Jarosław Cieśliński opowiadał o wyprawach do Ladakh w Klubie Podróżnika nto

fot. Mariusz Jarzombek
- W Indiach trzeba się targować. Kto się nie targuje, usłyszy, że jest głupim Amerykaninem - mówił Jarosław Cieśliński.
- W Indiach trzeba się targować. Kto się nie targuje, usłyszy, że jest głupim Amerykaninem - mówił Jarosław Cieśliński. fot. Mariusz Jarzombek
Kilkadziesiąt osób przyszło na spotkanie Klubu Podróżnika nto. Naszym gościem był opolanin Jarosław Cieśliński, który opowiadał o swych wyprawach do Ladakh, krainy w Indiach leżącej między Himalajami a Karakorum, zwanej małym Tybetem.

- Na trekking może wybrać się każdy - przekonywał. - Wystarczy niezła kondycja, dostosowanie do zwyczajów panujących w górach i szacunek dla tubylców.

Jak dodał, nawet nie trzeba znać perfekt angielskiego, bo w Ladakh ludzie w tym języku mówią słabo. Słowem kluczem jest "jullay", które w zależności od sytuacji może oznaczać powitanie, pożegnanie czy pytanie o drogę.

Wyprawa nie jest też kosztowna: oprócz biletu do New Delhi (1200-2000 zł) za miesięczny pobyt trzeba zapłacić około 1000 zł.

Hindusi i Tybetańczycy z wielkim sercem witają przybyszów z daleka. Dla każdego mają herbatę z mlekiem jaków i obowiązkową zupę warzywną. A lokalni lekarze swoimi ziołami wyleczą drobne przypadłości.

- Zobaczyłem prawdziwe Indie, ludzi, którzy żyją bez pośpiechu, w biedzie i cieszą się z tego, co mają
- mówił po spotkaniu Piotr Partyka z Opola.

Kolejne spotkanie w październiku.

Więcej o wyprawie do Ladakh 26 września w nto.

Proszę o kontakt osoby, które zechciałyby opowiedzieć o swoich podróżach w Klubie Podróżnika nto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska