Karate kyokushin. Z jednej strony radość, z drugiej niesmak - Konrad Kozubowski po mistrzostwach Europy 2018 [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Konrad Kozubowski nie ma sobie w Europie równych w kata.
Konrad Kozubowski nie ma sobie w Europie równych w kata. materiały prywatne
Konrad Kozubowski z Opolskiego Klubu Karate Kyokushin po raz kolejny został mistrzem Europy w kata. W konkurencji kumite poszło mu gorzej. Rywalizację o awans do strefy medalowej przegrał jednak w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach.

Jakie uczucia dominują w panu po zakończeniu mistrzostw Europy we Wrocławiu?
Konrad Kozubowski: Na pewno jestem bardzo zadowolony ze startu w kata, bo udało mi się po raz czwarty z rzędu sięgnąć po złoty medal. Choć czułem się dobrze przygotowany, towarzyszył mi tym razem duży stres. Być może wynikał on z faktu, że ponownie broniłem mistrzowskiego tytułu. Mimo drobnego potknięcia już w pierwszej walce, wszystko na szczęście skończyło się dobrze. Trzy razy wygrałem w stosunku 5:0, a raz 4:1.

Rywalizację w kumite (walki - przyp. red) ukończył pan natomiast bez medalu, na ćwierćfinale. Pańskiej porażce z Hiszpanem Ivanem Fernandezem towarzyszyło jednak dużo kontrowersji.
Nie czuje złości, ale duży niesmak już tak. A to dlatego, że wiem, iż tej walki nie przegrałem. Dostałem kopnięcie w krocze, po którym dwóch sędziów pokazała karę dla przeciwnika, a dwóch innych waza-ari. Trzeci przychylił się tej drugiej opinii i rywal otrzymał pół punktu. Miałem 80 sekund, żeby odrobić stratę, więc rzuciłem się na niego z dużą agresją. Dominowałem, było widać, że on już raczej nie chce podejmować walki. Po jej zakończeniu złożyliśmy protest wideo, po którym najpierw zapadła decyzja o powtórzeniu pojedynku, a potem, po gwałtownych protestach ludzi ze sztabu Hiszpana, sędziowie wycofali się z pierwotnego werdyktu. W poniedziałek raz jeszcze obejrzałem walkę na wideo i zrobiło mi się jeszcze bardziej niesmacznie.

Można zatem stwierdzić, że w kata jest mniejszy element losowości niż w kumite?
Kata to konkurencja typowo techniczna, dążąca do maksymalnej perfekcji. Jestem wtedy sam na macie i mój sukces zależy od tego, jak sobie wszystko wcześniej wytrenowałem i jak sobie poradzę ze stresem. O wszystkim decydują detale. Nie powiedziałbym natomiast, że zawodnikom startującym w kata towarzyszy mniejsza presja niż tym, którzy rywalizują w kumite. Wielu kolegów i koleżanek z kadry powiedziało mi, że nigdy nie wystartowaliby w kata, bo nie daliby rady odpowiednio opanować emocji.

A do startu w kata i kumite przygotowywał się pan w jednym czasie?
Kiedyś usłyszałem, że nie da się pogodzić startów w kata i kumite. Te słowa mocno mnie zmotywowały. Dodatkowo mój trener Mariusz Godoś powiedział wtedy, że świadczą one o tym, iż rywale się mnie obawiają. Kiedy rok temu zdobyłem medal mistrzostw Europy w obu konkurencjach, wspomniani sceptycy publicznie wycofali swoje słowa. Co do przygotowań, dłużej szykuję się do kumite. Mój makrocykl treningowy przed mistrzostwami Europy zajął około trzy miesiące. Kata trenowałem przez około miesiąc lub półtorej. W tej konkurencji nie muszę się za każdym razem uczyć od nowa, tylko przypomnieć sobie konkretne nawyki. Polega ona bowiem głównie na pamięci mięśniowej. Trening kata nigdy nie będzie również męczący, ponieważ jego właściwe wykonanie wymaga odpowiedniej świeżości.

Karate kyokushin to też sport wymagający niezwykłej wszechstronności. Jakie zatem inne dyscypliny wplata pan do swojego planu treningowego, by dobrze przygotować się do najważniejszych startów?
Bardzo dużo biegam. Nie jestem jednak fanem długich biegów tlenowych. Bez dobrej muzyki nie jestem w stanie się do nich zmusić, po prostu się nudzę. Uwielbiam za to interwały, szczególnie takie elementy jak podbiegi czy sprinty. Przyjemność sprawia mi też crossfit. Generalnie lubię się mocno zmęczyć. Jako że musimy być dobrze rozwinięciu pod każdym względem – gibkościowym, szybkościowym czy wytrzymałościowym, bardzo ważna jest również gimnastyka. Trener Mariusz Godoś mocno przywiązuje do tego uwagę, co potem świetnie przekłada się na naszą technikę. Pracujemy z nim także nad odpowiednią taktyką walki, głównie na właściwym poruszaniu się. Staramy się nie wdawać w bijatyki, tylko walczyć mądrze, wyczekiwać na swój moment, bo taktyka walki “na wyniszczenie” nie zawsze jest najwłaściwsza. Choćby podczas takiego turnieju jak mistrzostwa Europy, kiedy to czasami jednego dnia trzeba stoczyć nawet pięć pojedynków.

W naszej rozmowie od czasu do czasu wplata pan słowa z języka japońskiego. Zna pan tylko nazwy pojęć związanych z karate czy też uczy się go na większą skalę?
Kiedyś w klubie trenował z nami Dawid Bień, który pasjonował się językiem japońskim, a teraz ma żonę Japonkę. W jednym sezonie prowadził z nami lekcje japońskiego. Kilku podstawowych zwrotów wtedy poznałem, ale generalnie była to dla mnie “czarna magia”. Obecnie nie kontynuuję już więc nauki tego języka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska