Kijowski: Moja przyszłość zależy od członków KOD-u. Oni podejmą decyzję

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Mateusz Kijowski, KOD.
Mateusz Kijowski, KOD. Fot. Dariusz Gdesz
Rozmowa z Mateuszem Kijowskim, działaczem społecznym, założycielem i liderem Stowarzyszenia Komitet Obrony Demokracji.

Nie ma pan już dosyć KOD-u?

Czasem myślę, że warto by odpocząć, wyspać się, przeczytać książkę, na co od dawna nie ma czasu. Ale jak się spotyka ludzi, to takie myśli uciekają. W sobotę byłem w Kędzierzynie-Koźlu i w Opolu, stąd pojechaliśmy do Dobrzenia Wielkiego i do Namysłowa. Wszędzie spotykam życzliwych ludzi, którzy ładują we mnie energię i mają nadzieję, że pomogę im się zorganizować i coś zrobić.

W polityce - do której KOD wszedł, czy tego chce, czy nie - jest jak w sporcie. Kibiców ani trochę nie obchodzi, jak ciężko zawodnik trenuje. Liczy się wynik. Tego wyniku KOD - jak cała opozycja w Polsce - nie ma. Niepodzielnym zwycięzcą jest PiS, no i Jarosław Kaczyński. Jakby KOD-u nie było.

To nie tak. Odnosimy cały czas sukcesy. Jednym z większych był ogólnopolski strajk kobiet. W stu kilkudziesięciu miastach ludzie przekonali się, że mogą wyjść i zaprotestować, gdy uważają, że dzieje się źle. Coś się wśród ludzi obudziło. Zaczęli inaczej myśleć.

Powtarzam, to dowód, że treningi są bardzo udane, a w zawodach wygrywa PiS.

Żeby wygrać, trzeba w ogóle wystartować. Naszym krótkoterminowym zadaniem jest odsunięcie PiS-u od władzy i liczymy, że to się uda w najbliższych wyborach.

Sondaże na to nie wskazują...
Trzeba pomóc politykom przygotować alternatywę złożoną z sił prodemokratycznych, które gotowe są popierać wartości o które walczymy. Na razie nie potrafią się razem zebrać, współpracować i zjednoczyć.

Opozycja nie tylko nie współpracuje. Część politologów jest zdania, że wybuch afery, do której przylgnęło już miano „Kijowski gate”, został nakręcony nie przez media sprzyjające PiS, ale PO. Wszystko po to, by - poprzez KOD - uderzyć w Nowoczesną. Kaczyński za taką opozycję może tylko dziękować.
Ta wersja wydarzeń nie jest prawdziwa. Ale przyznaję, że opozycja jest podzielona. Myślę, że politycy dostali sygnał od obywateli, którzy pod koniec grudnia ukuli hasło „zjednoczona opozycja”. Teraz trzeba je skonsumować. Podejmujemy jako KOD zakulisowe - na razie - wysiłki i są szanse, by opozycja zaczęła działać razem. Ta w parlamencie i ta poza nim. Platforma sama nie jest w stanie przywrócić w Polsce praworządności i porządku konstytucyjnego.

Zwłaszcza, że zajmuje się walką na noże z Nowoczesną...

Powiedziałbym, że te partie konkurują, a pan Kaczyński, sugerując, że powinni wybrać lidera opozycji im w tym pomaga. On świadomie jątrzy i wkłada kij w mrowisko. Normalnie w tym, że partie konkurują nie ma niczego dziwnego. Ale w Polsce mamy dziś moment wyjątkowy, w którym programy się nie liczą. Bo - jeśli trzymać się porównań sportowych - gra polityczna powinna się toczyć na boisku. Ale na nim grać się nie da. Bo ryje po nim stado dzikich świń. Trzeba się zjednoczyć i ochronić boisko, bo inaczej za chwilę nie będzie na czym grać.

Będę się upierał, że tych symptomów wspólnej ochrony boiska nie widać. A zastanawiam się także, czy na wiosnę Mateusz Kijowski będzie jeszcze uczestnikiem gry. Profesor Ryszard Bugaj, obecny w działalności publicznej od pierwszej „Solidarności”, jest zdania, że najbardziej by pan KOD-owi pomógł, odchodząc z niego.
To zależy od członków KOD, którzy będą w wyborach regionalnych głosować. Jedni mówią, że powinienem odejść, inni, że pomogę, jeśli zostanę. Im kto ma mniejszą wiedzę o tym, co się stało, tym bardziej emocjonalnie reaguje. Im mniej informacji, tym więcej ataków. W ciągu dwóch miesięcy mój mandat zostanie zweryfikowany.

Sam pan mówi w wywiadach, że faktury są prawdziwe. A skoro tak, to pieniądze zbierane na cel publiczny trafiły na prywatne konto. Nie potrzeba żadnych ataków, wystarczą fakty.

Faktury są prawdziwe i potwierdzają opłaty za wykonane usługi. Niezręczność jest taka, że działając wolontarystycznie dla KOD-u, równocześnie wykonywałem dla KOD-u prace jako informatyk. Ale ja ich sobie nie zlecałem. Dziś zrobiłbym to zupełnie inaczej.

Ale póki co kwota 90 tys. zł - dla przeciętnego chlebozjadacza ogromna - została przelana.

To są pieniądze brutto dla spółki, która wykonywała różne czynności, płaciła podatki, pokrywała koszty infrastruktury itd. Do mnie trafiało wynagrodzenie na poziomie 2,5 tys. brutto. I to były jedyne pieniądze, jakie dostawałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska