Janusz Kubicki - lekarz z Opola, który kolekcjonuje motyle

fot. Archiwum
Janusz Kubicki
Janusz Kubicki fot. Archiwum
Sam motyle łapie, preparuje je, a po powrocie z zagranicznych wypraw - umieszcza w specjalnych gablotach. Najpiękniejsze okazy przywiózł z Kuby i Kenii.

Prof. dr hab. n. med. Janusz Kubicki pracuje w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym i Noworodków w Opolu. Jest ordynatorem oddziału ginekologii septycznej. Wykłada też w Państwowej Medycznej Wyższej Szkole Zawodowej w Opolu, w której jest prorektorem.

Należy do Polskiego Towarzystwa Lepidopterologicznego, skupiającego w całym kraju ok. 250 miłośników i zbieraczy motyli. Połowa z nich jest związana z tym zawodowo.

Janusz Kubicki, znany specjalista ginekolog z Opola, kolekcjonuje motyle. W jego zbiorach jest z tysiąc okazów.

Jest jedynym lekarzem na Opolszczyźnie, którego pochłonęła ta pasja. Sam motyle łapie, preparuje je, a po powrocie z zagranicznych wypraw - umieszcza w specjalnych gablotach. Wspaniałe, kolorowe okazy zdobią nie tylko jego mieszkanie. Wręcza je często w prezencie znajomym. Swoje zbiory podarował kilku szkołom. Są one w Krakowie, skąd pochodzi, i w Opolu - w Szkole Podstawowej nr 1 i w III Liceum Ogólnokształcącym, gdzie uczyły się jego córki.
- Zaraził mnie tą pasją ojciec, z zawodu prawnik, który gromadził motyle jeszcze przed drugą wojną światową - wspomina doktor Janusz Kubicki. - Próbował ją przekazać też moim braciom, ale tylko ja pozostałem jej wierny do dzisiaj. Ojciec zrobił mi pierwszą siatkę na motyle. Razem wyruszaliśmy na "łowy" w okolice Krakowa, na Podhale. Często jeździliśmy do Rabki, do Zakopanego. Wtedy bez trudu natrafialiśmy na rzadkie okazy, gdyż środowisko nie było jeszcze tak skażone jak dzisiaj.

Pan Janusz przed każdą podróżą pakuje do walizki siatkę na motyle z metalową rączką (zrobioną już według własnego pomysłu), specjalny klaser, do którego trafiają od razu złapane okazy, drewnianą deskę, na której suszy je przez trzy dni i mały pojemniczek z benzyną do usypiania motyli. Wystarczy po kropelce na każdego.

Najpiękniejsze okazy przywiózł z Kuby i Kenii. Motyl z Kuby, którego można podziwiać w gablocie wiszącej w jego gabinecie ma pomarańczowo-czarne pasy, jest duży i dorodny. W locie wygląda jak ptak. Gdy na Kubie pan doktor zbytnio się oddalił od swojego hotelu i za daleko się zapuścił w zarośla, to napotykał na mundurowego.

I był grzecznie, acz stanowczo zawracany.
- W Kenii spotkała mnie miła niespodzianka, bo w łapaniu motyli pomagali mi Masajowie - opowiada Janusz Kubicki. - Gdy się zorientowali, za czym przez całe dnie się "uganiam", zaczęli mi je znosić każdego wieczoru do mojego campusu. To były cuda! Niczego w zamian nie oczekiwali. W Kenii niektóre motyle są niemalże na wyciągnięcie ręki. Wystarczy pójść na trawiastą plażę, one sobie siadają obok, człowiek sięga wtedy po siatkę i po chwili motyl jest w środku.

Czasem, jak zasnąłem, to inni plażowicze mnie budzili i wołali: o motyl, motyl...A potem się cieszyli, jeśli udało mi się go złapać.

Na Karaibach to dopiero są piękności, o czym świadczy inna z gablot. Są duże, mięsiste i mienią się różnymi kolorami tęczy.
Największą przyjemnością jest ich złapanie - uważa doktor Kubicki.
- Czasem za takim motylem idę, skradam się kilkaset metrów, on przysiada na kwiatku, potem się zrywa. Podchody trwają i trwają.
Nieraz ludzie obserwując mnie z boku zastanawiają się, cóż ja takiego robię. Myślą: może jakiś dziwak?

Motyla nie można łapać w locie. Nie można go też chwytać za skrzydełka, a jedynie za tułów, bo inaczej się rozsypie. Po czym natychmiast trzeba go umieścić w klaserze. Natomiast preparowanie odbywa się dopiero wieczorem, po powrocie z "łowów". Po trzech dniach suszenia na desce należy motyla przypiąć szpileczką tak, aby skrzydła były ustawione pod kątem prostym i żeby było widać czółki. Wymaga to chirurgicznej precyzji.

- Wieczorami poświęcam godzinę lub dwie na preparowanie najnowszych zdobyczy - mówi pan doktor. - Ale jestem wtedy na urlopie, mam dużo czasu i to mnie ogromnie bawi. Wspaniale odpoczywam. Na Karaibach tubylcy posypywali mi potem deskę z przypiętymi motylami przepięknymi kwiatami. Powstawała niepowtarzalna kompozycja.

Janusz Kubicki zawsze najładniejszy okaz ze swojej kolekcji pozostawia na pamiątkę w recepcji hotelu, w którym mieszkał. Taki gest bardzo się podoba, bo w trakcie pobytu w jakimkolwiek miejscu wszyscy kibicują jego pasji.
Na świecie żyje ponad 200 tysięcy gatunków motyli, jest to najbardziej obfity gatunek fauny. Ale aż 150 tysięcy z nich to motyle nocne, czyli ćmy. A tylko 50 tysięcy - dzienne. Doktor Kubicki nie tylko je kolekcjonuje, ale wie o nich niemal wszystko i porywająco o swych "pupilach" opowiada.

- Motyle potrafią upodobnić się do kory drzew, zwiędłych liści, więc nieraz trzeba mieć dużo doświadczenia i wprawy, żeby je wypatrzyć - opowiada. - Odżywiają się one również trującymi roślinami, dlatego trzeba uważać, żeby pyłku, który je pokrywa, nie wetrzeć w oczy. Większość ma na skrzydłach jakby narysowane koła imitujące oczy, aby bały się ich ptaki.

- W ubiegłym roku na Karaibach złapałem tak pięknego motyla, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem - dodaje pan Janusz. - Był srebrzysto-biały, cudownie połyskiwał, a średnica jego skrzydeł wynosiła 20 centymetrów. Gdy wyjąłem go już z siatki i złapałem za tułów - uciekł, zostawiając mi w rękach swoje odnóża. Tak był silny. Pierwszy raz spotkałem się z podobną sytuacją.
Z kolekcjonowaniem motyli wiążą się też zabawne historie.
- Byliśmy z żoną w Portugalii - opowiada. - Pewnego razu podeszli do niej jacyś ludzie i zapytali: "Dlaczego pani mąż chodzi z pogrzebaczem"? Mieli na myśli pręt od siatki na motyle. Ponieważ trzymałem ją pod ręką, widzieli tylko kawałek wystającego spod niej metalu i tak go sobie skojarzyli. Z kolei w Grecji w trakcie odprawy paszportowej celników bardzo zdziwiły deski leżące w mojej walizce. Gdy wyjaśniłem do czego będą mi służyć, popatrzyli na mnie tak jakoś dziwnie... Inny razem, gdy już z Grecji wracałem, celnicy kazali mi wyjaśnić, co się kryje w pudle, które przewoziłem.

Odpowiedziałem: martwe motyle. I tym razem wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, ale nie robili przeszkód i na szczęście motyli mi nie zarekwirowali. Może gdybym przewoził je w dużej ilości, to naraziłbym się na kłopoty. Bo podobno są ludzie, którzy przemycają motyle w celach handlowych. Celnicy uwierzyli mi, że jestem tylko hobbystą.

Motyle żyjące w Polsce mają, zdaniem opolskiego kolekcjonera, przepiękne nazwy, bo do każdego gatunku jest dopisywana zawsze nazwa: rusałka. Jest więc rusałka pawik (inaczej pawie oczko), rusałka ceik (z przodu niepozorna, ale z tyłu jest czarna i ma srebrną literę C), rusałka admirał, rusałka żałobnik (czarna z żółtymi obwódkami). Pan Janusz je wszystkie ma.

- A tu jest paź królowej - pokazuje. - Złapałem go pięć lat temu na...moim balkonie.
Każdy miłośnik i zbieracz motyli, choć widział ich wiele, marzy o takich, których nigdy nie spotkał.

- Wiem, że w naszych Tatrach występuje niepylak Apollo, którego oglądałem tylko w atlasie - mówi Kubicki. - Chciałbym wreszcie się natknąć na mieniaka tęczniaka, który jest czarny, ale gdy padną na niego promienie słoneczne, staje się niebieski. Zatrucie środowiska powoduje jednak, że te cuda giną. Poza bielinkiem kapustnikiem i cytrynkami, których na wiosnę zaczyna się jeszcze dużo pokazywać, z innymi motylami jest krucho.

Najpiękniejsze okazy ze swojej kolekcji Janusz Kubicki podarował córkom mieszkającym w Krakowie. Ma nadzieję, że jego pięcioletni wnuk Michał też pójdzie w jego ślady. Być może już tej wiosny zrobi mu siatkę na motyle i razem się wybiorą do lasu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska