubić.
- Może czas zatrudnić ochroniarza, to dziś modne, nie tylko w pani branży.
- Nie mam ochroniarza, ale rozumiem, że czasami taka osoba może pomóc, zwłaszcza kiedy ma się do czynienia z ludźmi niezrównoważonymi. Mnie się to przydarzyło kilka razy. Ciężko jest ustalić te granice, do jakich można dać się zbliżyć fanom. Zwłaszcza w mailach ludziom wszelkie hamulce puszczają, bo czują się bezkarni, nie można ich wytropić. Zdarzają się wulgarne, brzydkie, przykre albo zbyt osobiste.
- Lubi pani siebie?
- Czasami tak, ale generalnie mam bardzo dużo zastrzeżeń, takich problemów związanych z moją osobowością, które przeszkadzają mi żyć. Nie umiem odmawiać i dlatego często ładuję się w jakieś sytuacje, które - z góry wiem - są bez sensu, są skazane na niepowodzenie. Mam intuicję, ale jej nie słucham, nie mam czegoś takiego, jak uprzedzenie do człowieka. Każdy nowo poznany ma u mnie ogromny kredyt zaufania. Wszystkich od razu lubię, buduję sobie relacje z ludźmi, którzy w ogóle nie są tego warci, bo chcą mnie wykorzystać, a mnie do głowy nie przychodzi, że ktoś może postępować z takim wyrachowaniem. Więc chyba moją główną wadą, której nienawidzę w sobie, jest taka dziecięca naiwność.
- Czy ta niedojrzałość odnosi się także do kontaktów damsko-męskich?
- Tak. Ciągle uderzam kulą w płot. Idealizuję partnerów. Spotykam kogoś i potem okazuje się, że więcej na jego temat wymyślam, niż jest naprawdę, dopowiadam sobie. Moje serce już kocha i próbuje ulepszyć wizerunek tego mężczyzny, idealizuje go, a potem przeżywam rozczarowanie.
- Dla wielu dziewczyn jest pani na pewno uosobieniem kobiety sukcesu, one też chciałby tak żyć, dlatego biegają na castingi, na różnych "Idoli" i "Drogi do gwiazd". Myślą, że to jest takie łatwe, proste, że wystarczy tylko dobrze wyglądać.
- To jest taka choroba naszych czasów, że ludzie potwierdzenia swojej wartości szukają na zewnątrz. Na przykład kwestia figury, ja mam takie szczęście, że przy 180 cm wzrostu ważę 57,5 kg. A mogę i lubię dobrze zjeść. To, że nie tyję, zawdzięczam dobrej przemianie materii, genom po moim tatusiu i stresom. Wszystkim młodym dziewczynom chciałabym tylko powiedzieć, żeby potwierdzenia swojej wartości szukały w sobie zapomniały o dietach cud, zaakceptowały siebie. Poza tym i grube, i brzydkie, i chude i piękne - w gruncie rzeczy wszystkie mamy podobne marzenia - nie chcemy być same, bo boimy się samotności, chcemy mieć w kimś oparcie, prawdziwą rodzinę, prawdziwych przyjaciół. To wszystko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska