Rząd rozważa wprowadzenie kar dla pacjentów, którzy nie stawiają się na umówione wizyty lekarskie oraz nie informują z wyprzedzeniem, że się na niej nie pojawią. Ma to sprawić, że kolejki do specjalistów, sięgające nawet kilku lat, ulegną skróceniu.
- Takie inicjatywy, mające w założeniach zwiększyć efektywność systemu, wynikają z prostego założenia przyświecającego polskiej polityce zdrowotnej: że pieniędzy nie ma i nie będzie. A przecież głębokie niedofinansowanie to podstawowy problem naszej służby zdrowia - mówi Jerzy Przystajko.
- Kolejki oczywiście wynikają też z braków kadrowych, ale to przede wszystkim owoc niewystarczających nakładów. W planach finansowych państwa nie widać zresztą, aby to się miało radykalnie zmienić. Owszem, rząd może od czasu do czasu dorzucić pieniędzy tam, gdzie jest naprawdę paląca potrzeba, ale to nie jest rozwiązanie problemu. Rozwiązaniem jest dołożenie pieniędzy - argumentuje działacz partii Razem.
Pytany o to, czy nie oznaczałoby to sięgnięcia głębiej do kieszeni obywateli, Jerzy Przystajko odpowiada, że takie sięganie ma już miejsce.
- Niewydolna służba ochrona zdrowia pcha ich do podmiotów prywatnych. Oczywistym jest, że jeśli chorujący ma czekać na wizytę bądź specjalistyczny zabieg nawet przez kilka lat, to postara się wysupłać pieniądze, by skorzystać z możliwości konsultacji i badania w podmiocie prywatnym. Potwierdzają to statystyki. Polska przoduje bowiem w zestawieniu państw, w których wydatki na prywatną ochronę zdrowia są relatywnie wysokie w zestawieniu z systemem publicznym - argumentuje.
Więcej w programie "Gość nto".
Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?