Iwona udławiła się rekinem

Teatr Kochanowskiego
Małgorzata (Grażyna Misiorowska) obiera gruszkę. Kamera pokaże nam na ekranie tylko detal.
Małgorzata (Grażyna Misiorowska) obiera gruszkę. Kamera pokaże nam na ekranie tylko detal. Teatr Kochanowskiego
Krzysztof Garbaczewski zrealizował Gombrowiczowską "Iwonę, księżniczkę Burgunda" jako thriller filmowy. Mroczną historię opowiada głównie za pomocą kamery i dużych zbliżeń.

Siedząc na widowni Dużej Sceny, podglądamy plan filmowy. Aktorzy grają za papierową ścianą, a ich poczynania śledzi wszędobylska kamera.

Obraz z niej jest rzucany na wielki ekran. Widzimy to, co ogarnia obiektyw kamery, a ten chętnie skupia się na detalach.

Dużo tu zbliżeń - na oko Iwony, do którego zmierza palec Małgorzaty, na precyzyjnie obieraną gruszkę, która kawałek po kawałku trafia do ust, na zastygłą w przerażeniu twarz Filipa.

Czasami kamera podąża za aktorami, którzy przemieszczają się wąziutkimi korytarzami. Bohaterowie tego eksperymentu na pograniczu sztuki teatru i filmu znaleźli się w dziwnym labiryncie.

Nie wiadomo co się stanie, nie wiadomo, jakie znajdą wyjście. Atmosfera przywodzi na myśl pełne dziwności i tajemnicy klimaty filmów Lyncha, można dostrzec inspiracje filmami Rodrigueza i produkcjami klasy od B do końca alfabetu.

Tym, co napędza wydarzenia, jest milczenie Iwony. Twórcy przedstawienia uciekają jednak od kwestii formy i groteski jako klucza do interpretacji dramatu. Choć nie do końca. Groteska jest, tyle że inspirowana filmami. Iza tańczy z odkurzaczem do muzyki z "Ghostbusters".

Innocenty ucharakteryzowany jest na długowłosego Meksykanina. Ościste karaski zostały zastąpione nadmuchanym helem... rekinem, który swobodnie sobie pływa nad głowami widzów, a jego pojawieniu się towarzyszy słynny motyw ze Spielbergowskich "Szczęk".

Iwona Aleksandry Cwen też nie jest do końca taką rozlazłą Cimcirymci, do jakiej przyzwyczaiła nas tradycja. Jest w niej jakaś niepokojąca tajemnica, pierwiastek czegoś obcego i potężnego.

Ona, kiedy patrzy, faktycznie "pożera". I nic dziwnego, że wyzwala w otoczeniu mordercze instynkty, które w finale prowadzą do zbrodni. U Garbaczewskiego dwór nie zabija Iwony "z wysoka".

Tu bardziej mamy do czynienia ze zwykłą rodziną, z jej wstydliwymi tajemnicami, a jednocześnie skrywaną gotowością do okrucieństwa i brutalności, która w końcu znajduje ujście.

Następuje to także poprzez stopniową dekonstrukcję scenografii. Aktorzy drą papierowe ściany, plan filmowy odsłania nam się w finale jako żywy plan, w którym już nie wybiórczym okiem kamery, ale ogarniając całość sceny, będziemy świadkami śmierci tytułowej bohaterki.

Eksperyment Garbaczewskiego chwilami bywa nużący, a jednocześnie jest w nim niezwykła siła przyciągania. Warto zobaczyć.

Witold Gombrowicz "Iwona, księżniczka Burgunda". Reżyseria i scenografia - Krzysztof Garbaczewski, kostiumy - Julia Kornacka, dramaturgia i muzyka - Marcin Cecko, światło - Wojciech Puś. Teatr Kochanowskiego w Opolu, premiera 15 kwietnia 2012.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska