Indochiny pełne kontrastów

Archiwum prywatne
Pałac w stolicy Kambodży, zbudowany w 1870 r. na życzenie króla Norodoma I. Jest od tamtej pory oficjalną rezydencją królów khmerskich. W skład zespołu wchodzi też Srebrna Pagoda, a jej nazwa wzięła się stąd, że podłoga budowli została wyłożona 5 tysiącami srebrnych płytek.
Pałac w stolicy Kambodży, zbudowany w 1870 r. na życzenie króla Norodoma I. Jest od tamtej pory oficjalną rezydencją królów khmerskich. W skład zespołu wchodzi też Srebrna Pagoda, a jej nazwa wzięła się stąd, że podłoga budowli została wyłożona 5 tysiącami srebrnych płytek. Archiwum prywatne
Złote posągi Buddy w Kambodży. Smażone tarantule na targu w Laosie. Rejs dżonką po zatoce Ha Long, nazywanej wietnamskim cudem natury. To zaledwie garstka wrażeń z podróży po Półwyspie Indochińskim.
Pólwysep Indochinski w obiektywie Wieslawy i Wladyslawa Bludzinów.

Podróż po Indochinach

Waluta i ceny

Waluta i ceny

W Kambodży obowiązującą walutą są riele
1 USD - 4.100 rieli
W Laosie obowiązującą walutą są kipy
1 USD - 8 tys. kipów
W Wietnamie obowiązującą walutą są dongi
1 USD - 19,5 tys. dongów

Kambodża

litr wody mineralnej - ok. 1 USD
lody - 0,75-3 USD
kapelusz słomkowy - 0,5 USD
wstęp do Pałacu Królewskiego - 5 USD, do świątyni Angkor (bilet na 1 dzień) 20 USD

Laos

ananas - 2 tys. kipów
litr wody mineralnej - 1500 kipów
chleb - 3 tys. kipów

Taką podróż odbyli Wiesława i Władysław Błudzinowie.

Z Warszawy opolscy lekarze polecieli najpierw do Londynu, stamtąd do Hong-Kongu aż w końcu wylądowali w Phnom Penh - stolicy Kambodży. - Gdy wjeżdża się do miasta - wspominają - po obu stronach drogi można ujrzeć malutkie chatki zbudowane nad rzeką.- Stoją na drewnianych palach zanurzonych w wodzie. Aż dziw bierze, jak to się wszystko trzyma i jak ci ludzie się w nich mieszczą. W Kambodży nie mają niczego, żyją w przeraźliwym ubóstwie. Mówiono nam, że jedna trzecia społeczeństwa musi się utrzymać za mniej niż dolara dziennie.

Po dziurawych ulicach Phnom Penh przemykają nieliczne samochody, poobtłukiwane, często bez świateł. - Ludzie poruszają się głównie na skuterach, jeżdżą nimi całe rodziny, bo jest to w miarę tani środek lokomocji - podkreśla pani Wiesława. - Większość z nich ma na twarzach maski z białych lub kolorowych tkanin, żeby choć w ten prosty sposób ochronić się przed spalinami.

- Kambodżę wyniszczyły wojny, które trwały prawie 30 lat - opowiada dalej Wiesława Błudzin. - Najbardziej tragiczne piętno na tym kraju wycisnął Pol Pot, lider Czerwonych Khmerów, którzy nazywali się tak, bo nosili czerwone krawaty. Aż trudno uwierzyć, że ten były nauczyciel, człowiek wykształcony w Paryżu, dokonał tak odrażającej zbrodni na swoim narodzie. Kazał wymordować 2 miliony ludzi, głównie elitę intelektualną tego kraju.

Będąc w Kambodży, trudno zapomnieć o jej ponurej przeszłości. Państwo Błudzinowie odwiedzili muzeum Tuol Sleng, nazywane też Muzeum Czerwonych Khmerów. Tak naprawdę było to miejsce kaźni, gdzie torturowano i zabijano ludzi w okrutny sposób. Pozostały tam jeszcze przyrządy do tortur i zdjęcia pomordowanych mężczyzn, kobiet, rodzin.

- Wisiały w tym muzeum obrazy namalowane przez więźniów i tego, co przedstawiały nie sposób zapomnieć - podkreślają opolanie. - Na jednym z nich oprawca podrzucał dziecko do góry i rozrywał, a na drugim - roztrzaskiwał niemowlęciu głowę o drzewo. Na ławce, przed muzeum, siedział starszy mężczyzna, który - tak przynajmniej o nim opowiadano - jako jeden z nielicznych przeżył Tuol Sleng.
Kambodża uchodzi za jedną z najciekawszych cywilizacji. Na szczęście zachowały się w niej wspaniałe budowle.

W Phnom Penh kusi turystów Pałac Królewski ze Srebrną Pagodą. Pałac, zbudowany w 1870 r., jest oficjalną rezydencją królów khmerskich. Natomiast pagoda, istne cudo, powstała w roku 1902. - Podłoga w tej budowli jest wyłożona pięcioma tysiącami srebrnych płytek, a każda z nich waży podobno 1 kilogram - opowiada Wiesława Błudzin. - Robi to niesamowite wrażenie. Stoi tam również 90-kilogramowy złoty posąg Buddy oraz figura króla Norodoma, inkrustowana 9584 diamentami.

Jak z filmu "Indiana Jones"

Za najwartościowszą wizytówkę Kambodży uchodzi kompleks kilkudziesięciu świątyń w Angkor, byłej stolicy Imperium Khmerów. Wznoszono je w okresie od IX do XV wieku - przez ponad 300 lat. W X wieku mieszkało tu milion ludzi. - Budowle są w różnym stanie - wspominają Błudzinowie. - Ale wszystkie robią niesamowite wrażenie. W niektórych schody prowadzą wprost do... nieba. Do innych wdarła się już roślinność z pobliskiej dżungli, egzotyczne drzewa wyrastają na ścianach świątyń. Chwilami można się poczuć, jak na przygodowym filmie.

Najbiedniejsi mieszkańcy Kambodży zarabiają na czym się da. Ustawiają np. przy swoich skuterach mini straganiki, na których sprzedają lody, napoje, ale głównie owoce. Dominują wśród nich: ananasy, rambutany - pyszne, czerwone, podobne do kasztanów oraz duriany - podłużne, z kolcami, przypominające żółte melony. - Nie dość, że strasznie śmierdzą i jest nawet zakaz wnoszenia ich do hoteli, zwłaszcza wyposażonych w klimatyzację, bo wtedy odór rozchodziłby się po budynku - mówi pani Wiesia - to na dodatek są paskudne w smaku. Przypominają przesmażoną, zmiksowaną cebulę. Ale choć raz trzeba duriana skosztować.

Na życie musi zapracować cała rodzina, nawet małe dzieci. - Kiedyś płynęliśmy rzeką, gdy pojawiła się obok nas łódź - to dalszy ciąg wrażeń. - Byli na niej kobieta,mężczyzna oraz może 2-letnia dziewczynka, która miała węża na szyi. Powtarzała w kółko "one dolar". Za taką opłatą można było zrobić jej zdjęcie albo samemu sfotografować się z gadem. To był szokujący widok.

W stolicy Kambodży są miejsca, gdzie - za 2 dolary - można zafundować sobie peeling stóp. Wkłada się do olbrzymiego akwarium nogi, a kolorowe rybki, które w nim pływają już się wszystkim zajmą, usuną stary naskórek. Chętny turysta dostaje też piwo gratis. - Skorzystałam - śmieje się pani Wiesia. - Ale łaskotało!

Można pogłaskać żywe tarantule

Kolejnym celem ich podróży był Laos. Liczy on ponad 6 mln mieszkańców, z czego 60 proc. stanowią wyznawcy buddyzmu. Ponad 30 proc. ludności to analfabeci. Więcej niż połowę powierzchni tego kraju pokrywają lasy. Przyroda jest dzika, przepiękna. Wielu turystów nazywa Laos oazą spokoju, odnosi się tu wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Ludzie też są biedni. Utrzymują się głównie z uprawy ryżu. Kobiety żyją średnio 57 lat, a mężczyźni - 53. Kraj jest jednak lepiej rozwinięty gospodarczo, dzięki takim skarbom jak: drzewa sandałowe, cynamon, laka, żywica, węgiel kamienny, rudy żelaza, a nawet kamienie szlachetne.

- Laos jest bardziej zadbany - uważa opolanka. - Jest w nim czyściej, na ulicach stoją nawet kosze na śmieci, rosną kwiaty. Jest dużo knajpek, kawiarenek pełnych turystów.

- W stolicy, w Vientiane poszliśmy na targ, na którym mieszkańcy handlują tym wszystkim, co ich zdaniem nadaje się do zjedzenia - wspominają opolanie. - Na straganach leżały suszone i smażone tarantule, pieczone żaby, chrabąszcze oraz inne stworzenia. Jakoś nie mieliśmy na nie ochoty. Ale to nie był koniec wrażeń. Podeszły do nas dziewczynki, które trzymały na rękach... żywe tarantule. Zachęcały, by za opłatą je pogłaskać. Woleliśmy jednak nie ryzykować.

Riksze i smażony wąż

Wietnam liczy 86 mln mieszkańców. Stolica mieści się w Hanoi. - Do tego miasta zawitaliśmy wieczorem - opolanie opowiadają o kolejnym etapie podróży. - Zobaczyliśmy tłumy ludzi na ulicach, mnóstwo riksz, samochodów i skuterów. Towarzyszył temu potworny hałas. Stolicę kraju warto zaliczyć, ale trudno tu odpocząć. Podobnie jest w 8-milionowym Sajgonie, w którym jest podobno 4 mln skuterów. - W Sajgonie, obecna jego nazwa to Ho Chi Minh City, należy jednak odwiedzić Muzeum Pozostałości Wojennych (dawniej: Muzeum Amerykańskich Zbrodni Wojennych), upamiętniające okrutną wojnę, w której zginęło aż 2 mln Wietnamczyków, a półtora miliona zostało kalekami.

Chiński poeta Xiao San napisał kiedyś: "Jeśli nie odwiedziłeś zatoki Ha Long, to nie byłeś jeszcze w Wietnamie". - To prawda - przyznaje pani Wiesława. - Widok na zatokę zapiera człowiekowi dech w piersiach. Jest tam ponad 2 tys. wysepek, które jakby wyrastają z wody. Przez 2 dni mieszkaliśmy na dżonce i odwiedzaliśmy kolejne wysepki i zatoczki.

I znowu powrót do mrocznej historii. Pod Sajgonem mieści się kompleks tuneli militarnych Viet Congu. To dawne, ukryte miasto, które partyzanci zbudowali zaledwie kilka kilometrów od głównej bazy amerykańskiej. - Tunele liczą 200 km, są niezwykle wąskie i niskie, ale drobni Wietnamczycy łatwo się nimi poruszali. Były tam kuchnie, sale operacyjne, studnie z wodą. Amerykanie wrzucali do otworów wentylacyjnych - wytropionych przez psy - granaty. A partyzanci sypali tam pieprz i chili, żeby psy odstraszyć. Zastawiali na agresorów wymyślne pułapki.

W wietnamskiej restauracji opolanie skosztowali też usmażonego węża. - Był tak rozdrobniony, jakby jadło się zmielonego kurczaka - mówią. - Nic szczególnego.

Wiesława Błudzin jest specjalistą chorób zakaźnych, więc nic dziwnego, że odwiedziła miejsce związne z tą dziedziną. - Byliśmy w bardzo ładnym mieście Nha Thrang, gdzie mieści się muzeum poświęcone Aleksandrowi Jersinowi, odkrywcy pałeczki dżumy. Ten francuski naukowiec miał w tym samym budynku, należącym kiedyś do Instytutu Pasteura, swoje laboratorium. Z jego wyposażenia sporo się zachowało, np. mikroskop, który pomógł w wykryciu sprawcy groźnej choroby. Pałeczkę dżumy przenosiły szczury, a w Wietnamie, gdzie jest tyle wodnych terenów - ich nie brakowało. Dlatego instytut zorganizował badania na miejscu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska