Kluczbork żyje piłką nożną

fot. Sławomir Mielnik
"Biało-niebieskie barwy ma nasza miłość i wiara, naszym klubem MKS, naszym miastem Kluczbork jest".
"Biało-niebieskie barwy ma nasza miłość i wiara, naszym klubem MKS, naszym miastem Kluczbork jest". fot. Sławomir Mielnik
Drugoligowy MKS to potężna siła. Kibicem klubu jest co dziesiąty mieszkaniec miasta. Fani MKS-u są u władzy, w zarządach firm, w pokojach nauczycielskich, szkolnych ławkach, a nawet na plebanii.

Z dwóch tysięcy gardeł na trybunach wyrywa się śpiew: "Biało-niebieskie barwy ma nasza miłość i wiara, naszym klubem MKS, naszym miastem Kluczbork jest."

- Jeszcze 6 lat temu, kiedy klub powstawał, nie marzyłem nawet o drugiej lidze - mówi Wojciech Smolnik, wiceprezes klubu. Koledzy nazywają go lokomotywą. Nie ze względu na słuszną posturę, ale na zapał, z jakim prowadzi klubowe sprawy. Gdy kolegów dopada zmęczenie albo - co nie daj Boże - zniechęcenie, potrafi dopiąć im skrzydła. A jak nie, to przynajmniej "dać kopa" na zachętę.

Chyba że ktoś snuje pomysły finansowo do spełnienia w Realu Madryt. No, to wtedy zamiast skrzydeł ma na podorędziu wiadro zimnej wody. Bo wiceprezes Smolik każdą złotówkę z klubowych pieniędzy ogląda nie dwa, ale trzy razy.

- Myślę, że za sukcesem stoi między innymi rodzinna atmosfera w drużynie, w klubie, czy wręcz ojcowska troska jednego z działaczy, Norberta Wolfa, o naszych chłopaków - stwierdza.

Dla wszystkich znaczy dla nikogo

A skoro mowa o ojcach, to jako sprawcę narodzin MKS-u klubowi działacze wskazują obecnego burmistrza Kluczborka, Jarosława Kielara, za młodu juniora dawnego Metalu. Po wygranych wyborach burmistrz postanowił zakręcić kurek z pieniędzmi z miejskiej kasy dla wszystkich klubów po trochu. Wolał, żeby gmina finansowała jeden, ale porządny.

- I tak z połączenia dawnego Metalu, KKS-u i trzymającego poziom LZS-u Kuniów powstał MKS. Nasza duma - mówi Janusz Kędzia, przewodniczący rady miasta, kiedyś prawy obrońca w Metalu. Dziś na sesjach rady pełni raczej rolę arbitra. - Ten klub powstał, by móc coś zaproponować młodzieży. Dziś dostarcza emocji dwóm tysiącom ludzi na trybunach. Poza drugoligowymi seniorami szkoli dzieci i młodzież. Ludzie się z tą marką identyfikują, bo MKS to już marka - podkreśla przewodniczący Kędzia.

Serce mu rosło, jak po sukcesach MKS-u zaroiły się popołudniami szkolne boiska. - Niemal każdy kawałek murawy w tym mieście był i jest przez młodzież wykorzystywany - mówi.

Wkrótce pojawiły się nowe boiska. W tym pierwsze w regionie ze sztuczną nawierzchnią. Awans do drugiej ligi wymuszał modernizację stadionu. W oplecionych parkową zielenią obiektach zaczęło się dziać. A jak zaczęło się dziać, pojawił się projekt kampusu sportowo-szkoleniowego, do którego na zgrupowania mogliby zjeżdżać zawodnicy z całego kraju. Są nadzieje, że zagości tu któraś z drużyn Euro 2012.

Snobuj się na MKS

Bez MKS-u nie byłoby kampusu i nadziei na to, żeby stał się centrum pobytowym na Euro - twierdzi przewodniczący Kędzia.

Dlatego gmina nie skąpi pieniędzy na klub. Rajcy dali mu w tym roku ponad pół miliona z miejskiej kasy. Miasto to - obok firmy AZ Global - najpoważniejszy sponsor MKS-u. Klub ma ich około pięćdziesięciu. To przede wszystkim lokalne firmy. Wśród czołowych sponsorów jest między innymi Famak.

- Kiedyś o sponsorów nie było łatwo - mówi Andrzej Buła, prezes klubu i poseł Platformy Obywatelskiej. - Teraz wspieranie MKS-u jest chyba nawet w dobrym tonie - dodaje.

Wśród prezesów, dyrektorów lokalnych firm są dawni czynni piłkarze Metalu. Jak Jan Kowalik, prezes kluczborskiego Wagremu. Przeszedł przez wszystkie "metalowe" składy od trampkarzy do pierwszej drużyny, gdy klub był drugoligowcem.

- Jestem wiernym kibicem od lat - mówi prezes z uśmiechem.
Dla swoich pracowników kupuje karnety na mecze. W Wagremie jest ich ponad setka.

Na karnety dla pracowników nie skąpią inne firmy. Jak choćby Flaxpol, którego dyrektor handlowy i syn właściciela Ireneusz Lityński od 12. roku życia kopał piłkę, głównie na środkowej obronie. Jak mecz wypada wczesnym popołudniem, to wiadomo, że szefowie zwolnią przed fajrantem.

Klubowi działacze obawiają się trochę, że kryzys może przerzedzić szeregi sponsorów. - Nie opuścimy MKS-u, jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B - deklaruje wierność klubowi dyrektor Lityński.

Janusz Kędzia, dyrektor ds. inwestycji w Famaku, uważa, że wspólne wymachiwanie szalikami na trybunach buduje mosty między lokalnymi firmami.
Bo na meczach poza komentowaniem tego, co się dzieje na murawie, toczą się rozmowy biznesowe, a niektóre przekuwają się na konkretne zlecenia.

- Więc może za sprawą MKS-u lokalne firmy choć trochę lżej odczują kryzys - ma nadzieję Kędzia.

Kibic nie zna granic

"Biało-niebieskie barwy ma nasza miłość i wiara, naszym klubem MKS, naszym miastem Kluczbork jest".
(fot. fot. Sławomir Mielnik)

MKS ma kibiców na całym świecie. - Za granicą jest ich co najmniej tysiąc - szacuje Andrzej Buła.

Pewien fan z Niemiec wymarzył sobie na czterdzieste urodziny koszulkę MKS-u. Dostał ją, ze specjalnie wydrukowanym numerem "40" i swoim nazwiskiem.

- Inny kibic, Tomasz Sierakowski z Warszawy, który systematycznie śledzi wszelkie informacje dotyczące klubu z rodzinnego miasta Kluczborka, ma w Ruchu Chorzów znajomego działacza i dzięki tej znajomości mamy szansę na sparing z zawodnikami ekstraklasy - zaciera ręce prezes MKS-u.

Polonistka na żylecie

Kibice z Kluczborka nie szczędzą gardeł. Nie ma takiej możliwości, by na meczu nie było biało-niebiesko. Jak na meczu z Rakowem.

Przemarsze młodych kibiców przez miasto po meczach z bębnem na przodzie kolumny, dywanem biało-niebieskich szalików nad głowami i nieoficjalnym hymnem MKS-u na ustach wzbudzają sympatię mieszkańców. Atmosfera radości przenosi się na ulicę.

Marcin Szecel, 30-latek z Kluczborka, opuszcza mecze tylko z ważnych powodów. - No, ewentualnie ślub czy chrzciny mogą mnie zatrzymać w domu. Takich jak Marcin, którzy nie skąpią paliwa, żeby nasi nie byli sami na meczu choćby gdzieś za Bydgoszczą, jest dużo więcej.

- Ja na mecze chodzę z mężem od 30 lat - mówi Irena Drozda z Kluczborka, jedna z nielicznych niewiast na trybunach. - Jeszcze od czasów narzeczeńskich. Piłkę też kocham. Mam wszystkie bilety na mecze MKS-u, od kiedy wszedł do drugiej ligi. Pochwalę się wnukom.

Katarzyna Kaliciak, polonistka z kluczborskiego gimnazjum nr 5, została fanką MKS-u za sprawą swoich uczniów, kiedy została wychowawczynią w klasie sportowej. - Dzięki piłce szybko znalazłam z uczniami wspólny język - wspomina. - Od kiedy chłopcy zaprosili mnie w którąś sobotę na mecz.

Nić porozumienia między wychowawczynią a uczniami zawiązała się już na etapie walki o miejsce w "młynie". - Potem razem wydzieraliśmy się na całe gardło - wspomina polonistka. - Oczywiście niektóre słowa na trybunach, jak to na meczu, mogą być przykre dla uszu polonistki, zwłaszcza przy uczniach. No, ale są jednak sytuacje na murawie, że język świerzbi.

- Te mecze to jedno z niewielu miejsc, gdzie jest taka jedność, gdzie duży czy mały, chudy czy gruby, łysy czy rudy - wszyscy krzyczą razem, gdy jest gol, razem przeżywają stratę - mówi polonistka.

Przewodniczący Kędzia, mimo że ma miejsce w loży dla VIP-ów, woli siedzieć po drugiej stronie boiska. - Tam są prawdziwi kibice. Tam wszystkiego się człowiek dowie - o meczu, o mieście i o sobie. Jak trzeba, powiedzą w oczy wszystko. No i cóż, trzeba przyjąć krytykę.

MKS stara się dbać o kibiców poza sezonem. - Na dworze śnieg, a na halowej piłce nożnej dwunastu zawodników na boisku i trzysta osób na widowni - mówi Andrzej Buła. - Klubowi działacze muszą co weekend dyżurować na hali, razem z pracownikami ośrodka sportu i rekreacji. Ale co, mamy ludziom odebrać tę przyjemność? Nie ma mowy - kwituje.

Filozofią MKS-u jest wychodzenie poza murawę. - Czyli działania społeczne - tłumaczy.

Tu Buła wymienia bal sylwestrowy, który zgromadził prawie cały miejscowy biznes i notabli. Zajęcia edukacyjne, które klub chce organizować dla najmłodszych kibiców z udziałem ich ulubieńców z murawy. Wydawanie klubowej gazety z wynikami, sylwetkami piłkarzy i sponsorów czy partnerstwo w dużym projekcie razem z urzędem pracy w Nysie, dzięki któremu MKS będzie prowadził szkolenie dla 400 instruktorów sportu z regionu.

- Ale myślimy też o alternatywie dla piłki nożnej, bo nie wszyscy muszą kochać tę dyscyplinę - mówi przewodniczący Kędzia. - Jak wyremontujemy halę w parku, będzie baza dla piłki ręcznej i męskiej siatkówki.

- Prowadzenie drugoligowego klubu to żmudna orka - mówi Wojciech Smolnik. Tak jak inni działacze pracuje "za dziękuję". Klub zabiera mnóstwo czasu i pieniędzy. Nikt już nie liczy, ile się już dołożyło z własnej kieszeni.

- MKS to już właściwie małe przedsiębiorstwo - dodaje poseł Buła. - Prowadzone przez ludzi, którzy nie liczą, że na tym zarobią. Ważne, że jest dla kogo się wysilać.
"Naszym klubem MKS, naszym miastem Kluczbork jest..."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska